Notgeldy, czyli sto miliardów marek z Nysy

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Metalowe pieniądze zastępcze wydawane przez miasto Prudnik oraz prudnicką fabrykę włókienniczą Frankla. Niektóre były ośmiokątne albo miały otwory w środku.
Metalowe pieniądze zastępcze wydawane przez miasto Prudnik oraz prudnicką fabrykę włókienniczą Frankla. Niektóre były ośmiokątne albo miały otwory w środku.
Sto lat temu twoje miasto, firma, w której pracujesz, wydawały własne pieniądze. Może jeszcze leżą na twoim strychu?

Andrzeja Cisaka z Prudnika zbieranie notgeldów, czyli dawnych pieniędzy zastępczych, wciągnęło 15 lat temu. Od tego czasu, buszując na giełdach i aukcjach internetowych, przeszukując stare strychy - zebrał największą kolekcję dla terenu współczesnej Opolszczyzny. Dziesiątki papierowych bonów wyemitowanych przez ponad sto miast, zakładów, sklepów, nawet restauracji. Pieniędzy z lokalnymi nazwami z Opola, Nysy, Kluczborka, Prudnika, Głogówka. Lista śląskich notgeldów jest zresztą otwarta. Ciągle zdarza się trafić na coś dotychczas nieznanego, nie umieszczonego w żadnym katalogu.

- Od znajomego ze Zlatych Hor dostałem notgeld Richarda Wiesnera o nominale 10 fenigów, którego nie ma w żadnym katalogu kolekcjonerskim - opowiada Jerzy Kopaczyński, kolekcjoner z Głuchołaz. - Wiesner prowadził gospodę na dzisiejszej ul. Kraszewskiego. Mam też nienotowaną nigdzie monetę z papierni w Rudawie. Te kawałki papieru czy metalu to nieznana historia miasta.

Reklama i propaganda

Notgeld z Opola bez daty wydania. Takie nominały 10- fenigowe przerabiano na 10 mln marek.
Notgeld z Opola bez daty wydania. Takie nominały 10- fenigowe przerabiano na 10 mln marek.

Notgeldy "propagandowe" z Przysieczy, wydane przed plebiscytem.

W Łambinowicach i Nysie swoje pieniądze wydawały obozy jenieckie. Obóz w Łambinowicach wszyscy znają, ma swoje muzeum. O tym w Nysie nikt już nie pamięta.

Na terenie łambinowickiego lagru swój sklep sto lat temu prowadził August Hoffmann. On też wydawał swój pieniądz, a jego banknoty trafiły do zbiorów Andrzeja Cisaka. W Niemodlinie Herrmann Rothskegel miał sklep ze szkłem i zakład szklarski. Jego notgeldy zachowali tylko niemieccy kolekcjonerzy. Ale firma istnieje do dziś.

Prowadzą ją prawnuki Herrmanna, ciągle pod tym samym nazwiskiem, tyle że w Niemczech. Na stronie reklamowej firmy chwalą się, że ich pradziadek założył w Niemodlinie "hutę szkła" w 1880 roku. Nysa w 1923 roku, w ramach obchodów 700-lecia założenia miasta, wyemitowała 700-markowy okazjonalny bon kolekcjonerski. Nie licząc Ujazdu, to jeden z nielicznych na Śląsku banknotów o tak niezwykłym nominale. Wołczyn wydał banknoty warte 7 i 14 fenigów. Biała w 1921 roku wyemitowała inny okazjonalny banknot, w którym chwali się, że miasto powstało już w 1125 roku, więc obchodzi 800-lecie. Jak widać, w Białej mieszkały wtedy niezłe chwalipięty. Odtrąbili jubileusz cztery lata przed terminem. Poza tym nikt z historyków nie potwierdza takiej daty założenia miasta. W Nysie swoje pieniądze wydawała Kolej Regionalna - miejscowa spółka władz krajowych i miejskich, która dysponowała dwoma liniami z Nysy do Ścinawy i z Nysy do Widnawy. Dziś już nawet nie ma torów w tych miejscach, ale bony kolei przetrwały w albumach kolekcjonerów. Podobnie nie istnieje już cukrownia w Otmuchowie.

Osobnym źródłem historycznych ciekawostek są obrazki - grafiki drukowane na lokalnych pieniądzach. Im dłużej je wydawano, tym bardziej wzbogacała się ich szata graficzna, czasem o bardzo lokalne elementy. Najciekawiej zilustrowany został spór polityczny o przynależność Śląska, czas plebiscytu i powstań śląskich. Śląskie notgeldy, wydawane przez lokalne władze, stały się nośnikiem propagandy proniemieckiej i antypolskiej. Pieniądz z Głogówka przedstawia wielkiego pająka, zakładającego sieci na prostego człowieka. Pająk nosi napis Oppersdorff - czyli nazwisko ówczesnych właścicieli zamku w Głogówku, którzy sprzyjali Polsce. Do szczególnie zaangażowanych proniemieckich miast należał niewielki Gorzów Śląski. Ich banknoty pełne są prostych scen, w których czarny orzeł przegania białego, symbolizującego Polskę. Są obrazy walki, w których Niemcy przeganiają Polaków, albo zrozpaczeni niemieccy rolnicy rozkładają ręce na tle płonących zabudowań czy uciekają przed polskim najeźdźcą. Na notgeldzie z Gorzowa przedstawiono Hotel Lomnitz w Bytomiu, siedzibę polskiego komitetu plebiscytowego, jako niewielką chałupę. Faktycznie był to okazały kilkupiętrowy budynek, ale propaganda nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Chodziło o to, aby pokazać Polskę jako kraj awanturniczy, niespokojny, ubogi, symbolizowany przez czarne wrony.

- Czasem udaje się nam - kolekcjonerom - dotrzeć do archiwów i zdobyć jakieś informacje o kulisach emisji - opowiada Andrzej Cisak. - Wiemy np., że notgeldy z Kłodnicy projektował ówczesny nauczyciel plastyki z burmistrzem.

Pomysł na brak pieniędzy

Metalowe pieniądze zastępcze wydawane przez miasto Prudnik oraz prudnicką fabrykę włókienniczą Frankla. Niektóre były ośmiokątne albo miały otwory w
Metalowe pieniądze zastępcze wydawane przez miasto Prudnik oraz prudnicką fabrykę włókienniczą Frankla. Niektóre były ośmiokątne albo miały otwory w środku.

Notgeld z Opola bez daty wydania. Takie nominały 10- fenigowe przerabiano na 10 mln marek.

Najstarsze notgeldy wyemitowały jeszcze we wrześniu 1914 roku Olesno i Kluczbork. W dzisiejszych czasach to zupełnie nie do pomyślenia, żeby płacić w sklepie papierkiem od burmistrza. Pieniądz zastępczy jest jednak ubocznym efektem wojennego kryzysu w ekonomii. Na potrzeby zbrojeń państwo ograniczyło emitowanie monet z cennych kruszców, a papierowych banknotów zaczęło brakować w obrocie. Żeby zapłacić pensje urzędnikom czy należności wobec lokalnych firm, miejskie władze wręczyły im, zamiast gotówki, opieczętowany papier i kazały zgłosić się za jakiś czas po jego wykupienie. Jednocześnie dogadywały się z miejscowymi sklepami, żeby takim "papierem" od burmistrza można było zapłacić za towary czy drobne usługi dla ludzi.

Firmom pozwalało to wydatnie zwiększyć obroty w zakładowych sklepach czy stołówkach, przez co faktycznie po raz drugi zarabiały na swoich pracownikach. Kiedy notgeldy wracały wykupione do urzędu, kasowano ich ważność przez zrobienie w papierze otworu dziurkaczem albo obcięcie rogu. Powinny być też komisyjnie niszczone, ale na szczęście nie wszędzie to egzekwowano, dzięki czemu kolekcjonerzy mają dziś co zbierać.

- Oprócz notgeldów papierowych sześć miast z terenu dzisiejszej Opolszczyzny wybiło własne zastępcze monety: Nysa, Prudnik, Głuchołazy, Otmuchów, Głogówek i Głubczyce - wymienia głuchołaski kolekcjoner Jerzy Kopaczyński. - Są datowane, posiadają herby miast, czasem są ciekawsze graficznie od pieniądza papierowego. Nyskie monety mają na awersie ładne widoki miejskich zabytków. Monety produkowały dwa zakłady - w Norymberdze i Głogowie, zazwyczaj w seriach po kilkanaście tysięcy egzemplarzy.

Władze państwowe, zajęte wojną, przez palce patrzyły na podobne lokalne eksperymenty. Dopiero w 1922 roku wprowadzono bardziej restrykcyjne zasady wydawania notgeldów. Emitent musiał zostawić w banku odpowiedni zastaw na rzecz ich wykupienia, wprowadzono kontrolę ilości wydawanych w ten sposób pieniędzy.

- Na terenie Górnego Śląska zdarzało się podrabianie pieniędzy zastępczych - opowiada Andrzej Cisak. - Nieoficjalne informacje mówiły, że zajmowali się tym sami drukarze, którym zlecano wydrukowanie banknotów, a po godzinach produkowali dodatkowo pieniądze zastępcze na czarno. Żeby się bronić przed fałszowaniem, miasta wprowadzały numeracje banknotów, stosowały różne pieczęcie, a pracownicy miejskich kas składali na nich odręczne podpisy. Na Opolszczyźnie nie trafiliśmy dotychczas na fałszowanie banknotów na dużą skalę.

Metalowe pieniądze zastępcze wydawane przez miasto Prudnik oraz prudnicką fabrykę włókienniczą Frankla. Niektóre były ośmiokątne albo miały otwory w środku.

W sierpniu 1923 roku w Niemczech zaczęła się hiperinflacja. Marka niemiecka zaczęła tak gwałtownie tracić na wartości, że na banknotach lawinowo zaczęło przybywać zer. W sierpniu wydawano pieniądze zastępcze o nominałach tysięcy marek. We wrześniu banknoty były milionowe. W październiku miliardowe. Nysa wydała notgeld o wartości 100 miliardów marek. Głubczyce - 1 bilion, a Opolska Dyrekcja Kolei notgeld o nominale 5 bilionów marek. To prawdopodobnie światowe rekordy.

- Jestem ekonomistą i dla mnie to szaleństwo inflacyjne, jakie miało miejsce w Niemczech w 1923 roku, jest trudne do zrozumienia - opowiada Andrzej Cisak. - Spadek wartości pieniądza powodował strajki pracowników, którzy domagali się wypłat początkowo co tydzień, potem wręcz codziennie. We wspomnieniach pisano, że cena kawy w kawiarni potrafiła wzrosnąć, zanim klient ją dopił. Zwykli ludzie tracili oszczędności całego życia. Zarabiali ci, którzy dostawali duże kredyty, korzystnie kupowali fabryki czy nieruchomości, a w tym czasie ich kredyt tracił na faktycznej wartości.

Niektóre notgeldy z Opolszczyzny straciły wartość jeszcze zanim zamawiający odebrał je z drukarni. Urzędnicy chwytali wtedy pieczątki i przybijali nowe nominały. Z 200 tysięcy robili 20 miliardów. Z 500 tysięcy - 50 miliardów. Cukrownia w Otmuchowie prawdopodobnie kazała drukarni jeszcze raz przepuścić cały nakład przez maszynę i nadrukować na banknotach wyższą kwotę. Pod koniec 1923 roku Niemcy wprowadziły denominację i nową markę. Notgeldy trafiły do pieca albo na strychy, gdzie mogą czekać na odkrycie do dzisiaj.

Ze strychu do Internetu

- Remontując swój dom, sam znalazłem na strychu notgeldy z Prudnika, Głogówka i Koźla - opowiada Piotr Kulczyk, kolekcjoner z Prudnika. - Podejrzewam, że już wtedy ktoś je zbierał w celach kolekcjonerskich, bo przecież nie można było nimi płacić poza miejscem emisji. Zresztą im późniejsze bony, tym są staranniej wydane i opracowane, żeby przynajmniej część została w kolekcjach. W ten sposób ktoś, kto wyemitował pieniądze zastępcze, nie musiał ich wszystkich odkupywać i zyskiwał na operacji.

- Ciągle się zdarza, że ludzie coś znajdują - opowiada Andrzej Cisak. - Jeszcze niedawno wielką rzadkością na giełdach kolekcjonerskich były banknoty miejskie z Opola. Nagle pojawiło się ich jednak bardzo dużo i zaczęliśmy się obwiać, czy ktoś nie produkuje fałszywek. Potem w środowisku rozeszła się wiadomość, że w Niemczech ktoś znalazł w szpargałach cały plik opolskich banknotów i zaczął je sprzedawać. I nagle cenny rarytas stracił na wartości.

- Jeszcze w okresie sprzed internetu zebranie 6 monet z Głuchołaz zajęło mi 10 lat - mówi Jerzy Kopaczyński. - Dziś w internecie można je "upolować" w ciągu roku. Trzeba tylko mieć pieniądze.
Zbieranie dawnych banknotów i monet zastępczych zyskuje na Opolszczyźnie coraz liczniejsze grono amatorów. Prudnickie starostwo wydało niedawno pierwszy dla Opolszczyzny i sąsiednich terenach czeskich katalog zastępczych pieniędzy, autorstwa Andrzeja Cisaka. Andrzej Musiał i Zbigniew Szczerbik redagują kwartalnik numizmatyczny GROSZ. Zawiązane w Prudniku Towarzystwo Kolekcjonerów "Notgeld" chce propagować ciekawą historię pieniędzy zastępczych i wprowadzać do obrotu nowe bony o charakterze wyłącznie kolekcjonerskim.

Niektórzy ze zbieraczy, tak jak Andrzej Cisak, poszukiwania na giełdach łączą z wyjazdami do zapomnianych zakątków Opolszczyzny. Szukają miejsc znanych z dawnych banknotów. I ludzi, którzy coś jeszcze potrafią o nich opowiedzieć. Znaleźć coś takiego - to jest dopiero frajda. z

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska