No to jazda...w lewo. Taki jest żużel

Zbigniew Górniak, Tadeusz Wyspiański
Żużel uzależnia nie tylko emocjami, ale i zapachem. Aromatyczne wyziewy, jakie unoszą się nad torem, dodają walce smaku. To tak, jak dla dżokejów dopełnieniem ich pasji jest woń końskiego potu.

Angelika Kuklok: - Ten zapach to podstawa. Zapach plus emocje.
Mietek i Patryk: - Próbowaliśmy oglądać żużel w telewizji. Ale telewizor nie daje zapachu. A bez zapachu to nie to samo.

Żaneta Dziewicka: - Mnie ten specyficzny zapach urzeka, ekscytuje i podnieca. Oraz jeszcze ryk silnika. I prędkość, z jaką maszyny wchodzą w zakręt.
A w żużlu skręca się tylko w lewo.

Co polskie, to polskie
Angelika to fanka, którą wyłowiłem na stadionie żużlowym przy ul. Wschodniej z sektora klubu kibica - na półfinałach eliminacji do indywidualnych mistrzostw świata. Podkreśla, że jest Angeliką przez "g", a nie przez "dż". Ma 19 lat, a na szyi szalik klubowy Kolejarza. Na mecze chodzi od dzieciństwa, najpierw zabierana przez opiekuna, a teraz przez kolegów. W tym roku matura.

Angelika podziwia żużlowców: - Znam osobiście Adama, Krystiana i Marcina, no, ale on odszedł do Rawicza.

Mietek i Patryk przyjeżdżają na wszystkie mecze Kolejarza z Kotorza Małego. Także na mecze wyjazdowe. Łatwo domyślić się po imionach, który to ojciec, a który syn. - Widzi pan te chaszcze, o tam, od torów? - Mietek wskazuje ręką dzikie krzaczory. - Tamtędy od dziecka skakałem przez płot, byłem na każdym meczu. Ponad czterdzieści lat już, jak chodzę na żużel. Kiedyś stadion ochraniali emeryci z ORMO, więc można ich było wykolegować. Teraz jest firma ochroniarska, nie przepuszczą. A zresztą i ja już starszy jestem, no i wolę kupić bilet, dać pieniądze na klub.

Żaneta to pasjonatka żużla z Grudziądza. Była pierwszą osobą, która zaprosiła mnie do grona swych znajomych, gdy szukając natchnienia do tego tekstu, zapisałem się na portal pielęgnujący magię żużla. To ona wyjaśniła mi, że słowa "speedway" używają najczęściej dziennikarze i spikerzy, którzy chcą zaszpanować. Na takiej samej zasadzie mówią na zespół "team", na trenera "coach" a na śnieg - "biały puch". Irytujące. Prawdziwi fani używają słowa żużel.
- Co polskie, to polskie - potwierdza Mietek z Kotorza Małego.
A ten narkotyczny zapach to woń spalanego metanolu i oleju rycynowego.

Bez słonecznika ani rusz
Iść w Opolu na żużel to jak cofnąć kalendarz o dobrych 25 lat. Miłe, nostalgiczne muśnięcie czasów, gdy w sporcie wszystko szło bez napinki, wolniej, i nie było trzymane za gardło żelazną łapą komercji oraz całym mrowiem zakazów i nakazów. Na stadionie nie ma wyglądającej jak robocopy policji. Można po nim łazić wte i wewte. Można palić papierosy skolko ugodno. Starsi panowie w oldskulowych ubraniach przynoszą ze sobą gazety i rozkładają je na ławkach, żeby nie zabrudzić sobie zaprasowanych na kant spodni. Jest fajnie. Swojsko. Bezpiecznie. Ojcowie przyprowadzają synów, a dziadkowie wnuków bez strachu o ich deprawację.

A potem nieśpiesznie zapisują swymi oldskulowymi długopisami wyniki w kupionych przy bramie programach. Choć przecież, jak napisze mi potem Żaneta, fanka z Grudziądza, po co zapisywać, skoro teraz wszystko znajdziesz w sieci.

Gdy ustaje ryk motorów, słychać trzaskanie miażdżonego zębami słonecznika. Słonecznik w papierowych tytkach to też relikt dawnych czasów, bez słonecznika ani rusz. Gdy Unia zakaże nam kiedyś skubania tych ziaren (bo czemu nie, skoro wszystkiego zakazuje), może to poważnie zachwiać polskim żużlem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska