Nikodemiakowie - emeryci o miękkim sercu z Olesna pomagają powodzianom

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
- Ciągle dostajemy listy z prośbą o pomoc - opowiadają Zofia i Franciszek Nikodemiakowie. - Więc wysyłamy kolejne paczki.
- Ciągle dostajemy listy z prośbą o pomoc - opowiadają Zofia i Franciszek Nikodemiakowie. - Więc wysyłamy kolejne paczki. fot. Mirosław Dragon
"Oleska Akcja Humanitarna" liczy dwoje ludzi: 73-letnią panią Zofię i jej 78-letniego męża Franciszka. Cała ta organizacja utrzymuje się z dwóch emerytur. Lwią ich część Nikodemiakowie rozdają ubogim rodzinom i chorym dzieciom.

Para emerytów z Olesna od lat pomaga potrzebującym, to dzięki temu zyskali sobie miano "Oleskiej Akcji Humanitarnej". Nikodemiakowie nie robią jednak tego dla sławy, z poświęcenia czy bohaterstwa, oni po prostu mają miękkie serca.

- Przeczytałam w nto artykuł o 2-letniej Karolince z Julianpola, chorej na białaczkę - opowiada Zofia Nikodemiak. - Aż mną tąpnęło, że jest tyle krzywdy ludzkiej i niesprawiedliwości!

Kto inny uroniłby tylko łzę, natomiast pani Zofia od razu otwiera portmonetkę i sprawdza, ile zostało jej jeszcze z emerytury. Potem idzie na pocztę i wysyła przekaz pieniężny. Jak jest krucho z kasą, to 50 zł, a jak w portfelu jest więcej banknotów, to nawet dwie stówy.

Pieniądze od Nikodemiaków oprócz Karolinki Molskiej otrzymali też m.in. chora na wadę serca malutka Antosia Kowalczyk z Olesna czy chory na białaczkę Pawełek Okwieka z Trzebiszyna

Została tylko pani Zosia

Największą akcję charytatywną Nikodemiakowie rozpoczęli siedem lat temu. W telewizyjnych wiadomościach usłyszeli wtedy apel o pomoc dla powodzian z Sokolnik koło Tarnobrzegu.

Pani Zofii nie trzeba było dwa razy powtarzać. Z pobliskiego sklepu przyniosła karton. Władowała do niego ubrania, koce, sprzęt AGD i żywność. Pan Franciszek zapakował paczkę, zaadresował i zaniósł na pocztę.

Po kilku dniach przyszedł z list z podziękowaniami, a także listą kolejnych potrzebnych darów i prośbą o pomoc.
- Do dzisiaj zapakowałem 300 paczek, które trafiły do Sokolnik! - uśmiecha się Franciszek Nikodemiak.

Od powodzi minęło już siedem lat, a małżeństwo z Olesna ciągle dostaje z Podkarpacia dziesiątki błagalnych listów.

- Ciężko byłoby nam bez tej pomocy, bo wiele rodzin u nas do dzisiaj nie wyszło z biedy po powodzi - opowiada Krystyna Kędzia, jedna z mieszkanek Sokolnik. - Kiedy dotknął nas kataklizm, mieliśmy dużo sponsorów. Dzisiaj została nam już tylko pani Zosia z mężem.

W ciągu ostatnich siedmiu lat Nikodemiakowie wysłali do Sokolnik 300 paczek, a w nich 3 tony darów. Za same znaczki zapłacili w sumie 5 tysięcy złotych, a 10 tysięcy złotych wysłali gotówką, przekazami pocztowymi.

Paczki ważą 10-20 kilogramów. Było ich coraz więcej, dlatego od czterech lat Nikodemiakowie wynajmują busa z przyczepką i jadą 300 kilometrów do Sokolnik, aby osobiście wręczyć dary.

- Bardziej opłaca się wynająć bagażówkę, niż płacić za przesyłkę tylu paczek - wyjaśnia pan Franciszek.

Przy listach płacze

W tym roku Nikodemiakowie chcieli już zakończyć swoją akcję pomocy mieszkańcom Sokolnik. Bo czują już swoje lata, a i zdrowie już nie te - pani Zofia miała w tym roku operację, pana Franciszka karetka dwukrotnie na sygnale wiozła do szpitala.

- Tyle paczek wysłali, tylu ludziom pomogli, to jest niesprawiedliwość, że teraz tak chorują - mówi ich sąsiadka Teresa Seja.

Kiedy w tym roku emeryci z Olesna zawieźli busem dary do Sokolnik, zapowiedzieli miejscowym, że to ostatni taki transport.

- E tam, ja w to nie wierzę! - odpowiedziała prosto z mostu Teresa, jedna z obdarowanych kobiet. Miała rację. Do domu przy ul. Częstochowskiej w Oleśnie ciągle bowiem przychodzą listy.

„Pani Zofio, mamy prośbę: zbliża się zima, jakby były buty, zimowe kozaczki dla Anety, to bardzo prosimy, ale pod warunkiem, że nie sprawi to kłopotu" - pisze Urszula, jedna z mieszkanek Sokolnik.

„Pojechałam do pracy do Włoch, nie jadłam tam wiele, bardzo oszczędzałam, ale mimo to pieniądze już się kończą. Szukam cały czas pracy, jeśli nie znajdę, to znów muszę jechać do Włoch. Cały ciężar spada na mnie, to ja muszę utrzymać dom"
- pisze Bożena.

- Ja ciągle dostaję takie listy, że aż popłakuję przy nich - zwierza się pani Zofia. - Pani Bożena jeździ do Włoch, żeby dorobić, a jej mąż jeszcze krzyczy na nią, że opuszcza dom i że za mało euro przywozi. Pani Alicja hoduje kury i kaczki, żeby mieć na obiad dla dzieci. A jej mąż bierze od pachę kaczkę, idzie pod sklep, sprzedaje ją komuś za 10 zł i kupuje za to jabole. Wysyłam paczki i pieniądze, bo chcę pomóc tym bezradnym kobietom i ich biednym dzieciom.

Zofia Nikodemiak oddała nawet własne buty

W paczkach emeryci z Olesna wysyłają przede wszystkim żywność, sprzęt AGD i odzież. Odkąd o akcji charytatywnej Nikodemiaków zrobiło się głośno, używane ubrania przywozi im wielu mieszkańców Olesna.

- Czasami ktoś przerzuci tylko przez płot na trawnik pełną reklamówkę albo stawia worek pod drzwiami wejściowymi - mówi pan Franciszek.

Pani Zofia sortuje, pierze i prasuje ubrania. Część odzieży Nikodemiakowie rozdają ubogim rodzinom z Olesna i Kluczborka, resztę ładują w paczki i wysyłają do Sokolnik.

- Ludzie potrafią być bezczelni. Do mojej bratowej z Kościelisk podeszła znajoma ze wsi i zapytała: „Tę kurtkę też masz od Zosi? Ona ciągle handluje tymi ubraniami?" - opowiada rozżalona pani Zofia.

Tymczasem Nikodemiakowa ostatnio, po otrzymaniu kolejnego błagalnego listu, wysłała powodzianom... swoje nowe buty. Żeby mieć w czym chodzić zimą, poszła na targowisko i kupiła dla siebie najtańsze kozaki za 40 zł.
- W naszym wieku o modę już się nie dba - macha ręką pani Zofia.

W zeszłym roku po artykułach nto parą emerytów zainteresowali się olescy radni. Nikodemiakowie otrzymali nagrodę Róży Olesna.

- Odwiedził nas wiceprzewodniczący rady miejskiej Kazimierz Konieczko, rozejrzał się po naszym domu i powiedział: „No, nie za bogato u was wygląda. A tyle pomagacie!" - opowiada pani Zofia. - A po wręczeniu Róży Olesna pan Konieczko powiedział nam, że nagroda trafiła w godne ręce.

Za swoją działalność charytatywną Nikodemiakowie byli też nominowani do Złotej Spinki nto. Dzięki tym nagrodom przestali być anonimowi w Oleśnie.

- W szpitalu przed operacją anestezjolog spisywał moje dane. Kiedy usłyszał nazwisko, popatrzył na mnie i powiedział: „O! Muszę powiedzieć lekarzom, jaką osobistość mamy w naszym szpitalu!" - śmieje się pani Zofia.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska