W poniedziałkowe przedpołudnie ruch w "Andrzeju" jest niewielki. W jednej części "rurowni", gdzie znajduje się piec, kilka osób naprawia jakieś urządzenie. Nie słychać tradycyjnego huku metalu, nie czuć żaru od wytapianych rur.
Jak zapewnia prezes Górowski, produkcja trwa. To, co widzimy, to chwilowa awaria. Stali do wytopu zostało na składzie jeszcze na tydzień pracy. W walcowni trzech pracowników przypina kolejne partie rur do dźwigu. Urządzenie przesuwa je do magazynu.
Na najnowsze informacje o zgłoszeniu upadłości hutnicy wzruszają bezradnie ramionami. - Może pani nam powie, co możemy teraz robić? - pyta jeden z nich.
- Przepracowałem tu 28 lat, co będzie dalej? - zagaduje inny.
Zanim sąd ogłosi upadłość i przyśle do zarządzania firmą swojego przedstawiciela (syndyka masy upadłościowej), upłynie dwa, może trzy miesiące.
W tym czasie huta może produkować z powierzonego materiału i sprzedawać. Tak jak to robi od trzech miesięcy. Wsad kupuje "Andrzejowi" Towarzystwo Finansowe "Silesia" z Katowic (przedstawiciel jednego z akcjonariuszy firmy).
Huta jest tylko wykonawcą usługi. A co najważniejsze, na rury czekają nabywcy. Zdaniem prezesa Górowskiego, firma poczuła nawet ożywienie na rynku zbytu. - Jeśli przestaniemy produkować, lukę zapełni zagraniczna konkurencja - dodaje Górowski.
Najczarniejszy scenariusz wygląda tak: syndyk wygasza piec, wysyła pracowników do domu, spienięża pozostały majątek. Z samej huty odejdzie wtedy 800 ludzi. Do tego około 200-300 osób, które pracują w spółkach bezpośrednio związanych z "Andrzejem". Nie otrzymają żadnych specjalnych odpraw.
Zagrożeni utratą pracy będą też ci, którzy pracują w innych spółkach ulokowanych na terenie "Andrzeja". Zakręcenie kurków gazu i prądu do huty pozbawia bowiem mediów także inne firmy, podłączone do jednej sieci.
- Mam nadzieję, że nie dojdzie do tego - mówi prezes huty. - Jeśli sąd zobaczy, że przynosimy zyski z bieżącej produkcji, nie powinien wygaszać huty. Bo tym samym zamknie drogę dla jakiegoś nabywcy.
- Jesteśmy jedynym producentem rur tego rodzaju w Polsce - dodaje Górowski. - Jestem przekonany, że w Zawadzkiem mogą one być dalej wytapiane, ale już nie przez Hutę "Andrzej" SA.
Jeden z pracowników szacuje nieoficjalnie, że z pięciu ton surowca można wyprodukować rur za 10 milionów złotych. A koszty stałe huty wynoszą około 7 mln. Różnica daje trzy miliony zysku miesięcznie.
Cała nadzieja leży więc w Towarzystwie Finansowym "Silesia" - że dotrzyma obietnic i co miesiąc do huty wjeżdżać będą wagony wypełnione stalą. Takiej gwarancji prezes "Andrzeja" nie otrzymał.
Przypomnijmy, dlaczego doszło do złożenia wniosku o upadłość huty. "Andrzej" ma obecnie 140 milionów długu. W ostatnim czasie zniecierpliwieni wierzyciele coraz mocniej domagali się zwrotu pieniędzy. Dostawcy odmawiali stali zagrożonej firmie. Na ostatnią propozycję przejęcia akcji w zamian za zadłużenie nie zgodził się żaden z wierzycieli. Bank Zachodni WBK wymówił hucie 13-milionowy kredyt, a komornik zajął konta i budynki.
- Szkoda, że wierzyciele nam nie uwierzyli i nie powiódł się nasz plan - stwierdza z żalem Górowski. - Przekazanie akcji pozwoliłoby nam na umorzyć długi publicznoprawne, m.in. wobec ZUS-u i Skarbu Państwa. Upadłość zamyka nam tę drogę. Ustawy rządowe przyszły dla nas za późno....
Burmistrz Zawadzkiego, Werner Małek: - Obawiam się, czy to nie jest opóźniony krok. Moim zdaniem wniosek o upadłość należało złożyć wcześniej. Jeśli pojawi się syndyk, to zgłoszę się do niego jako jeden z wierzycieli.
Mieszkańcy Zawadzkiego chcieliby wierzyć, że znajdzie się nabywca upadłej firmy, który poprowadzi produkcję jedynych w kraju rur. - Całkowite zamknięcie huty oznacza katastrofę dla miasta - podkreśla burmistrz Małek. - Zwolnieni zapukają do ośrodka pomocy społecznej...
Wczoraj w południe na teren huty wjechało kilkanaście wagonów ze stalą. - Chyba to jest ta nowa partia wsadu - mówił wyraźnie ucieszony Henryk Jacek, przewodniczący Związków Zawodowych NSZZ Solidarność.
Jeśli hucie uda się przetrwać ten trudny okres, to zgodnie z planami restrukturyzacyjnymi z firmy w tym roku powinno odejść około 60 osób. Najczarniejszy scenariusz oznacza co najmniej tysiąc nowych bezrobotnych w Zawadzkiem.