Nieświadomość, srogi chłód i latynoska fiesta. Opolanie opowiedzieli nam o smaczkach piłkarskich mistrzostw świata w Katarze [ZDJĘCIA]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Opolanie przywieźli z Kataru dużo wyjątkowych wspomnień.
Opolanie przywieźli z Kataru dużo wyjątkowych wspomnień. archiwum prywatne Jerzego Kostorza
Nie wszyscy wiedzieli, gdzie leży Polska. Zawsze lepiej było nosić ze sobą bluzę. Ceny piwa przyprawiały o zawrót głowy, ale kibicom nie przeszkadzało to w dobrej zabawie. O kulisach piłkarskiego mundialu w Katarze opowiedzieli nam Opolanie, którzy brali w nim udział.

- Klimat piłkarskiego święta był w Katarze wyczuwalny. Organizacja mundialu stała na bardzo wysokim poziomie, ale zarazem było widać, że obywatele Kataru kompletnie nie znają się na piłce nożnej i na geografii - powiedział Grzegorz Pawlak, prezes Pogoni Prudnik, który z trybun obejrzał już blisko 200 meczów reprezentacji Polski. - Kiedy rozmawiałem z mieszkańcami Kataru, nagminnie słyszałem pytanie „gdzie leży Polska?”. Gdy dowiadywali się, że w centralno-wschodniej Europie, otwierali szeroko oczy. Często myśleli, że gdzieś bliżej Islandii. A potem się śmiali, mówiąc coś w stylu: „tak naprawdę wiedziałem, tylko zapomniałem”. Trzeba jednak pamiętać, że rodowici Katarczycy to zaledwie odsetek mieszkańców tego państwa, może 15 procent. Zwykle sprawują oni wysokie funkcje polityczne czy biznesowe. Osobiście miałem kontakt nie z nimi, tylko z Nepalczykami, Pakistańczykami czy Hindusami, którzy to głównie pracują tam w takich miejscach jak sklepy czy restauracje.

Europa w cieniu

Widok polskich kibiców w Katarze nie był szczególnie powszechny. Sympatyków innych europejskich reprezentacji również nie przyjechało na mundial zbyt wielu. Były jednak drużyny, które mogły się poczuć, jakby grały u siebie.

- Widać było, że w Europie piłka nożna jest wyłącznie najważniejszą sportową rozrywką. W Ameryce Łacińskiej stanowi ona natomiast coś więcej, wręcz religię - podkreślił Tomasz Lisiński, prezes Odry Opole i członek zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. - Spotkaliśmy się z opowiadaniami, że kibic z Meksyku jest w stanie sprzedać samochód, by przyjechać za swoją drużyną na mundial. I rzeczywiście, liczba fanów z tego kraju, ale również z Brazylii czy Argentyny robiła wrażenie. Na duże wsparcie, co bardziej wynikało już z położenia geograficznego, mogły też liczyć reprezentacje Maroka oraz Arabii Saudyjskiej. Fani tej drugiej tłumnie przybyli do Kataru swoimi samochodami na mecz z Polską. Tego dnia widziałem największe korki na niezwykle nowoczesnych i szerokich katarskich drogach.

- Nigdy wcześniej nie byłem na takim wydarzeniu jak mecz Argentyna - Meksyk - zaznaczył Tomasz Garbowski, prezes Opolskiego Związku Piłki Nożnej i również członek zarządu PZPN. - Mianowicie, na żadnym innym spotkaniu nie widziałem, by wszyscy, od małego do seniora, tak samo gorąco i żywiołowo wspierali swoich ulubieńców.

- To nieprawda, że większość kibiców na mundialu stanowili „przebierańcy” czy lokalni autochtoni - dodał ks. Jerzy Kostorz, kapelan opolskiego sportu i rzecznik etyki PZPN. - Nawiązując do wspomnianego meczu Argentyna - Meksyk, również miałem przyjemność obejrzeć go z trybun i uważam, że 70 procent na szczelnie wypełnionym stadionie stanowili Argentyńczycy, ponad 20 procent Meksykanie, a dopiero pozostałą część Katarczycy i obywatele innych krajów.

Tomasz Lisiński był jednak świadkiem pewnej zabawnej sytuacji związanej z kibicowaniem.

- Jadąc na jeden z meczów widzieliśmy kibica, który był chyba z Bangladeszu i krzyczał „Argentina, Argentina”. Kiedy jednak baczniej mu się przypatrzyliśmy, miał on na sobie koszulkę … Urugwaju - wyjaśnił. - Chyba więc nie wiedział, komu tak naprawdę kibicuje. Ale to był epizod, nic podobnego nie miało miejsca na masową skalę.

- Widywaliśmy lokalnych pracowników ubranych w koszulki różnych reprezentacji bądź posiadających ich flagi, ale to nie było tak, że ktoś ich do tego zmuszał bądź tym bardziej im za to płacił - wytłumaczył Grzegorz Pawlak. - Po prostu sympatyzowali oni z jakąś drużyną, często nawet w zależności od tego, jak w danym momencie układała się sytuacja na boisku.

Niezwykłe przeżycia

Tomasz Garbowski, Tomasz Lisiński oraz ks. Jerzy Kostorz przez większość pobytu w Katarze trzymali się razem. Ostatni z nich z odpowiednim wyprzedzeniem zadbał o to, by każdy z wierzących rodaków przebywających na mistrzostwach świata mógł doświadczyć wyjątkowego przeżycia religijnego.

Ks. Jerzy Kostorz: - Na długo przed wyjazdem na mundial, kiedy już wiedziałem, że będę miał możliwość udania się do Kataru z zarządem PZPN, rozpocząłem poszukiwania kościoła katolickiego w Katarze. Udało się go znaleźć na obrzeżach Doha. Skontaktowałem się z tamtejszymi kapłanami, którzy okazali się bardzo życzliwi. Przy okazji dowiedziałem się, że na terenie Kataru mieszka sporo katolików, szczególnie Filipińczyków. Mimo że niedziela jest tam dniem roboczym, według zasłyszanych przeze mnie relacji świątynia katolicka wypełnia się wtedy po brzegi. Lokalni kapłani bardzo się ucieszyli, kiedy zaproponowałem przeprowadzenie mszy w języku polskim i ustaliliśmy, że odbędzie się ona 27 listopada. Możliwość odprawienie jej w kraju arabskim była dla mnie dużym przeżyciem. Pierwsza niedziela Adwentu, na dworze 32 stopnie, więc jej klimat był bardzo oryginalny. Dodatkowo ucieszyło mnie, że zjawiło się na niej wiele zaproszonych przeze mnie osób, również tych ze sztabu reprezentacji Polski. Piłkarzy akurat nie było, bo mieli oni swoje wytyczne i generalnie przebywali na terenie hotelu, ale pojawił się choćby były selekcjoner naszej kadry, obecnie ekspert telewizyjny Jerzy Brzęczek.

Grzegorz Pawlak podziwiał natomiast na żywo mundialowe zmagania między innymi ze swoim 15-letnim synem, który również jest wielkim fanem piłki nożnej i polskiej kadry. Obejrzał już na żywo 67 spotkań z jej udziałem.

- Wyrządziłbym synowi chyba największą krzywdę, gdybym nie pozwolił mu jechać ze mną do Kataru - przyznał. - Przed wyjazdem dograliśmy jednak oczywiście wszystkie szczegóły z jego nauczycielami, którzy byli wyrozumiali i, znając naszą wspólną pasję, nie robili przeszkód. Syn miał jednak pewne obowiązki, głównie polegające na regularnym odrabianiu lekcji. Obaj wróciliśmy z mundialu zadowoleni, a dodatkowo dwukrotnie udało nam się zaistnieć na dużym ekranie (śmiech). Kamery telewizyjne pokazały bowiem z bliska nasze reakcje podczas niestrzelonego przez Roberta Lewandowskiego rzutu karnego w meczu z Meksykiem oraz po wykorzystanej przez niego „jedenastce” w starciu z Francuzami.

Najśmieszniejsze memy o piłkarskiej reprezentacji Polski. -->>

Polska awansowała na Euro 2024! Biało-Czerwoni pokonali w ba...

Blisko, ale i drogo

Co niezwykle charakterystyczne dla mundialu w Katarze, był on pierwszym od mistrzostw świata w 1930 roku (w całości odbyły się na trzech obiektach w stolicy Urugwaju - Montevideo), który został rozegrany na tak małej przestrzeni. Co prawda teoretycznie mecze były rozgrywane w pięciu odrębnych miastach - Lusail, Al Khor, Al Rayyan, Al Wakrah i Doha, jednak wszystkie są solidarnie uznawane za przedmieścia tego ostatniego, będącego zarazem stolicą kraju.

- Najdalsza odległość między stadionami, na których odbywały się mecze mundialu, nie przekraczała 50 kilometrów - skomentował Tomasz Lisiński. - To było dla mnie najbardziej zadziwiające. Na żywo widziałem siedem z ośmiu obiektów i każdy z nich, ze swoją unikatową charakterystyką, zrobił na mnie ogromne wrażenie.

- Jeżeli tylko finanse na to pozwalały, nie było żadnym problemem, by jednego dnia zobaczyć minimum dwa mecze - uzupełnił Grzegorz Pawlak. - Dzięki temu udało nam się łącznie obejrzeć aż dziesięć spotkań - cztery z udziałem Polaków i sześć innych.

Co do finansów, swoją obserwacją na ten temat podzielił się Tomasz Garbowski.

- Bardzo drogie były noclegi oraz alkohole. Ceny wyżywienia mieściły się w standardach europejskich, ale za to stosunkowo tanio wychodziły przejazdy taksówką czy uberem - wyznał prezes OZPN-u.

A Grzegorz Pawlak dodał: - Tegoroczny mundial nie był droższy od poprzedniego w Rosji, na którym również miałem okazję być. Jednak alkohol w Katarze rzeczywiście jest chyba najdroższy na świecie. Z dostępem do niego nie było najmniejszego problemu, lecz oczywiście próżno było go szukać w sklepach. Do jego zakupu i spożywania były wyznaczone specjalne miejsca, głównie bary i restauracje. Na ich bazie powstała nawet specjalna mapa przekazywana pomiędzy kibicami. Koszt małej butelki piwa wynosił jednak w przeliczeniu około 50 złotych, więc potem już każdy musiał sobie odpowiedzieć na pytanie, czy się na taki wydatek decyduje.

Porządek na pierwszym miejscu

Sympatycy futbolu, którzy na czas mistrzostw świata zjechali do Kataru musieli liczyć się również z tym, że tak naprawdę byli pod stałym monitoringiem. Wszystko za sprawą konieczności posiadania karty oraz aplikacji mundialowej Hayya. Bez nich niemożliwy był nawet wjazd do kraju gospodarza mundialu. Na miejscu w oczy rzucała się perfekcyjna organizacja sportowego widowiska.

Tomasz Garbowski: - Dojazd do stadionów był idealnie zorganizowany. Czasami co prawda się denerwowałem, kiedy nie było tłumów, a trzeba było pokonać serpentynę niczym na lotnisku. Bywało tak, że krokomierz pokazywał naprawdę dobre wyniki (śmiech). Jednak po zakończeniu meczu takie rozwiązanie sprawiało, że kilkadziesiąt tysięcy kibiców mogło błyskawicznie dostać się metrem do centrum miasta.

Tomasz Lisiński: - Liczba policjantów i służb porządkowych była ogromna. Nie byli oni jednak nastawieni agresywnie, choć oczywiście wszystko było zorganizowane tak, by ludzie poruszali się tylko ściśle określonymi ścieżkami i nie wychodzili poza nie. Forma piknikowa pod stadionem nie wchodziła w grę, a przynajmniej nic takiego nie zauważyłem. Człowiek został przywieziony publicznym transportem na rozrywkę, która była na najwyższym poziomie, po czym w ten sam sposób został zabrany ze stadionu. Katar na pewno nie jest kultowym miejscem dla piłki nożnej. I liczę, że wielkie pieniądze tego nie zrewolucjonizują, bo mam wrażenie, że podczas tego mundialu dostęp do futbolu został kibicom mocno ograniczony.

Grzegorz Pawlak: - Rozpalania grilla pod stadionami oczywiście nie było, ale nie brakowało w ich pobliżu miejsc, w których można było miło spędzić czas przed pierwszym gwizdkiem. Widziałem choćby ogromną liczbę specjalnie dedykowanych pod mistrzostwa świata ławeczek, z nazwami poszczególnych krajów czy innymi mundialowymi sloganami. A przedstawiciele służb porządkowych byli spokojni, bardzo uprzejmi i uśmiechnięci. Tylko raz dostrzegłem pod stadionem patrol konny oraz policjantów z przyłbicami i tarczami.

Duże wahania temperatur

Opolanie biorący udział w katarskim mundialu na długo zapamiętają też z niego wszechobecną klimatyzację. Choć przysłowiowo mówiąc w listopadzie i grudniu w Katarze już „dało się żyć”, ponieważ dzienne temperatury oscylowały zwykle w okolicach 30 stopni, to w pomieszczeniach zamkniętych oraz na stadionach było zupełnie inaczej. Zdarzało się nawet, że dwukrotnie chłodniej niż na zewnątrz.

- W pokoju nie używałem klimatyzacji, urządzałem sobie poranne, kilkukilometrowe przebieżki, a i tak dopadło mnie przeziębienie - zaznaczył Tomasz Garbowski. - Na dworze powietrze było bardzo suche, afrykańskie. Wracając po 30-40 minutach biegu w temperaturze nieco ponad 20 stopni, lało się ze mnie tak, jakbym dopiero wyszedł z sauny. Niejako z konieczności bywałem też w bardzo mocno wychłodzonych miejscach, przez co później musiałem spędzić dwa dni w hotelowym pokoju zamiast na trybunach stadionu.

- W Katarze nie trudno było o katar - powiedział pół żartem, pół serio Grzegorz Pawlak. - Nie byłem w stanie wyobrazić sobie klimatyzacji na stadionach, a tymczasem się okazało, że można jej używać, i to na całego. Na trybunach zdecydowanie było warto mieć ze sobą bluzę. Po wyjściu na zewnątrz okazywała się ona kompletnie nieprzydatna, lecz chwilę później … znów wchodziło się do bardzo chłodnego metra i, co może brzmieć nieprawdopodobnie, do bezzałogowego pociągu.

Powrót? Niekoniecznie

Nasi rozmówcy zgodnie przyznawali, że podczas tegorocznego mundialu zetknęli się z bardzo wysokim poziomem organizacyjnym i technologicznym. Jednocześnie jednak również jak jeden mąż zaznaczyli, że prędko do Kataru nie wrócą.

- Raz warto ten kraj zobaczyć i mistrzostwa świata były ku temu dobrym pretekstem. Drugi raz jednak bym się tam nie wybrał - podsumował Tomasz Lisiński. - Wrażenie zrobił na mnie turniej, ale generalnie samo miejsce niekoniecznie. Nieograniczone możliwości finansowe Kataru widać przede wszystkim w architekturze, pod postacią wielu niezwykle oryginalnych budynków, ale na świecie jest dużo innych miejsc, w których wolałbym spędzić czas.

- Wszystkie najważniejsze atrakcje Kataru można zobaczyć w dwa, trzy, maksymalnie cztery dni - uzupełnił Tomasz Garbowski. - Mundial był dla mnie przeżyciem, ale kraj jego organizatora nie stał mi się bliski. Dobrze, że wziąłem ze sobą odpowiedni zapas książek, bo inaczej po kilkunastu dniach już by mi się tam porządnie nudziło.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska