Niepłacący alimentów pracują na czarno albo wcale

fot. SXC
fot. SXC
Osoby niepłacące alimentów na ogół nie chcą współpracować z urzędami pracy. A gdy już się na to zdecydują, trudno im znaleźć zajęcie. Powód: brak zaufania szefów.

Pod lupą

Pod lupą

131,2 tys. dłużników alimentacyjnych zarejestrowały wszystkie gminy w kraju pod koniec 2008. Zgodnie z ustawą o Funduszu Alimentacyjnym, która weszła w życie 1 października, wójt, burmistrz lub prezydent miasta mogą przekazywać do biur informacji gospodarczej dane o dłużnikach alimentacyjnych, uchylających się przez minimum pół roku od regulowania swych należności. Gminy właśnie zaczynają korzystać z tej możliwości. Zamieszczenie w rejestrze utrudnia dostęp do kredytu, nabycia telefonu komórkowego czy zakupów na raty. Jeżeli dłużnik odmawia zarejestrowania się jako bezrobotny, albo bez uzasadnionej przyczyny odmawia przyjęcia pracy, gmina może złożyć wniosek do prokuratury o ściganie go oraz do starosty o odebranie mu prawa jazdy.

- Alimenciarzy trzymam od swojego biznesu z daleka, zawsze tak robiłem - przyznaje właściciel niewielkiego zakładu mechaniki pojazdowej z Opola. - Jeżeli z czyjegoś powodu została rozbita rodzina, a w dodatku nie chce on płacić na własne dziecko, to nie jest to uczciwy człowiek. I w mojej firmie taki ktoś nie ma czego szukać. Poza tym nie chcę mieć problemów z komornikiem, który będzie do mnie przychodził w sprawie długów podwładnych - tłumaczy przedsiębiorca.

Taka postawa nie jest rzadkością wśród pracodawców, którzy niechętnie patrzą na wszelkiej maści dłużników, a na osoby mające zaległości w płaceniu na własne dzieci - szczególnie. Stąd dłużnicy, nawet gdy mają ochotę na podjęcie pracy, napotykają na wielkie trudności w jej znalezieniu.

W Kędzierzynie-Koźlu na 1576 zarejestrowanych bezrobotnych mężczyzn, 65 to osoby z zasądzonymi alimentami.
- Spora część z nich jest zdecydowana podjąć zatrudnienie, ale niestety wielu z nich nie ma odpowiedniego wykształcenia - przyznaje Krystyna Cichosz, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu pracy w Kędzierzynie-Koźlu.

Nawet posiadanie dobrego fachu nie gwarantuje sukcesu. Boleśnie przekonał się o tym Piotr, 39-letni ślusarz, ojciec dwójki dzieci, rozwodnik od siedmiu lat.

- Mam zadłużenie na prawie 11 tys. zł - przyznaje mężczyzna. - Gdy tylko wspomnę o tym na rozmowie kwalifikacyjnej, od razu mi dziękują. To dyskryminacja! - narzeka, przyznając że utrzymuje się z pracy na czarno..

Bywa też, że alimenty same w sobie są powodem ucieczki z legalnego rynku pracy. Krzysztof, mieszkaniec powiatu strzeleckiego z żoną rozstał się trzy lata temu, zaledwie rok po ślubie. Ustalił, że na syna płacił będzie czterysta złotych miesięcznie.

Początkowo regulował swoje zobowiązania bez opóźnień. Ale kryzys do jego firmy przyszedł już w połowie zeszłego roku (Krzysztof pracował w jednym z przedsiębiorstw na terenie byłych Zakładów Chemicznych Blachownia w Kędzierzynie-Koźlu).

Stracił dobrze płatną pracę, a u kolejnego pracodawcy zarabiał o prawie tysiąc złotych mniej, niż wcześniej. Po zrobieniu opłat (czynszu za wynajem mieszkania, uregulowaniu starych rat) i opłaceniu alimentów zostawało mu 300 złotych na cały miesiąc.
- Nie dawałem rady. Kolega zaproponował, żebym pracował u niego na czarno - opowiada pan Krzysztof. - Byłej żonie powiedziałem, że straciłem kolejną robotę i nie mam dla niej pieniędzy. Co kilka tygodni staram się co prawda dać jej jakiś grosz, ale to dużo mniej niż ustalone 400 złotych.

Pan Krzysztof ma świadomość, że jego dług będzie rósł.

- To ślepy zaułek, bo perspektywa podjęcia legalnej pracy oddala się tak szybko, jak ten dług rośnie - przyznaje mężczyzna.

Mimo że podjęcie pracy jest obowiązkiem osób, które mają zasądzone alimenty, wielu świadomie unika zatrudnienia. Imają się w tym celu rożnych metod, mimo że dłużnik, który nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań alimentacyjnych, bo nie ma pracy, jest kierowany przez gminę do rejestracji w pośredniaku. Następnie gmina występuje do powiatowego urzędu pracy o aktywizację zawodową niesolidnego rodzica.

- Mamy problem z osobami, które nie płacą alimentów i dodatkowo unikają podjęcia pracy - przyznaje Czesława Krasa z Ośrodka Pomocy Społecznej w Strzelcach Opolskich. - Nawet jeżeli dłużnik zarejestruje się jako bezrobotny, to potem najczęściej robi wszystko, by jednak nie pracować.

W Strzelcach Opolskich na 150 osób, które mają zasądzone alimenty, pracuje około 50. Podobny stosunek panuje w większości gmin na Opolszczyźnie.
W jaki sposób alimenciarze unikają pracy, skoro to egzekwowany prawem obowiązek? Sposobów jest wiele, lecz najczęściej przedstawiają w pośredniakach zaświadczenia o przeciwskazaniu do podjęcia pracy w konkretnym zawodzie.

- Nie jest tajemnicą, że zdobycie od lekarzy odpowiednich zaświadczeń jest stosunkowo łatwe - opowiada Tomasz, 34-letni dłużnik alimentacyjny z Kędzierzyna-Koźla. - Niekiedy nie trzeba nawet symulować, by dostać papier o przeciwskazaniach. Wystarczy wprost powiedzieć, o co chodzi i po sprawie - dodaje.

Bezrobotni nie przychodzą też na spotkania z urzędnikami w pośredniakach, ignorując nawet obowiązek tzw. potwierdzania gotowości do podjęcia pracy.
Efekty są fatalne i spadają głównie dla podatników. Zobowiązania dłużników pokrywane są z publicznych pieniędzy, m.in. w formie zapomóg. Co gorsza, fakt że ponad połowa dłużników odmawia legalnej pracy sprawia, że w przyszłości nie będą mieli prawa do emerytury i ciężar ich utrzymania spadnie na resztę społeczeństwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska