Podobno premier Miller przesiadł się do limuzyny z szyberdachem, bo w normalnej nie mieścił mu się jego szpiczasty monstrualny nos. Nos wydłużył się premierowi niczym bajkowemu Pinokio, z tym, że tamten drewniany chłopczyk kłamał w sprawach dużo mniejszej wagi niż głowa polskiego rządu. Nasz drewniany premier kłamie zaś z grubej rury, co wykazała ostatnio Najwyższa Izba Kontroli, a ujawniła "Rzeczpospolita". Raport otwarcia, który nie zostawił suchej nitki na uczciwości rządu Buzka, a którym to raportem Leszek Miller często, gęsto posługiwał się w pierwszych miesiącach swego urzędowania dla pognębienia i tak nieudolnej ekipy "solidarnościowej", no więc ten raport okazał się nieprawdziwy. Oszczędzono w nim winowajców z kręgów SLD, pewne fakty pominięto, inne nagięto, nad innymi się nie pochylono należycie. Ot, jeszcze jedna propagandowa fałszywka, jakich wiele naprodukowała w swej historii ideowa formacja Leszka Millera.
Nad wysmażeniem kłamliwego raportu czuwał niejaki Barcikowski, człowiek, który należał do grona najbardziej zaufanych doradców twórcy stanu wojennego. Ponieważ ekipę generała Jaruzelskiego osądzić ma dopiero historia, a na jej wyroki czeka się długo, trudno się dziwić, że jego przyboczni zabijają sobie czas rozmaitymi fuchami. Szkoda, żeby się marnował taki profesjonalizm. Fachowość kadr SLD nie od dziś zresztą budzi niekłamany podziw wśród niedouczonych członków innych polskich partii. Kwalifikacje takie, że ślinią się z zazdrości nawet absolwenci Oxfordu i Yalle. Kilka takich profesjonalnych życiorysów poznaliśmy ostatnio przy okazji prezentowania sylwetek bohaterów afer. Wieczorowa zawodówka i szefowanie fabrycznym strukturom młodzieży socjalistycznej. Potem wieczorowe technikum i szefowanie młodzieżowym strukturom wojewódzkim. Potem zaś studia w partyjnej wyższej szkole nauk społecznych, no i skok po dużą władzę. I kasę... Że takie studia tyle warte co gazetowy kurs tarota albo wróżenia ze szklanej kuli? Jak to??? Toż absolwenci partyjnej szkoły nauk społecznych są dziś najlepiej opłacaną kadrą w kraju!
Wracając do nosa premiera, to bywa on każdego ranka starannie przycinany, ale koło południa i tak odrasta, i się zaostrza - a każdego dnia jest większy i większy. W związku z tym zawieszono na czas jakiś publiczne pocałunki premiera z Adamem Michnikiem, żeby premier nie wykolił nosem Michnikowego oka, które widzi daleko i przenikliwie - jak to oko proroka. Teraz, gdy premier gdzieś się udaje, jego nos wystaje ponad dach rządowej limuzyny - niczym gustowny "fuck" pokazany rodakom. Bo co się tam będzie sam premier przejmował jakąś tam Najwyższą Izbą Kontroli, skoro nawet jego ludzie się nie przejmują?
"Zachowanie tej instytucji już przestało mnie irytować i podniecać" - powiedział "Rzeczpospolitej" minister Wiesław Kaczmarek, współodpowiedzialny za trefny raport. Tak mówi tylko ten, kto wie, że nikt mu nie podskoczy. Nikt ani NIK... To tak, jakby jakiś gangster Salceson albo inny Wędlina, który trzęsie Wołominem i Pruszkowem miał się przejmować jakąś tam kontrolą sanepidu w jednej ze swych licznych dyskotek. Tylko że Salceson albo jakiś inny Wędlina wyraziłby swe zniecierpliwienie inaczej: - Zachowanie tej instytucji już mnie nie branzluje.
No, ale Salceson albo inny Wędlina to prostaki - oni nie uczyli się w partyjnych wyższych szkołach tarota, pardon, nauk społecznych.
Nos, który pokazuje "fucka"
Zbigniew Górniak
[email protected]
Lekceważące słowa ministra Karczmarka na temat Najwyższej Izby Kontroli zabrzmiały jak słowa jakiegoś gangstera, który dowiedział się, że w jednej z licznych dyskotek, którymi trzęsie, pojawiła się właśnie kontrola z sanepidu.