Nobla za męską przewrotność

Lina Szejner
Każdego roku w okolicach 8 marca większość mediów przypomina czasy komunistycznego święta pań, wyśmiewa goździki i rajstopy, a w ulicznych sondach pyta panów, czy obchodzą jeszcze Dzień Kobiet.

W ten świąteczny ranek kupowałam kwiaty dla solenizantki Beaty, która akurat w tym dniu obchodzi imieniny. Zmarznięty właściciel stoiska miał w kuble parę dziesiątków zawiniętych w celofan tulipanów i na moje pytanie, czy spodziewa się, że je do wieczora sprzeda, odpowiedział nieprecyzyjnie: - Abo ja wiem... Jedni kupujom, a inni - nie kupujom...
Proponuję więc nie robić z tego tematu w przyszłym roku. Głównie dlatego, że - czy to się komu podoba, czy nie - kobiety z nostalgią wspominają czasy marcowego goździka i rajstop. Zwłaszcza te, które mogłyby pracować, muszą pracować i chcą pracować, ale nie mają gdzie...
- Cześć dziewczyny, wszystkiego dobrego w dniu waszego święta - powitał nas w progu redakcyjny dowcipniś. - Weźcie mnie na ręce, będę waszym kwiatkiem...
Uśmiechnęłyśmy się, a któraś powiedziała: wszystkim naszym facetom marzy się lektyka, wachlowanie przez hurysę, która jeszcze zarobi na ten wielki harem...
Męska przewrotność zasługuje na Nobla. - Chciałyśta równouprawnienia - to pracujta tyle, co mężczyźni - mówią ci, którzy postulują zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Ale o tym, czy kobieta w ogóle będzie miała okazję do tego, żeby w ogóle zacząć pracę i dopracować do tej emerytury, przecież decydują mężczyźni. W większości firm to oni są na kierowniczych stanowiskach, oni przyjmują do pracy i oni zwalniają.
Przed kilkoma dniami rozmawiałam z dziewczyną, absolwentką renomowanej uczelni. Piątka na dyplomie, do niego dołączone dwa certyfikaty potwierdzające znajomość niemieckiego i angielskiego. Do tego dobra prezencja, nie sepleni, ubrana starannie, lecz nie wyzywająco. Ma wszystkie atuty, żeby być przyjęta do pracy. Wkuła na pamięć wszystkie możliwe poradniki o tym, jak się zachować na rozmowach kwalifikacyjnych u pracodawcy i konsekwentnie się do nich stosuje. A pracy jak nie ma, tak nie ma.
Powód łatwy do odkrycia. Nie ta płeć. Młoda kobieta zaznacza w notesiku odbyte z pracodawcami rozmowy. Było ich już 47. W każdym przypadku przegrała z kolegami. Nie mieli piątek na dyplomie. Nie mieli dwóch certyfikatów, a czasem nawet żadnego. Ale byli w spodniach...
Wszystkim szefom przeszkadza jedno: przyszłe macierzyństwo, ten drugi etat, który tak waży na jakości życia i pracy kobiety. Każdy sobie zdaje sprawę z tego, że kobiecie trudniej poświęcić się zawodowi bez reszty, że trudno godzić macierzyństwo z pracą. Kiedy jednak przychodzi do dyskusji o prawie do emerytury, to ci sami mężczyźni w stosunku do tych kobiet, którym udało się to przez lata pogodzić, są bezwzględni. Zapominają o tym drugim, rodzinnym etacie i mówią z przekonaniem: niech pracują tyle, co my. Na szczęście boska sprawiedliwość przynajmniej przyznaje statystycznej kobiecie dłuższe życie. Ot, co!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska