Nowy dyrektor, stare kłopoty

Redakcja
Szpitale nie zgodziły się na stawki zaproponowane im przez Opolską Regionalną Kasę Chorych. Jej dyrektor twierdzi, że nie może zaoferować więcej, bo wtedy kasa zbankrutuje.

Nie będzie drugiej Argentyny
Z Kazimierzem Łukawieckim, dyrektorem Opolskiej Regionalnej Kasy Chorych, rozmawia Małgorzata Fedorowicz
- W czwartek na konferencji poświęconej lecznictwu szpitalnemu oświadczył pan, że sytuacja kasy jest dramatyczna. Co to oznacza?
- Kasa ma dług w wysokości 40 mln zł, a cyfry nie kłamią. Nie wiadomo też, skąd wziąć pieniądze, aby tę lukę finansową wypełnić. Poinformowałem już Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych i złożyłem oświadczenie u wojewody opolskiego o zagrożeniu zdrowotnym.
- Poprzedni dyrektor kasy oraz przewodnicząca rady kasy twierdzili, że dług wynosi 30-31 mln zł i że zostanie on pokryty z funduszu rezerwowego.
- Poprzednie informacje ciągle się zmieniały, manipulowano cyframi, co doprowadziło do obniżenia wiarygodności kasy. Ja nie zamierzam niczego ukrywać. Raz okazywało się, że jest 100 mln długu, a innym razem, że kasie przybyło nawet więcej o 4 mln. Obowiązywała zasada, że jakoś to będzie.
- Ze szpitalami na razie nie udało się panu porozumieć, czy uda im się wywalczyć wyższe stawki?
- Nie mogę im dać więcej i tu nie chodzi o to, że ja chcę być taki twardy. Tylko jest kres pewnych możliwości finansowych kasy. Nie byłem w stanie w ciągu 10 dni urzędowania odrobić czegoś, czego nie zrobiono w ciągu trzech lat. To wymaga trochę czasu.
- Dyrektorzy niektórych szpitali twierdzą, że jednym placówkom zaproponował pan 95 proc. rzeczywistego wykonania kontraktu w ubiegłym roku w kwietniu, a innym 91 lub 93. Czy to prawda?
- Zaoferowałem 95 proc. tylko ośrodkowi w Korfantowie, gdyż oni wszczepiają endoprotezy. Natomiast dla innych stawka jest taka sama. Nie mogę dać pewnym placówkom tyle, ile one sobie życzą, gdyż wtedy nie mógłbym podpisać kontraktów z połową szpitali, a nie mam moralnego prawa tego nie robić.
- Co się stanie, jeśli, mimo niepodpisanych aneksów, do kasy zaczną spływać rachunki za leczenie?
- Niech szpitale je wysyłają, ale muszą się liczyć z tym, że w maju trzeba będzie zamknąć kasę na kłódkę. Od tego kwartału Ministerstwo Zdrowia przerzuciło na kasy m.in. opłacanie rozruszników serca, i z tego tytułu muszę już nagle wyłożyć 200 tys. zł, finansowanie leków onkologicznych, endoprotez. Jeżeli szpitale zaczną wystawiać rachunki, to zrobią drugą Argentynę, rozwalą ten system.
- Dzisiaj odbędą się kolejne negocjacje w sprawie aneksów. Jakie są pana rokowania?
- Myślę, że dojdzie do ich podpisania, gdyż szpitale zrozumiały, przed jakim wyzwaniem stanęliśmy. Musimy myśleć o pacjentach.

Od 1 kwietnia działamy wyłącznie w oparciu o dobrą wolę - mówi dr n. med. Sławomir Tubek, dyrektor ZOZ-u w Strzelcach Op. - Nie możemy przystać na mniejsze stawki, gdyż zgodzilibyśmy się tym samym na pogrążenie w długach, a to oznaczałoby likwidację naszej działalności. Już zaczynamy tracić płynność finansową.

