Nowa zabawa. Znajdź sobie skarb

Archiwum prywatne
Dziś tylko na Opolszczyźnie mamy ok. 250 ukrytych keszy.
Dziś tylko na Opolszczyźnie mamy ok. 250 ukrytych keszy. Archiwum prywatne
Na Opolszczyźnie jest około 250 keszy, czyli miejsc ze skarbem schowanym przez miłośników geocachingu. To taka nowa zabawa w poszukiwanie ukrytych w terenie skrytek.

Ważne

Ważne

Zainteresowanych geocachingiem odsyłamy do internetu. Więcej informacji i współrzędne skarbów znajdą na stronach: www.opencaching.pl, www.geocaching.com, www.terrachachig.com i www.navicache.com.

A także sposób na nietypową turystykę i zdobycie ciekawych znajomych. 3 maja 2000 roku Amerykanin Dave Ulmer w stanie Oregon zakopał pierwszą skrzynkę ze skarbem i w internecie zamieścił jej współrzędne geograficzne, zachęcając innych do szukania. Pierwszą skrzynkę w Polsce umieścił 1 listopada 2001 roku w Warszawie też Amerykanin - Rob Scott. Dziś tylko na Opolszczyźnie mamy ok. 250 ukrytych keszy. W samym Opolu jest ich 20 do 30. Prawdziwą polską "hurtownią keszy" pozostaje jednak Warszawa, gdzie amatorzy zabawy schowali dotychczas 2,5 tys. skarbów. W ciągu jednodniowego spaceru po mieście z turystycznym GPS-em można zaliczyć nawet 50 miejsc.

Skrzynki, czyli kesze, tworzą drugi, tajny świat. Zwłaszcza te w centrach miast funkcjonują tuż obok zabieganego społeczeństwa, nie dostrzegane przez niewtajemniczonych. Zazwyczaj to prosty pojemniczek. W rozmiarze mini świetnie do schowania nadaje się kupiony w aptece plastikowy pojemnik do badań laboratoryjnych moczu. Skrzynki standardowe to zazwyczaj powszechnie dostępne szczelne pojemniki do przechowywania jedzenia. Więcej inwencji twórczej wymaga stworzenie skrzynki maksi.

Do szczelnego pojemnika wkłada się obowiązkowo logbuka, czyli dziennik z ołówkiem na wpisy dla poszukiwaczy. W przypadku mini są to małe rolki papieru, niczym zwoje papirusu. Nagrodą dla odkrywcy są fanty, czyli drobne upominki, które poszukiwacz może wymienić na inne, nie mniej wartościowe, żeby nie degradować skrzynki. Najpopularniejsze są ołówki, breloczki, maskotki, płyty CD. Z powodów oczywistych nie wolno umieszczać w skrzynkach przedmiotów niebezpiecznych albo jedzenia, które może się zepsuć.

Tego nie ma w przewodnikach

- Kiedy zaczynałem się bawić w geocaching, ponad 3 lata temu, na Opolszczyźnie były ukryte może trzy skrzynki. Pionierem był kolega Jarek, nick Jaros69. Długi staż ma też Przemek, nick: tboniasty, który założył najwięcej skrzynek na naszym terenie - opowiada Krzysztof Łękawski "Żywcu", jeden z weteranów geocachingu w województwie. O idei zabawy przeczytał najpierw w książce "Łowca" Davida Morella. Potem zaczął szukać w internecie i trafił na specjalne portale o grze. Od tego czasu zainteresował poszukiwaniami kilku swoich prywatnych znajomych. Dziś ma na koncie 759 odkrytych skrzynek i 26 założonych przez siebie. - Miałem szczęście, że na początek trafiłem na bardzo fajne multikesze z ciekawą zagadką do rozwiązania, w nietypowych miejscach w Pokoju i na jazie koło Popielowa. Mam naturę podróżnika, lubię aktywnie spędzać czas. Bawię się w to od trzech lat i ciągle mam ochotę na takie wyjazdy.

W naszym województwie w geocaching bawi się ok. 15 grup - teamów. Czasem to pojedynczy poszukiwacz, czasem kilku znajomych czy rodzina z dziećmi. U nas jest to jeszcze zjawisko elitarne, dla wtajemniczonych, którzy preferują jakość zabawy nad ilością zdobyczy i prostym zaliczaniem kolejnych miejsc.

- Opolskie skrzynki są ciekawe, zrobione z pomysłem i przesłaniem. Zwracają uwagę na miejsca nieznane, ale warte przypomnienia - rekomenduje Michał Darowski "Cichy" (225 znalezionych skrzynek). W Opolu jest skrzynka "Bracia Kowalczykowie" w miejscu, gdzie w 1971 roku dwóch braci wysadziło na znak protestu w powietrze aulę opolskiej WSI. Jest skrzynka "Solidarność" obok pierwszej siedziby związku z roku 1980, o której dziś mało kto pamięta. Jest skrzynka na cmentarzu żołnierzy radzieckich, w samym centrum miasta, choć na uboczu. Przy jej podejmowaniu i ponownym ukryciu trzeba bardzo uważać na kręcących się w pobliżu studentów.

Skrzynek nie należy umieszczać na siłę, bez pomysłu - przekonuje "Żywcu". - Wybieram do tego miejsca, których nie ma w przewodnikach, ale są bardzo ciekawe, z jakąś historią, legendą, urokiem.

Trzeba trzymać poziom

Przygotowane skrzynki umieszcza się w terenie. Można je po prostu zakopać w ziemi, ale to utrudnia poszukiwania, grozi zawilgoceniem zawartości. Brudne i zgrzybiałe skrzynki mogą kogoś zniechęcić do zabawy. Łatwiej wsadzić pod kamień, w dziuplę drzewa, szczelinę muru, pod cegłą, ukryć za czymś wiszącym na ścianie. W mieście kesze przyczepia się magnesem do metalowych części budowli, czasem w miejscach bardziej niedostępnych. Skrzynka na nowym wiadukcie na ul. Struga w Opolu pojawiła się już kilka dni po jego otwarciu.

Zdarza się, że niektóre skrzynki są ukrywane na terenie prywatnym, objętym monitoringiem czy dozorem ochrony. Dwie skrzynki są ukryte w nyskiej bazylice, o czym pewnie ksiądz proboszcz nawet nie wie.
Niektórzy uczestnicy zabawy łączą geocaching z urban-eksploringiem, czyli poszukiwaniem i poznawaniem dawno opuszczonych, nieczynnych fabryk czy innych zdewastowanych budowli. Czasem autor skrzynki ostrzega wręcz, żeby w jakieś miejsce nie wybierać się na poszukiwania samemu, bo odosobniony obiekt może mieć dzikich lokatorów. "Żywcu" założył pod Opolem podwodny kesz w sztucznym jeziorku. Hermetyczny pojemnik pływa w wodzie przytwierdzony do dna kotwicą, z niewielką boją pod powierzchnią jeziora, żeby ułatwić poszukiwania. Dla zdobycia skarbu trzeba mieć ponton albo przynajmniej materac dmuchany i zanurkować samemu na głębokość 1,5 metra.

- Pierwszą swoją skrzynkę założyłem w Nysie na forcie Prusy - opowiada "Cichy". - Znałem forty jeszcze z dzieciństwa i chciałem je odkryć przed innymi, bo są tego warte. Ta skrzynka to tzw. multikesz składający się z kilku etapów pośrednich, zanim się trafi do docelowej skrzynki. Żeby ją znaleźć, trzeba dokładnie przeczytać opis, jaki załączyłem w internecie. Trzeba zapoznać się z historią miejsca, powiązać ze sobą wątki fabuły zabawy. Do dziś to mój flagowy kesz.

- Koło Ozimka jest przygotowany bardzo ciekawy nocny multikesz - opowiada Maciej Ziółko z Nysy (181 znalezionych skrzynek), który w geocaching bawi się od roku razem z żoną i 10-letnim synem. - Jego znalezienie wymaga użycia latarki w warunkach nocnych, bo światło musi się odbić na znakach zawieszonych na drzewach i wskazać drogę do skarbu. Kiedy tam pojechaliśmy pierwszy raz, nie udało się go znaleźć, bo jeden z odblasków zarosły krzaki. Musieliśmy tam wrócić z podpowiedzią. Ale i tak odnalezienie kesza kosztowało nas kilka godzin biegania po lesie.

- Na trasie z Nysy do Opola, koło Sidziny, jest w polach malowniczy kościółek. Jechałem tam setki razy, ale zatrzymałem się tam dopiero po to, żeby znaleźć skrzynkę - dodaje Michał Darowski "Cichy". - Teraz przed każdym dłuższym wyjazdem sprawdzam sobie dokładnie, jakie kesze mogę znaleźć po drodze i zatrzymujemy się tam z rodziną na poszukiwania. Doszedłem do tego, że gdy jestem w nowym miejscu sprawdzam, czy można by tu ukryć ciekawą skrzynkę.

Z kordami na event

Po ukryciu skarbu autor rejestruje go na portalu internetowym o geocachingu, czyli zamieszcza informację na temat nowej skrzynki. Informacja musi zawierać tzw. kordy, czyli bardzo dokładne współrzędne geograficzne miejsca ukrycia. Do odnalezienia miejsca potrzebne jest turystyczne urządzenie GPS, które wskazuje współrzędne z dokładnością nawet do kilku metrów. Może być też telefon z GPS-em, ale łatwo go uszkodzić w czasie poszukiwań. Można wydrukować sobie satelitarne zdjęcie okolicy, wskazujące punkt ukrycia z dokładnością do kilkunastu metrów. Dodatkową pomocą są załączone opisy miejsca, mniej lub bardziej lakoniczne, fotografie (czyli spojlery) okolicy, czasem o charakterze historycznym. Ostatnią deską ratunku dla poszukiwacza są zaszyfrowane podpowiedzi, z których może, ale nie musi skorzystać. Zaraz po zarejestrowaniu skrzynki w teren ruszają tzw. łowcy FTF-ów (first to find), przyznawanych pierwszemu odkrywcy.

- FTF to dodatkowy bonus dla poszukiwacza - wyjaśnia Maciej Ziółko. - Zdarza się, że w kilka osób spotykamy się na takim polowaniu i rywalizujemy ze sobą, kto znajdzie pierwszy skarb. Znam też osoby, które jadą na poszukiwania bez GPS-a. Posługują się tylko opisem miejsca i dodatkowymi fotografiami.
Do żelaznych zasad uczestników zabawy należy dyskrecja. Nikt postronny nie może się zorientować, że czegoś szukamy, bo zaraz wzbudzimy sensację i zainteresowanie. Skrzynkę po odnalezieniu i wpisaniu się do logbuka trzeba schować z powrotem w to samo miejsce, dbając, żeby nikt przypadkowy nie zauważył.

- Nie wolno spalić skrzynki, odkrywając ją przy innych niezorientowanych ludziach - ostrzega "Cichy". - Zdarza się, że znajdzie ją potem ktoś przypadkowy, zniszczy, ukradnie albo zostawi w innym miejscu. W najlepszym przypadku postronny odkrywca wpisze się do logbuka, że nie rozumie, o co chodzi w tej zabawie. Sam swoją skrzynkę na fortach w Nysie musiałem już reaktywować. Szkoda fantów, które zginęły.

Nie zna granic

W ciągu zaledwie 10 lat istnienia prosta zabawa bardzo się rozwinęła i udoskonaliła. Przekroczyła granice geograficzne. Poszukiwacze z Opolszczyzny wypuszczają się czasem do Czech. Z drugiej strony w internetowych komentarzach naszych skrzynek pojawiają się wpisy po czesku czy angielsku. Poszukiwacze organizują też eventy, czyli spotkania, na które specjalnie przygotowuje się nowe albo reaktywuje nieczynne już skrzynki. Spotkania są otwarte, zapowiadane wcześniej w internecie, ale podaje się tylko datę i kordy punktu zbornego. Przyjeżdżają ludzie nawet spoza województwa. Po poszukiwaniach jest okazja, żeby się poznać, pogadać, posiedzieć wspólnie przy ognisku czy grillu. Poszukiwacze przekonują się wtedy, że geocaching ma miłośników w każdej profesji, w każdym przedziale wiekowym od kilku do kilkudziesięciu lat.

- To okazja do poznania fajnych ludzi, przeżycia emocji w czasie poszukiwań, odkrycia fajnych miejsc - zachęca Maciej Ziółko.

- Zabawa jest owiana rąbkiem tajemnicy i to budzi dodatkowe zainteresowanie. Przecież obok tych skrzynek przechodzi wiele osób, nie zdając sobie sprawy z ich istnienia - mówi Michał Darowski.

- Najważniejsze, żeby nie wyruszać na poszukiwania bezmyślnie. Trzeba przynajmniej poznać zasady działania, zachować pewien poziom zabawy, żeby nie narobić szkody wszystkim - apeluje Krzysztof Łękawski.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska