W roku 1307 wybudowany został klasztor jemielnicki przez najjaśniejszego księcia opolskiego Bolka I." - czytamy w średniowiecznym kalendarzu cystersów. Przyjmuje się jednak, że zakonnicy dotarli do wsi już ok. 50 lat wcześniej. Początkowo nie mieli stałego miejsca i mieszkali przy kościele.
Zakonnikiem mógł zostać wtedy każdy chętny, który zobowiązał się do przestrzegania surowych reguł. Kandydat najpierw odbywał roczny nowicjat u boku starszego zakonnika.
Następnie składał śluby, w których zobowiązywał się do pozostania w klasztorze, rezygnacji z własności prywatnej, zachowania czystości i posłuszeństwa przełożonemu. Wśród zakonników byli mnisi-ojcowie - ze święceniami kapłańskimi - i mnisi-bracia, którzy takich święceń nie mieli. W klasztorze żyli także konwersi, którzy stanowili warstwę pośrednią między mnichami a osobami świeckimi. Wszyscy utrzymywali się z pracy na roli i w gospodarstwie oraz datków od ludzi.
Co pewien czas na opactwo w Jemielnicy spadały różne nieszczęścia. Pierwsze problemy pojawiły się ok. 1430 roku. Wtedy na ziemi strzeleckiej zjawili się husyci, którzy walczyli z kościołem podpalając świątynie i plądrując je. Cystersi musieli wtedy opuścić klasztor i ukryć się na rok w lesie za Wierchlesiem, a dokładnie w stajni w pobliżu dzisiejszego Zawadzkiego.
W 1562 roku, zakon omal nie przestał istnieć. Składał się wtedy z zaledwie trzech zakonników. W 1585 r. opat Jan Boguslawsky został wypędzony z Jemielnicy, bo "dopuścił się niesprawiedliwości w swojej działalności świeckiej i duchowej, prowadził życie budzące zgorszenie, sprzedał majątek klasztoru i roztrwonił dochody. Użył wpływy podatkowe na cele osobiste i zadłużył klasztor" - czytamy w archiwalnych dokumentach.
Największym zagrożeniem, które spędzało sen z powiek cystersów były jednak pożary. 22 czerwca 1617 r. mieszkańcy Jemielnicy byli świadkami dramatycznych wydarzeń.
Miejscowy szewc, prawdopodobnie przez nieuwagę zaprószył ogień. Płomienie strawiły kościół, klasztor, bibliotekę, dwa młyny i połowę domów we wsi. W 1651 roku ogień pojawił się natomiast na folwarku w Januszkowicach, który należał do cystersów. Ogień strawił wszystkie stodoły, obory, młyn, browar i kilka chat, w których mieszkali chłopi.
Jakby tego było mało, w międzyczasie na ziemi strzeleckiej pojawiały się nieprzyjazne wojska, które plądrowały klasztor. Tak było w 1627 roku, gdy do Strzelec wkroczyły szwedzkie oddziały generała Ernesta Mansfelda. Niektórzy strzeleccy mieszczanie, sympatyzujący z wojskami protestanckimi poprowadzili żołnierzy do Jemielnicy.
Ci splądrowali klasztor i bibliotekę i zniszczyli spichlerze zbożowe. Sprofanowali też grób znanego opata Johannesa Nuciusa, który był znanym kompozytorem. Liczono, że w jego trumnie ukryte będą bogactwa, ale kosztowności tam nie było. Po wycofaniu się oddziałów Mansfelda opat Martin Versius z Jemielnicy złożył skargę na mieszczan do samego cesarza Ferdynanda III. W efekcie na miasto nałożono sporą grzywnę w wysokości 1500 guldenów i pozbawiono je dochodów ze sprzedaży piwa. W 1636 r. karę nieco złagodzono, ale miasto musiało ufundować dzwon dla opactwa w Jemielnicy.
W 1733 roku zdarzył się największy pożar w dziejach parafii. Ogień pojawił się w domu sąsiadującego z opactwem piwowara Michała Nowaka. Następnie płomienie przeniosły się na karczmę i klasztor.
W tym czasie opat Ludwik Herde przebywał w Januszkowicach - opowiadał, że w trakcie obiadu pękła jego szklanka, co wywołało u niego przeczucie, że w Jemielnicy dzieje się coś złego. Pożar trwał trzy dni. Cystersi odbudowywali klasztor z kościołem przez kilka lat.
Tekst powstał na podstawie książki "Jemielnica. Dzieje wsi i parafii" autorstwa Piotra Smykały i Piotra Michalika.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?