Szpitale w naszym województwie, jako jedyne w kraju, działały przez pierwszy kwartał tego roku w oparciu o przedłużone ubiegłoroczne umowy. Do sytuacji tej doszło dlatego, że nie mogły się one porozumieć co do stawek na leczenie już z poprzednim dyrektorem kasy, Stanisławem Łągiewką. Wtedy głównie jego winiono za ten stan rzeczy, gdyż zaproponował on szpitalom kwoty pomniejszone o kilkanaście procent. Łągiewka ogłosił nowy konkurs. Wkrótce potem musiał jednak odejść. Dwa ugrupowania polityczne: SLD i Mniejszość Niemiecka, które doprowadziły do odwołania Łągiewki ze stanowiska dyrektora kasy i powierzenia go Kazimierzowi Łukawieckiemu uznały, że teraz rozmowy ze szpitalami pójdą jak po maśle. Ale tak się nie stało.
Na początku obie strony zadeklarowały chęć współpracy, były do siebie nastawione przyjaźnie i wszystko wskazywało na to, że rozstrzygnięcie konkursu to najwyżej kwestia kilku dni. Tymczasem 31 marca szpitalom umowy się skończyły i nawet nie doszło do uruchomienia procedury konkursowej.

- Kiedy przyszło do konkursu - opowiada Kazimierz Łukawiecki, dyrektor Opolskiej Regionalnej Kasy Chorych - to nagle szpitale nie przyjęły warunków, które były przygotowywane przez 3 miesiące. Zaskoczyło mnie to. Zaproponowałem więc utworzenie grupy do spraw opracowania zasad kontraktowania oraz podpisanie przynajmniej aneksów na kwiecień. Chodziło mi o to, żeby utrzymać ciągłość świadczeń medycznych oraz zapewnić bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańcom.
W Wielką Sobotę z kasy poszedł faks do szpitali, w którym dyrektor Łukawiecki poinformował, że podpisze z nimi aneks na kwiecień w wysokości 95 proc. ubiegłorocznego wykonania kontraktu w tym samym miesiącu. Szpitale skłonne były na to przystać.

- Gdy jednak przestudiowaliśmy dokładnie otrzymane dokumenty - stwierdza dr Józef Bojko, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Opolu - okazało się, że nie będzie to 95, tylko kwota między 91 a 92 procent.
Zdaniem doktora Bojki, szpital nie może w żadnym przypadku na to przystać.
- Bo oznaczałoby to - dodaje Bojko - wydłużenie kolejek do planowych przyjęć, zarówno na operacje, jak i na diagnozowanie na oddziałach niezabiegowych. Zresztą, jeżeli zostanie podpisany aneks o wartości 95 procent, to i tak trzeba będzie wprowadzić program oszczędnościowy, polegający na opóźnieniu pewnych przyjęć. Na bieżąco będziemy przyjmować tylko ostre przypadki.

Okazuje się bowiem, że w tym roku kasa już żadnej placówce nie zapłaci dodatkowych pieniędzy za to, że np. wykonano w niej więcej operacji niż wynikało to z limitu, a poza tym szpitale nie dostaną już tyle samo środków, co choćby w ubiegłym roku.
Od kilku miesięcy działają dwa konsorcja szpitali, które zawiązały się jeszcze za czasów Łągiewki, aby walczyć o lepsze kontrakty, a niektóre z nich - wręcz o przetrwanie. Dyrektorzy placówek należących do konsorcjum (skupiającego wszystkie szpitale powiatowe oraz Szpital Wojewódzki) złożyli w kasie w minioną środę oświadczenie, że nie godzą się na zaproponowane im warunki finansowe.

Dyrektorzy placówek wojewódzkich należących do drugiego konsorcjum nie wystosowali oficjalnego oświadczenia, ale aneksu też nie chcą podpisać. Uważają, że trudno za dużo mniejsze pieniądze prowadzić normalną działalność.
- Z konkursu nic nie wyszło i na razie jesteśmy w punkcie wyjścia - podkreśla dr Anatol Majcher, dyrektor ZOZ-u w Kędzierzynie-Koźlu. - Propozycję powołania grupy w celu opracowania pewnych zasad kontraktowania uważam za pozytywne zjawisko, natomiast na temat zawarcia aneksu mam takie samo negatywne zdanie, jak inni dyrektorzy zoz-ów. Nie o takie kontrakty nam chodziło.

- Ja aneksu dotąd nie podpisałem ani nie podjąłem jeszcze żadnej decyzji - mówi dr Marek Piskozub, dyrektor Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. - Nasz szpital nie może otrzymać 95 procent tego, co dostał w analogicznym miesiącu roku ubiegłego, gdyż w WCM pacjentów stale przybywa. Wśród nich są przypadki ostre, np. pacjenci z poważnymi schorzeniami serca, z tętniakami wymagający natychmiastowej pomocy. Zgoda na mniejszą kwotę oznaczałaby, że jednej czwartej chorych musielibyśmy odmówić przyjęcia. Tylko kto miałby dokonywać tej selekcji?
Kazimierz Łukawiecki wyjaśnia, iż kiedy proponował szpitalom zawarcie aneksów w wysokości 95 proc. tego, co otrzymały w kwietniu ubiegłego roku, to nie zdawał sobie jeszcze sprawy z faktycznej sytuacji finansowej kasy.

- Teraz wiem, że sytuacja jest dramatyczna - podkreśla Łukawiecki. - Nie dam szpitalom więcej, bo jeżeli się ugnę, to kasa straci płynność finansową, którą jeszcze posiada. Dyrektor Łągiewka mówił podobno publicznie, że pozostawił miny, nad usunięciem których jego następca będzie się głowić. Teraz wiem, co to oznacza.
Łukawiecki pokazuje różne dokumenty, z których wynika, że plan finansowy za 2 miesiące pierwszego kwartału, zarówno jeśli chodzi o podstawową opiekę zdrowotną, specjalistykę czy szpitale, został przez kasę przekroczony o prawie 10 mln zł. Przekroczony też został fundusz płac za I kwartał.
- Ja żadnego bałaganu nie zostawiłem - ripostuje Stanisław Łągiewka, były dyrektor kasy. - Ani też głośno o tym nigdzie nie mówiłem. To jakieś wymysły. Przecież to ja, tuż przed odejściem, podjąłem niepopularną decyzję o zwalnianiu ludzi. A przecież mogłem tego nie robić.

Łągiewka przyznaje, że faktycznie plan finansowy został przekroczony. - Ale zawsze tak jest w pierwszym kwartale - dodaje - bo w zimie ludzie więcej chorują. Łatwo teraz zrzucać winę na kogoś. Natomiast nikt nie bierze pod uwagę, że kasa dostała na ten rok o 50 mln zł mniej niż w ubiegłym.
Dyrektor strzeleckiego ZOZ-u Sławomir Tubek twierdzi, że bez względu na to, jak potoczą się dalsze rozmowy z kasą, jego szpital będzie leczyć. - Zamierzamy wystawiać faktury z paragrafu 58, czyli z tytułu zagrożenia życia oraz z paragrafu 62 - pogorszenia stanu zdrowia, a następnie wysyłać je do kasy. Natomiast pacjenci oczekujący na planowe leczenie będą sobie musieli załatwić promesę, czyli potwierdzenie, że kasa zapłaci za ich leczenie.

Aneksy podpisały już jednak niektóre placówki, m.in. Wojewódzki Ośrodek Onkologii w Opolu, Opolskie Centrum Rehabilitacji w Korfantowie i Ośrodek Leczenia Odwykowego w Woskowicach.
- Zgodziłem się na aneks, bo inaczej byłby impas - twierdzi dr Marek Czerner, dyrektor korfantowskiej placówki. - A trzeba przecież iść do przodu.
Kasa liczy na to, że szpitale w końcu przystaną na aneksy, bo nie mają innego wyjścia. Kolejne negocjacje - dzisiaj.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska