To, co spotkało 7-letniego Nikodema z Komprach-cic, zwala z nóg. W obliczu nieszczęścia dziecka polityczny jazgot, o którym często piszę w tym miejscu, redukuje się do wymiaru żałosnych bzdur, na które szkoda życia. W jednej chwili, w drodze na wymarzone wakacje nad morzem, brutalnie kończy się beztroskie dzieciństwo rezolutnego chłopca, a życie jego rodziny staje na głowie.
Daruję Wam frazesy o sensie cierpienia. Szczerze? W cierpieniu dzieci sensu nie widzę żadnego. Widzę za to armię dobrych ludzi, których spotykam w związku z pomocą dla Nikodema. To niesamowite, jakie pokłady empatii uwalnia historia rodziny z Komprachcic. Na wsi spontanicznie tworzy się grupa społeczników, pomaga podstawówka, gimnazjum, Ośrodek Sportu i Rekreacji.
Łańcuszek dobrych serc szybko wychodzi poza gminę, region, Polskę. Bartek Bonk, nasz wspaniały olimpijczyk, który sam przeżył rodzinny dramat, nie zastanawia się ani chwili - jasne, że pomoże. Poranne spotkanie z fantastycznym księdzem Jerzym Kostorzem, który w kilka godzin załatwia pamiątki na licytację od znanych piłkarzy. Po południu dzwoni z Dortmundu sam Łukasz Piszczek i pyta, jakiego sprzętu medycznego potrzeba chłopcu z Komprachcic. Żadnej polityki, lansu, czysty odruch serca wielkiego sportowca i człowieka.
Bądźmy z Nikodemem. Bądźmy 8 października na dobroczynnej imprezie w hali OSiR w Komprachcicach, ale także za rok, za pięć i dziesięć lat. Nasza pomoc będzie potrzebna także wtedy.
Życie chłopca radykalnie się zmieniło. Jeśli medycyna nie dokona skokowego postępu, będzie ono inne, dramatycznie trudniejsze. Ale z pewnością nie mniej wartościowe.
Nikodem nie zastąpi już Łukasza Piszczka na prawym skrzydle, ale może być wybitnym umysłem w dziedzinie, którą sam sobie wybierze, gdy podrośnie. Najważniejsze, by nigdy nie czuł się sam.