Nieudolni gangsterzy, bandyci ofermy - opolskie historie jak z 'Gangu Olsena'

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Przeważnie mają od 18 do 30 lat, brakuje im pieniędzy, naoglądali się filmów i myślą, że skok po kasę w gangsterskim stylu to łatwa robota. Ale są nieudolni, wręcz śmieszni i zwykle szybko wpadają.

W przypadku Michała (22 lata) i Roberta (24 lata) ze Zdzieszowic zaczęło się od niewinnych kradzieży. Obaj potrzebowali pieniędzy, ale nie mieli skąd ich wziąć - jeden z nich właśnie stracił pracę, drugi nie potrafił jej znaleźć. Postanowili więc, że najprościej będzie, jeżeli skubną trochę paliwa z okolicznych stacji benzynowych. Plan był prosty. Obaj podjeżdżali samochodem pod dystrybutor. Jeden tankował, drugi siedział w aucie, a potem szybko odjeżdżali ze stacji. Dla niepoznaki Michał i Robert brali samochód z wypożyczalni - upatrzyli sobie ciemnego passata, którym najczęściej jeździli. Byli tak pewni siebie, że o swoich skokach mówili znajomym. Na jeden z nich zabrali nawet kolegę.

Szybki skok po kasę
W styczniu tego roku Michał i Robert zdecydowali się przerzucić na coś bardziej "dochodowego". Zaplanowali, że obrobią kilka miejscowych sklepów. Idealnym celem wydawały się małe wiejskie spożywczaki, gdzie nie ma wielu klientów, a za ladą sprzedaje tylko jedna osoba. Michał i Robert wzięli ze sobą atrapę pistoletu i podjechali pod sklep w Kamieniu Śląskim. W momencie gdy jeden z nich czekał w aucie, drugi wszedł do spożywczaka i zagroził ekspedientce "bronią". Przerażona kobieta dała mu z kasy 780 złotych. Udany skok zachęcił ich do kolejnego napadu - zorganizowali go od razu na drugi dzień. W ten sam sposób chcieli obrabować sklep w Sławięcicach. Ale tym razem nie poszło im już tak gładko - w sklepowej kasie nie było pieniędzy z utargu, więc uciekli jak niepyszni. Ostatni napad, jaki udało im się zorganizować, miał miejsce w Siedlcu w powiecie strzeleckim. Także i tym razem bandytom nie udało się nic ukraść. Ekspedientka na widok broni wybiegła tylnymi drzwiami ze sklepu i zaczęła głośno wzywać pomocy. Napastnicy wsiedli do samochodu i szybko odjechali.

Młodzi przestępcy, mimo że byli tylko amatorami, budzili w okolicy postrach. - Bo rabowali sklepy w biały dzień - tłumaczy Beata Kocur, oficer prasowy strzeleckiej policji.

Sklepowe ekspedientki, które padły ofiarą napadu, mówią, że przeżyły prawdziwy koszmar. - Przez pierwsze dni ze stresu przestałam jeść i byłam cała blada - mówi jedna z ofiar. - Zaczęłam też obserwować dokładnie przez sklepową szybę wszystko, co dzieje się na ulicy. Podejrzany był każdy mężczyzna, którego nie znałam i przychodził coś kupić. Bałam się, że ci bandyci mogą znowu wrócić…
Na szczęście miesiąc później byli już w rękach policji. Młodych bandytów zgubił ciemny passat, którym jeździli do napadów i charakterystyczna kurtka, którą nosił jeden ze sprawców. Nie przewidzieli, że dzisiaj nawet małe wiejskie sklepy mają kamery monitoringu. Dzięki temu policjanci łatwo ustalili ich tożsamość.

Tak się rodzą gangsterzy
Drugiego dnia po zatrzymaniu skruszeni przestępcy ze łzami w oczach przyznali się w prokuraturze do winy. Opowiedzieli też bardzo dokładnie, jak wszystko zorganizowali. - To młodzi chłopcy, bez żadnej przeszłości kryminalnej - mówi Henryk Wilusz z Prokuratury Rejonowej w Strzelcach Opolskich. - Teraz bardzo żałują tego, co zrobili.

Sąd zdecydował natomiast, że na rozprawę poczekają w areszcie. Grozi im nawet 12 lat więzienia.
Michał i Robert nie byli rasowymi przestępcami. Ale zdaniem policji, gdyby w porę ich nie powstrzymano, mogli z czasem przerzucić się na większe napady - nawet z użyciem prawdziwej broni.

- Właśnie w taki sposób tworzy się zorganizowana przestępczość - podkreśla Maciej Milewski, rzecznik opolskiej Komendy Wojewódzkiej Policji. - Większość gangsterów zaczyna od drobnych kradzieży i napadów. Z czasem nabierają doświadczenia i posuwają się do coraz cięższych przestępstw.
Podczas zatrzymania Michała i Roberta w ręce policji wpadło jeszcze ich dwóch kolegów. Jeden siedział w samochodzie podczas kradzieży paliwa. Drugiego zatrzymano za posiadanie narkotyków. Miał przy sobie 4,88 g amfetaminy i 5,11 g marihuany.

Napad jak z filmu
Przykład 28-letniego Emiliana P. ze Strzelec Opolskich pokazuje natomiast, że gangsterem może stać się każdy - nawet ojciec szanowanej rodziny. Emilian P. w sierpniu ub.r. stracił pracę. Ponieważ miał na utrzymaniu żonę i dwójkę dzieci, bał się do tego przyznać w domu. Wziął od pracodawcy odprawę i przez kilka miesięcy tak nią gospodarował, by małżonka myślała, że nadal dostaje wypłatę. Dla niepoznaki każdego dnia wychodził z domu "do pracy". W rzeczywistości brał samochód, odjeżdżał spod domu i godzinami w nim przesiadywał. W pewnym momencie, gdy skończyły mu się pieniądze, Emilian P. wpadł na desperacki pomysł. Zdecydował, że obrabuje placówkę Eurobanku w Strzelcach Opolskich. Bandyta amator przeprowadził napad tak nieudolnie, że policjanci przez pewien czas zastanawiali się nawet, czy to nie był żart. Jego skok przypominał wręcz bohaterów słynnego "Gangu Olsena".

- Emilian P. przyznał się podczas przesłuchania, że swój plan obmyślił na podstawie filmów kryminalnych, które oglądał - mówi Henryk Wilusz, prokurator rejonowy w Strzelcach Opolskich.
Emilian P. podczas przesłuchania zeznał, że taki napad wydawał mu się czymś banalnym. Dlatego przygotował na szybko maskę, wycinając w kominiarce dziury na usta i nos. Miał bardzo prosty plan: postanowił wtargnąć do banku, szybko skrępować pracownicę taśmą klejącą i zabrać pieniądze. W napadzie miał mu pomóc pistolecik-zabawka, który zabrał synowi.

Emilian P. postawił swój samochód na parkingu kilkadziesiąt metrów od banku i czekał na otwarcie placówki. Do akcji wkroczył chwilę później. Zanim chwycił za klamkę, by wejść do środka założył na twarz maskę. Naciągnął ją jednak tak niefortunnie, że dziury nie trafiły na oczy. "Ślepy" napastnik, stojąc w progu, wyciągnął jeszcze "pistolet" i widząc, że nie jest w stanie nic więcej zrobić, postanowił się wycofać. Pobiegł w kierunku samochodu, ale gdy chciał do niego wejść, okazało się, że... nie ma kluczyków, bo wcześniej zatrzasnął je w środku. Zaczął uciekać więc na piechotę. Pięć minut później zatrzymali go policjanci.

- Emilian P. przyznał się do winy - dodaje prokurator Wilusz. - Wyraził skruchę i stwierdził, że bardzo żałuje tego, co zrobił.

Bandyci ofermy
Przez własną głupotę Emilian P. stanął przed sądem rejonowym. Ten był dla niego łaskawy i skazał go na 2 lata więzienia w zawieszeniu na 3. Skonfiskował też zabawkowy pistolet, maskę i taśmę klejącą. Problem w tym, że teraz karanemu 28-latkowi będzie jeszcze trudniej znaleźć pracę.
Podobnie jak jemu nie powiódł się napad 20-letniemu Lechowi K. z Brzegu. Wieczorem 24 lutego wtargnął do miejscowego supersamu. Trzymając atrapę broni, zażądał od ekspedientki wydania pieniędzy. Gdy przerażona kobieta dała mu 1500 złotych, wybiegł ze sklepu. Przy wyjściu wpadł jednak na mężczyznę, który właśnie wchodził do środka. Klient wykazał się błyskawicznym refleksem, zatrzymał napastnika, obezwładnił go i chwilę później przekazał policji. Lech K. tłumaczył na komendzie, że zdecydował się napaść na sklep, bo miał kłopoty finansowe.

- Ten młody mężczyzna nie był wcześniej karany - mówi Jan Minosora, zastępca komendanta powiatowego policji w Brzegu. - Trochę go szkoda, bo usiłowanie rozboju to ciężkie przestępstwo. Mam wrażenie, że młodzi ludzie nie do końca zdają sobie sprawę z powagi tego czynu. Tymczasem za rozbój mogą iść do wiezienia nawet na 12 lat.

Na policji zalewają się łzami
Sławomir Szorc z komendy miejskiej w Opolu wielokrotnie widział młodych przestępców, którzy po pierwszym w życiu napadzie trafili na dołek.

- Najczęściej jest wtedy płacz - mówi Szorc. - Bo dopiero na komendzie uświadamiają sobie, co zrobili. Wcześniej, jakby zaślepieni możliwością szybkiego zysku, w ogóle nie myślą o groźbie więzienia.
Tak było choćby w przypadku dwójki 21-latków z Opola, którzy mieszkali razem w wynajętym mieszkaniu. Jeden z nich się uczył, drugi szukał pracy. Kiedy skończyły im się pieniądze, nie chcieli prosić o pomoc rodziców. Wymyślili, że poradzą sobie w inny sposób.

Na ul. Struga napadli na dwie młode dziewczyny, chcieli im zabrać torebki. Podczas szamotaniny jednej z dziewczyn przypadkowo złamali nos. A policjanci nie musieli ich długo szukać.

Maciej Milewski, rzecznik opolskiej komendy, przekonuje, że od czasu grupy "Paska" i "Pinezy" w regionie nie ma zorganizowanych grup przestępczych. - Policjanci cały czas współpracują z CBŚ, dzięki czemu najwięksi gangsterzy siedzą dzisiaj w więzieniach - zapewnia Milewski.

Policjanci przyznają, że teraz do akcji musi wkroczyć prewencja - wiele trzeba zrobić w szkołach, żeby pokazać młodzieży, że bycie gangsterem się nie opłaca. Funkcjonariusze regularnie spotykają się z uczniami w szkołach. Nie wszyscy biorą sobie jednak porady do serca. Według policyjnych statystyk w całym 2009 roku było 370 napadów, a w styczniu tego roku - 28. W wielu przypadkach za broń, a właściwie atrapę chwytali młodzi ludzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska