Noclegownia w Nysie. Tu bezdomni znaleźli ciepły kąt

Klaudia Bochenek
Choć noclegownia jest przepełniona, to pani Teresa nikogo nie odprawia z kwitkiem. - Zawsze znajdzie się dodatkowy materac, jakiś koc, ubranie i coś do jedzenie - zapewnia.
Choć noclegownia jest przepełniona, to pani Teresa nikogo nie odprawia z kwitkiem. - Zawsze znajdzie się dodatkowy materac, jakiś koc, ubranie i coś do jedzenie - zapewnia. Klaudia Bochenek
Przeszło 60 osób przebywa obecnie w noclegowni przy ul. Baligrodzkiej w Nysie. Dla zmarzniętych bezdomnych trzeba było dostawić łóżek i materacy.

Mrozy trzaskające za oknem, to i trzeba było dodatkowe materace powyciągać, przeorganizować się i znaleźć miejsce dla zbłąkanych przybyszów. Ale mimo że schronisko pęka w szwach i jest przepełnione, to my tu bez problemu dajemy sobie radę. W końcu wytresowani jesteśmy w takich akcjach - śmieje się Teresa Zarzycka, szefowa nyskiej noclegowni dla bezdomnych przy ulicy Baligrodzkiej w Nysie.

Gdy tylko temperatura spadła kilka stopni poniżej zera, bezdomni sami zaczęli ściągać do schroniska. Ci, którzy nie zdążyli dotrzeć, dostarczeni zostali tutaj przez straż miejska i policję.

- Na szczęście nikt nie przemarzł, ale - jak to zwykle bywa - przyszli tu brudni, zaniedbani, a nierzadko mocno zmęczeni kilkudniowym piciem alkoholu - dodaje pani Teresa.
Na szczęście w noclegowni jest wszystko co niezbędne dla takich gości.

- Kąpiel, golenie, strzyżenie, przebieranie w nowe ciuchy no i oczywiście ciepły posiłek, ewentualnie jakieś lekarstwa. Na koniec dostają materac, ciepły kąt i możliwość przebywania tutaj dłużej - mówi Zarzycka.

Oczywiście pod warunkiem, że nie tkną alkoholu, bo ten jest w noclegowni zabroniony. Niepisane zasady zobowiązują również podopiecznych do pracy na rzecz swojego obecnego miejsca zamieszkania:

- Każdy musi coś robić, bo przecież ja nie mam pracowników do obsługi - tłumaczy pani Teresa. - Dlatego każdy dostaje zadania wedle swoich predyspozycji. Jeden sprawdza się w kuchni, inny do opieki nad niepełnosprawnymi, jeszcze inny pilnuje posesji, ktoś dba o porządek albo coś naprawia. Bo na dach nad głową trzeba sobie zapracować.

Bezdomni chętnie przystają na te warunki, zwłaszcza w zimie, kiedy pogoda nie rozpieszcza. - Nie ma co narzekać - mówi pan Henryk, który od lat jest tu stałym bywalcem, ale tylko okresowo. Jak mrozy odpuszczają on z powrotem idzie tam, gdzie czuje się wolny - do pustostanów po byłej rzeźni, nieopodal dworca.

- Mam tam posłanie, ale okna powybijane, to teraz spać nie idzie - dodaje. - Trzeba było więc do pani Teresy. Takie życie. Czasem wysiadam psychicznie. Na ulicy ciężko, tu dłużej miejsca zagrzać nie sposób...

Każdy z podopiecznych ma swoją bardziej lub mniej przejmującą historię. Ten się rozszedł z zoną, tamtego z domu wyrzucili, ktoś stracił pracę, a jeszcze inny po wyjściu z więzienia nie miał do czego wracać. - Staram się dać im nie tylko wikt i opierunek, ale nauczyć od nowa żyć, przywrócić dla społeczeństwa i czasami nawet mi się udaje, bo rokrocznie kilka osób usamodzielnia się - mówi Teresa Zarzycka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska