Niepełnosprawny dwudziestolatek z Opola realizuje swoje pasje

fot. Sławomir Mielnik
- Poza szkołą moją pasją jest piłka nożna, no i spacery z psem Tarzanem - mówi Olaf.
- Poza szkołą moją pasją jest piłka nożna, no i spacery z psem Tarzanem - mówi Olaf. fot. Sławomir Mielnik
Olaf Gałecki z Opola ma 20 lat i 148 cm wzrostu. Śmieje się, że dzięki temu ma pewną przewagę nad innymi - patrzy na świat z odpowiedniej perspektywy. A poza tym kształci się na protetyka i pasjonuje piłką nożną.

Słoneczna niedziela, opolskie blokowisko Chabry. Drzwi mieszkania na parterze jednego z bloków otwiera Olaf. Sympatyczna twarz, serdeczny uśmiech i iskierki w oczach. Chciałoby się powiedzieć: typowy dwudziestolatek, gdyby nie... Olaf choruje na achondro plazję, schorzenie genetyczne powodujące niedorozwój kości i karłowatość. Dzięki operacjom, które przeszedł w dzieciństwie, jego kończyny wydłużyły się o 30 cm.

- I mogę normalnie chodzić. Czasem tylko, gdy za długo stoję, zaczyna mnie boleć biodro. Mam w związku z tym problemy natury... etycznej. Bo na przykład siedzę sobie w zatłoczonym autobusie, kiedy nagle wsiada staruszeczka. Choć bardzo chciałbym jej ustąpić miejsca, nie mogę, bo wiem, że mógłbym nie wytrwać do końca jazdy w takiej pozycji. To dość niekomfortowa sytuacja. Szczególnie dla mężczyzny, który chce być dżentelmenem - mówi Olaf Gałecki. Jest opolaninem, ale teraz pomieszkuje przede wszystkim w Zabrzu, gdzie zgłębia tajniki zawodu protetyka.

O tym, że łącznie przeszedł już 15 bardzo bolesnych operacji przypominają tylko blizny na jego nogach. - Co prawa, dokładnie wszystkiego nie pamiętam, bo miałem wtedy tylko siedem lat, ale wiem, że krzyczałem z bólu - wspomina. Nogi Olafa najpierw złamano, a w szczeliny powstałe między kośćmi wsunięto specjalne przyrządy. One zmuszały tkankę kostną do wydłużenia się.

- Cały proces trwał około roku. Pół roku leczenia i pół roku rehabilitacji, kiedy musiałem chodzenia uczyć się od początku - opowiada Olaf - Oczywiście, nie obyło się bez komplikacji. Dodatkowe dwa miesiące leżałem w łóżku, bo podczas ściągania gipsu nogę znów mi nieopatrznie złamano. Widać nie była tak twarda, jak przypuszczali lekarze.
Problemy zdrowotne sprawiły, że przez większość szkolnego życia, gdy jego rówieśnicy rano siedzieli w ławkach, a po południu kopali piłkę na podwórku, on w domu miał nauczanie indywidualne.

To jednak przeszłość. Teraz liczy się nauka. Olaf uczy się w policealnej szkole protetyki i żyje na własny rachunek w Zabrzu. Mieszka z siostrą, która jest na trzecim roku stomatologii. - Śmiejemy się, że jesteśmy rodziną z dentystycznymi tradycjami - mówi chłopak. Postanowił kształcić się na protetyka, choć w liceum nie kończył klasy o profilu biologiczno-chemicznym, a europejskim.

- Trudno to wytłumaczyć. Po prostu mi podpasowała - tłumaczy. - Na początku owszem, było mi trochę ciężko. Wiadomo, nowe miasto, nowi ludzie. Miałem o tyle łatwiej, że pomagała mi siostra. Podpowiadała, jakim autobusem mam jechać, do jakiego tramwaju wsiąść. Choć bywało i tak, że gdzieś się spóźniłem i musiałem sam się odnaleźć.
Olaf uwielbia jeździć na rowerze, interesuje się piłka nożną: - Moją pasją jest oglądanie meczy albo gra w Fifę na komputerze. Sam też zaliczyłem kilka epizodów na boisku. Co prawda, o kulach, ale co by nie mówić też pokopywałem piłkę - smieje się - Ostatnio nawet spełniłem jedno z moich marzeń. Byłem z siostrą i tatą na stadionie Camp Nou w Hiszpanii.

To nie jedyne na liście spełnionych marzeń chłopaka. Prawo jazdy też już dawno ma w kieszeni. - Jazda samochodem sprawia mi olbrzymią przyjemność. Kurs robiłem w zaprzyjaźnionej szkole. Na początku trochę się baliśmy, czy nie będę za mały do samochodu, ale okazało się, że dosięgam do pedałów. Trafiłem na superinstruktora. Egzamin na prawko zdałem za pierwszym razem - nie kryje satysfakcji.

Świetnie poszło mu też na maturze. - Tu nie było taryfy ulgowej, przecież na egzaminie dojrzałości jest się tylko numerem PESEL. Bardzo się bałam jak mu pójdzie, bo większość zajęć miał prowadzonych indywidualnie - przyznaje mama chłopaka. Olaf nie skarży się na swoją niepełnosprawność.

- Recepta? Odrzuciłem fałszywych przyjaciół. Od zawsze wolałem mieć wokół siebie może i garstkę, ale naprawdę bliskich ludzi - mówi. Choroba przeszkadza mu tylko w jednym. - Muszę wstawać 10 minut wcześniej niż moi znajomi. To dlatego, że wychodząc na przystanek muszę brać poprawkę na to, że po drodze może coś zaboleć - noga albo biodro i będę musiał odpocząć - tłumaczy Olaf Gałecki. - Przywykłem do tego, że dzieci patrzą na mnie dziwnie, ale w życiu kieruję się jedną zasadą: zbytnio się nie przejmować i mieć do świata odpowiedni dystans. To pomaga.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska