Nowe twarze w opolskiej polityce, niektóre powracające po latach...

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Antoni Duda wszedł do Sejmu z listy Prawa i Sprawiedliwości. Dostał 8085 głosów.
Antoni Duda wszedł do Sejmu z listy Prawa i Sprawiedliwości. Dostał 8085 głosów. Paweł Stauffer
Dyrektor urzędu pracy, adiunkt z politechniki, kierownik pływalni, dziennikarz, prawnik i nauczyciel - przez najbliższe cztery lata będą reprezentować Opolszczyznę w parlamencie.

Gdyby nie robił żadnej kampanii, miałby dużo lepszy wynik - mówi o Antonim Dudzie jeden z wysoko postawionych polityków Prawa i Sprawiedliwości.

- Nawet niektórzy mu to odradzali, ale on się uparł, żeby wieszać te swoje plakaty... A przecież wystarczyło nazwisko.

Antoni Duda wszedł do Sejmu z listy Prawa i Sprawiedliwości. Dostał 8085 głosów. Jest przewodniczącym Klubu Inteligencji Katolickiej. Z wykształcenia inżynier elektronik. W 1998 prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Stanisław Alot mianował go prezesem opolskiego oddziału ZUS. Później Duda został dyrektorem Powiatowego Urzędy Pracy w Opolu. W 2010 roku wszedł do Opolskiego Społecznego Komitetu Poparcia Jarosława Kaczyńskiego, który ubiegał się wtedy o prezydenturę. Niby blisko polityki, ale jednak trochę daleko. Politycy PiS mówią, że nie nie zostałby posłem ani nawet nie trafił nawet na listy PiS. Gdyby nie jeden fakt: Antoni Duda jest rodzonym bratem Tadeusza Dudy, ojca wybranego w sierpniu prezydenta Polski Andrzeja Dudy.

Ktoś na pewno zagłosował na samo nazwisko
Szef PiS na Opolszczyźnie Sławomir Kłosowski próbuje przekonywać, że pan Antoni pojawił się na liście nie z powodu nośnego nazwiska.

- Wcześniej był troszkę zdystansowany do polityki, ale uznaliśmy, że trzeba wykorzystać jego świetne przygotowanie merytoryczne, które dało się zauważyć na stanowisku dyrektora urzędu pracy - słodzi nowemu posłowi Sławomir Kłosowski.

Sam świeżo upieczony parlamentarzysta mówi nieco bardziej skromnie:

- Owszem, w ostatnich latach byłem trochę wycofany, ale wcześniej uczestniczyłem dość aktywnie w życiu społeczno-politycznym - opowiada Antoni Duda. - Zakładałem struktury Porozumienia Centrum, działałem w „Solidarności”. Z tej pracy pamięta mnie wielu Opolan. Oczywiście impulsem dla mnie, aby zaangażować się w politykę, było zwycięstwo mojego bratanka w wyborach prezydenckich. Nie jestem dziś w stanie powiedzieć, ile głosów dostałem dlatego, że jestem znany na Opolszczyźnie, a ile z powodu nazwiska. Z tego drugiego powodu zapewne też niektórzy postawili krzyżyk.
Stoję jak ch... w rynnie

Grzegorz Peczkis
Grzegorz Peczkis Tomasz Kapica

Kolejna nowa opolska twarz PiS-u w parlamencie to Grzegorz Peczkis z Kędzierzyna-Koźla. 39-letni adiunkt z Politechniki Śląskiej zdobył mandat senatora we wschodnim okręgu. Dostał 25 tysięcy głosów, o trzy tysiące więcej od faworyta wyborów - Aleksandra Świeykowskiego z PO. Co ciekawe, Peczkis wygrał ze Świeykowskim także w rodzinnej miejscowości polityka PO - Praszce. I to w sytuacji, w której praktycznie nie robił kampanii wyborczej! Złośliwi mówią jednak, że Peczkis zrobił sobie świetną reklamę, występując jako negatywny bohater afery z nadaniem znanemu pisarzowi Januszowi Rudnickiemu tytułu „zasłużonego dla Kędzierzyna-Koźla”.

Rudnicki mieszka w Hamburgu, ale pochodzi z Kędzierzyna-Koźla. Jego twórczość była nominowana do literackiej nagrody NIKE, książki tłumaczono także na inne języki. Mieszkańcy chcieli go wyróżnić wspomnianym tytułem. Wniosek taki trafił na radę miasta. Peczkisowi, który jest radnym z ramienia PiS już drugą kadencję, nie spodobała się jednak ta propozycja. Uznał, że Rudnickiemu żaden tytuł „zasłużonego” się nie należy, bo jest twórczość to nic specjalnego. A na dodatek sporo w niej przekleństw. Radny zdecydował się zacytować niektóre fragmenty jednej z książek Rudnickiego:

- Stoję jak ch... w rynnie, czy jednak stoję jak ch... w torcie? No ku... wasza wysublimowana mać - przemawiał do radnych, czytając te fragmenty, gdzie akurat przekleństwa się znalazły. - W pi... i nożem. I ch... po oczach, ku..., koniec cytatu - kontynuował, a radnym opadały szczęki.

Na sali nastąpiła konsternacja, zrobiło się nerwowo. Przewodniczący Andrzej Kopeć musiał przerwać obrady. Media zrelacjonowały przebieg sesji, na Peczkisa posypały się gromy, znani językoznawcy Jerzy Bralczyk i Jan Miodek powiedzieli, że szkoda w ogóle tracić czas na komentowane takiego zachowania. Ale jak widać w wyborach sprawa mu nie zaszkodziła, a być może całkiem sporo pomogła.

Peczkis, jak to pisowiec, ma na pieńku z Niemcami. Głośno sprzeciwiał się podpisaniu przez gminę Kędzierzyn-Koźle partnerstwa z niemieckim samorządem Oehringen.

- Powinniśmy skupić się na problemach mieszkańców, a nie na działaniach, z których potem nic nie wynika - argumentował. To on w pierwszym szeregu stanął także w obronie garstki rodziców, którzy sprzeciwiali się przekazaniu gminnej podstawówki nr 13 stowarzyszeniu związanemu z mniejszością niemiecką. Składał w tej sprawie doniesienia do organów ścigania. I tak zdobywał popularność w prawicowym elektoracie.

Mieszkańcom Kędzierzyna-Koźla zaimponował, gdy sam w 2011 roku zrezygnował z funkcji wiceprzewodniczącego rady miasta, w której większość miał komitet związany z urzędującym wówczas prezydentem Tomaszem Wantułą. Peczkis zrezygnował tym samym z wyższej o kilkaset złotych miesięcznie diety. Tłumaczył, że Wantuła i jego ludzie marginalizują PiS, a stanowisko wiceprzewodniczącego to jedynie pokazówka.
Niby polityczne gierki to nie jego żywioł, ale...
- Grzegorz sprawia wrażenie bardzo naturalnego i szczerego człowieka, który po prostu jest sobą. Ale wiele jego ruchów jest dokładnie przemyślanych - mówi jeden z kędzierzyńskich samorządowców związany z prawicą. - Na pierwszy rzut oka wydaje się też, że polityczne gierki to nie jego żywioł, ale w rzeczywistości całkiem sprawnie pracuje w kuluarach.

W kędzierzyńskim PiS-ie doszło w ostatnich latach do małej czystki. Z partii wyleciało trzech młodych, dobrze zapowiadających się samorządowców: Robert Młodziński, jego żona Olga Pokorska-Młodzińska i Adam Sadłowski. Na wszystkim najbardziej skorzystał właśnie Peczkis, który rok temu był kandydatem tej partii na prezydenta, a teraz na senatora. Na razie w kędzierzyńskim PiS nie widać nikogo, kto mógłby być dla niego jakimkolwiek zagrożeniem w walce o wpływy.

- Jesteśmy dalej kolegami, rozmawiamy - Peczkis od razu ucina, że mógłby mieć cokolwiek wspólnego z faktem, że zdolni samorządowcy zostali wypchnięciu z partii. I znów skromnie, w swoim stylu, tłumaczy, skąd wziął się jego nieoczekiwany sukces wyborczy: - Zawdzięczam to między innymi mojemu świętej pamięci tacie, który był bardzo lubianą osobą w mieście i szanowaną. A także świetnej pracy samej partii. Ludzie głosowali na mnie między innymi z tych powodów, a nie dlatego, że uważają mnie za obiecującego polityka - przekonuje.
Precz z Unią Europejską

Jerzy Czerwiński
Jerzy Czerwiński Sławomir Mielnik

Marcowy wieczór 2003 roku. Pod opolską katedrą zbiera się grupa młodych, dobrze zbudowanych i krótko ostrzyżonych mężczyzn. To narodowcy z Opola, Częstochowy i Sosnowca. Najpierw idą na mszę, po niej formują się w zwartą grupę i maszerują ulicą Książąt Opolskich. Część z nich trzyma w ręku zapalone pochodnie. Niosą transparent z napisem „Oddamy życie i śmierć za wielką Polskę”. Widać sylwetki Romana Dmowskiego i Bolesława Piaseckiego. Młodzi ludzie skandują „Precz z Unią Europejską!”, „Nasze ulice, nasze kamienice”, „Śląsk Opolski zawsze polski”, „Ani Unia, ani NATO, Polska tylko dla Polaków”, „Narodowy, narodowy radykalizm!”. Wśród nich maszeruje ówczesny poseł Jerzy Czerwiński z Ruchu Katolicko-Narodowego. Składa kwiaty pod pomnikiem Bojowników o Polskość Śląska Opolskiego. W pewnym momencie bierze do ręki mikrofon:

- Nachalna kampania prowadzona w Polsce za wejściem do UE jest wydarzeniem bez precedensu. Można ją porównać tylko do indoktrynacji, jaka miała miejsce w czasach komuny, gdy też była tylko jedna słuszna idea. Skandalem jest, że namawianie do Unii będzie się toczyć nawet w podstawówkach i gimnazjach. My mówimy Unii nie...”.

Dziś Jerzy Czerwiński (rocznik 1960) mówi już nieco innym tonem w sprawie Unii Europejskiej:

- Przede wszystkim polityk nie powinien się kopać z rzeczywistością - podkreśla. - Jeżeli już jesteśmy w tej Unii, to powinniśmy z tego korzystać, próbować zdobyć jak najwięcej pieniędzy dla naszych obywateli i dla naszego kraju. Ważne jednak, żeby Unia była Europą ojczyzn, a nie jednolitą masą państw pozbawionych tożsamości.

Czerwiński urodził się w Niemodlinie, ale jest związany z Prudnikiem. Spośród nowych opolskich parlamentarzystów ma największe doświadczenie w polityce. W 1993 wstąpił do Ruchu dla Rzeczypospolitej, później Ruchu Odbudowy Polski. W 2001 roku wystartował do Sejmu z ramienia Ligi Polskich Rodzin. Zagłosowało na niego 5700 Opolan, co dało mu mandat posła. W parlamencie związał się z Antonim Macierewiczem i wstąpił do koła Ruchu Katolicko-Narodowego. W 2005 bezskutecznie startował do Senatu z ramienia własnego komitetu wyborczego. Rok później uzyskał mandat radnego sejmiku opolskiego z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. W 2007 kandydował do Sejmu z listy PiS, ale bezskutecznie. W wyborach samorządowych w 2010 ponownie został wybrany do sejmiku, ubiegał się też o urząd burmistrza Prudnika. W niedzielę dostał 41 623 głosy w wyborach do Senatu (okręg zachodni) - najwięcej ze wszystkich opolskich polityków.
Mistrz nurkowania technicznego z 2003 roku

Witold Zembaczyński
Witold Zembaczyński Sławomir Mielnik

- Podkreśla, że gospodarka jest najważniejszym czynnikiem rozwoju. Poza tym urzekło mnie, że był mistrzem nurkowania technicznego w 2003 - tak zachwalał Witolda Zembaczyńskiego Ryszard Petru, lider Nowoczesnej, partii, która w niedzielę przebojem wdarła się do Sejmu. Z tym nurkowaniem 35-letniemu Witoldowi Zembaczyńskiemu raczej świetnej reklamy nie zrobił. Niektórzy złośliwie żartowali później, że mówił akurat o tym, bo miał problemy z wymienieniem innych sukcesów. Zembaczyński prowadził w Opolu naleśnikarnię, ale biznes nie szedł najlepiej i lokal trzeba było zamknąć. W czerwcu tego roku został kierownikiem miejskiej pływalni Wodna Nuta. W uzasadnieniu komisja konkursowa, wyliczając kompetencje, podkreśliła między innymi, że kandydat wcześniej był... ratownikiem.

Pojawiały się także zarzuty o kumoterstwo. Zanim nowy poseł Nowoczesnej (dostał w niedzielę 12 699 głosów) został kierownikiem pływalni, kierował klubem radnych Arkadiusza Wiśniewskiego, prezydenta Opola. A nie jest tajemnicą, że najwięcej do powiedzenia w konkursach na stanowiska w samorządach mają włodarze gmin, a nie członkowie komisji.

- Jestem gotowy na potężną falę hejtu i jestem świadomy tego, że moja wygrana będzie różnie oceniana - przyznał wówczas.

Podobnie jak Antoni Duda, Zembaczyński ma także „nośne” nazwisko. Jego ojciec - Ryszard Zembaczyński - przez wiele lat był prezydentem Opola, wcześniej wojewodą. - Nie mam wątpliwości, że to także miało znaczenie - powiedział wczoraj w wywiadzie dla Radia Opole.
Mało znany nawet we własnym mieście

Paweł Grabowski
Paweł Grabowski Roman Baran

Debiutantem politycznym jest Paweł Grabowski. Jego przypadek jest szczególny, bo ten 29-latek z Brzegu nie jest szerzej znany nawet w swoim mieście. Kawaler, nie kandydował w wyborach samorządowych, nie udzielał się społecznie, nie dał się w Brzegu poznać nawet jako prawnik, bo po studiach na Uniwersytecie Wrocławskim aplikację radcowską robi w stolicy Dolnego Śląska, a pracuje głównie w Warszawie.

- Dotąd skupiałem się głównie na nauce i zdobywaniu doświadczenia zawodowego - przyznaje. - Specjalizuję się w prawie finansowym oraz prawie ochrony konkurencji i konsumentów, zajmuję się m.in. sporządzaniem opinii dotyczących projektów zmian w prawie. Mieszkam trochę w Brzegu, a trochę w Warszawie, bo tego wymaga moja praca.

Jak to więc możliwe, że kandydat dość anonimowy nawet w rodzinnym mieście, nie prowadzący agresywnej plakatowej kampanii i w dodatku dopiero szósty na liście Kukiz ’15 zdobywa 4,5 tysiąca głosów?

- Po prostu wyszedłem do ludzi, słuchałem ich, a nie mówiłem do nich ex cathedra: wiecie, rozumiecie, mamy program, wszystko wiem, jestem najlepszy i wybierzcie mnie, to przyniosę torby z darami - przypomina Grabowski. - I jak się okazuje, wystarczyło, że pokazał się kandydat obywatelski, bezpartyjny, który przekonał, że będzie działał na rzecz powiatu i ludzi.

- Na mnie też zarobił parę głosów - śmieje się inny Paweł Grabowski z Brzegu, rok starszy od posła i dotąd znacznie bardziej znany m.in. jako społecznik czy kandydat na radnego. - Jeszcze przed kampanią parę osób mówiło mi, że podpisało się pod listą poparcia mojej kandydatury, bo byli przekonani, że chodzi właśnie o mnie. Nawet moja mama, myśląc że znowu kandyduję, podpisała taką listę. A teraz dostałem trochę esemesów od znajomych, że na mnie głosowali. Ale to nic - ważne, że mamy pierwszego od lat posła z Brzegu i obyśmy wszyscy na tym skorzystali.

Dawni koledzy z gimnazjum czy liceum zapamiętali Grabowskiego jako dobrego kumpla.

- W szkole z naszego rocznika chyba każdy kojarzył „Grabę”, bo sporo się udzielał i był przewodniczącym klasy - mówi jeden z kolegów z gimnazjum nr 1.

Jego sukcesem nie jest za to zaskoczona Małgorzata Niewczas, wychowawczyni z gimnazjum.

- Już wtedy dał się poznać jako dowcipny chłopak, pełen pomysłów, czasem nieco zwariowanych - opowiada nauczycielka. - Miał swoje zdanie i potrafił dyskutować na lekcjach, ale zawsze robił to grzecznie. Mieliśmy kontakt, bo już po studiach odwiedzał nas w szkole, pisaliśmy też na Facebooku. I jak tylko zobaczyłam, że kandyduje, to pomyślałam, że mu się uda. Sama na niego głosowałam i podejrzewam, że sporo jego rówieśników również.
Nikt już nie chce z nim wojować

Janusz Sanocki
Janusz Sanocki Artur Janowski

Janusz Sanocki z Nysy nie chodził do przedszkola. Mówi, że z tego powodu jest indywidualistą. Dlatego też od wielu lat walczy o jednomandatowe okręgi wyborcze. W niedzielę dostał 15 tysięcy głosów i wszedł do Sejmu z ugrupowania Kukiz ‚15. To najbardziej barwna postać z wszystkich nowych parlamentarzystów opolskich. Kiedyś publicznie stwierdził, że muzyka rockowa to przyczyna alkoholizmu i narkomanii wśród młodzieży oraz zapowiedział, że nie zezwoli na to, by w mieście zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Zamiast tego stworzył fundację Nysa-Dzieciom, zwaną „orkiestrą Sanockiego”. Innym razem zorganizował happening z wąglikiem. Dostał list z pogróżkami utytłany w białym proszku. W urzędzie rozerwał kopertę, wysypał zawartość na stół, po czym ręką zmiótł ją do kosza. Jak się później okazało, w kopercie była mąką ziemniaczana.

Pomógł też białoruskiej telewizji rządowej w nakręceniu reportażu o Nysie. Materiał mówił o rzekomym mieście bezprawia, skorumpowanym wymiarze sprawiedliwości i zagrożonej demokracji w Polsce. Sanocki opowiadał też, jakoby w Nysie łamane były prawa człowieka. Po emisji programu posypały się na niego gromy.

- Sytuacja na Białorusi przedstawiana przez polskie media jest wypaczona. Łukaszenka zaprowadził w kraju porządek, nie pozwolił rozkraść przemysłu, zapewnił wzrost gospodarczy - mówił o białoruskim prezydencie. Potem się tłumaczył, że dostrzegł „pozytywne strony tamtego życia”.

Wydaje własną gazetę „Nowiny Nyskie”. Swego czasu miał wielu wrogów. „Ty psi chu...” - miał do niego kiedyś publicznie powiedzieć jeden z radnych lewicy. Sanocki lewicy nie lubi. W pierwszym dniu urzędowania na stanowisku burmistrza Nysy (1998-2001) usunął komendanta straży miejskiej, który miał lewicowe poglądy. Wojował z burmistrzem Jolantą Barską z SLD.

- Ostatnio jednak ciężko spotkać kogoś, kto publicznie powie coś złego na Sanockiego - mówi jeden z samorządowców z Nysy. - Po pierwsze ma gazetę, więc może w niej szybko takiego kogoś obsmarować. Po drugie Janusz też trochę ostatnio złagodniał. Nie kłóci się z ludźmi.

Sanocki niejako potwierdza: - Widziałem, że nawet opolscy dziennikarze jakoś życzliwie do mnie podchodzą ostatnio - mówi. - To miłe.

Współpraca: Jarosław Staśkiewicz

Ślubowanie poselskie i senatorskie.
Każdy z parlamentarzystów musi złożyć taką deklarację: „Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej”. Odmowa złożenia ślubowania równoznaczna jest ze zrzeczeniem się mandatu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska