NTG Nysa może pochwalić się wyjątkowym gimnastykiem. Poznaj bliżej Filipa Wrońskiego [WYWIAD, ZDJĘCIA]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Filip Wroński intensywnie trenuje wszystkie elementy wchodzące w skład gimnastyki sportowej. Potrafi dokonywać rzeczy, które przeciętny człowiek z trudem jest w stanie sobie wyobrazić.
Filip Wroński intensywnie trenuje wszystkie elementy wchodzące w skład gimnastyki sportowej. Potrafi dokonywać rzeczy, które przeciętny człowiek z trudem jest w stanie sobie wyobrazić. materiały klubowe NTG Nysa
Filip Wroński z klubu NTG Nysa to jeden z najbardziej utalentowanych gimnastyków sportowych w Polsce. Ten 20-letni zawodnik niedawno dwukrotnie stanął na podium mistrzostw Polski seniorów. Jest też wielokrotnym medalistą krajowych czempionatów w młodszych kategoriach wiekowych. Na swoim koncie ma już także występy w prestiżowych zawodach międzynarodowych – młodzieżowych igrzyskach olimpijskich w Gyor (2017 r.), mistrzostwach Europy juniorów w Glasgow (2018) czy Pucharze Świata w Cottbus (2019). W rozmowie z nami odsłania kulisy swojej przygody z gimnastyką, która trwa już od 13 lat.

Co dała ci gimnastyka sportowa?
Dała mi wszystko. Może to zabrzmi górnolotnie, ale dzięki niej zyskałem pewność siebie i determinację. Nauczyła mnie, żeby nigdy się nie poddawać i ciągle walczyć o swoje. Ukształtowała mnie jako człowieka. Zrozumiałem, że nie zawsze trzeba do czegoś dążyć jak najszybciej, tylko czasami dobrze jest zwolnić i podejść do danej rzeczy ze świeżą głową, a efekt końcowy będzie bardziej zadowalający.

Rozmawiamy o godzinie 11. Ile czasu poświęciłeś już dziś na trening?
Swój zaczynam akurat dopiero za godzinę, ale już byłem przez chwilę na sali. Oprócz własnych treningów, od ponad roku szkolę już też innych – konkretnie młodsze dzieci. Samemu natomiast ćwiczę przez trzy-cztery godzinny dziennie, sześć razy w tygodniu. Zazwyczaj jest to jedna długa jednostka treningowa, ponieważ tak jest po prostu wygodniej.

Często musisz tłumaczyć się znajomym w związku z tak dużą liczbą treningów?
Przeważnie muszę to robić jedynie w piątki. Muszę wtedy odmawiać jakichkolwiek wyjść, ponieważ przede mną jeszcze sobotni trening. Co prawda jest on zwykle lżejszy niż w pozostałe dni, ale nie mogę sobie zbytnio pofolgować. Na szczęście moi znajomi są na tyle wyrozumiali, że nie namawiają na siłę, a wręcz gorąco wspierają mnie w tym, co robię.

Przy tak intensywnym rytmie treningowym, wolna niedziela to dla ciebie błogosławieństwo?
Jeden dzień wolnego rzeczywiście pomaga, ale kiedy jest ich więcej, nie licząc planowego okresu roztrenowania, to czuję się nieco dziwnie. Ostatnio taka sytuacja miała miejsce przed Świętami Wielkanocnymi, kiedy to w piątek dowiedzieliśmy się, że mamy wolne aż trzy dni z rzędu. Wraz z innymi zawodnikami naszego klubu spojrzeliśmy się po sobie z dużym zdziwieniem. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że trening wypełnia nam prawie cały dzień. Jeżeli więc trafi się nietypowo więcej wolnego, muszę dobrze zaplanować sobie dzień, by został on należycie wykorzystany.

Jak wygląda twoja przeciętna jednostka treningowa?
Gimnastyka sportowa ogólnie dzieli się na sześć przyrządów. A jako że ja specjalizuję się wieloboju, niemożliwością jest trenować na nich wszystkich jednego dnia. Dlatego w naszym klubie w poniedziałek, środę i piątek ćwiczymy skok, poręcze i drążek, a we wtorek, czwartek i sobotę konia, kółka i ćwiczenia wolne. Trening zwykle zaczyna się od rozgrzewki i sylwetki, bo to są podstawy. Potem idziemy na przyrządy, a następnie mamy ćwiczenia ogólne, dzięki którym pracujemy nad siłą czy poprawą kondycji. Na koniec zajęć oczywiście jest rozciąganie. Co ważne, u nas chodzi oczywiście o to, by być dobrze zbudowanym, ale zarazem mięśnie nie mogą być przy tym zbyt duże. Gimnastyka polega bowiem na tym, by mieć kontrolę nad własnym ciałem. A przy zbyt dużej wadze byłoby to bardzo trudne.

Za młodu bałeś się któregoś przyrządu?
Dla mnie, jak i dla wielu osób, początkowo problemem była wysokość na drążku. Poza robieniem ćwiczeń trzeba było jeszcze na koniec wykonać zeskok z wysokości 2,5-3 m i zaliczyć lądowanie po salcie. Czasami przestrzeń dookoła nas podczas wykonywania tzw. „olbrzymów”, czyli kołowrotów dookoła drążka, wydaje się ogromna i może się wkraść nawet element strachu. Z czasem jednak nauczyłem się nad tym panować i teraz drążek to mój ulubiony przyrząd.

Twoim trenerem jest tata Mariusz, w przeszłości również utytułowany gimnastyk. Nigdy nie mieliście problemów z rozdzieleniem relacji na linii trener-ojciec?
Na początku największym zaskoczeniem było dla mnie, że gdy zajęcia się zaczynały, to stawał się bardzo surowy. W domu nie dało się tego poznać, ale na sali był znacznie bardziej wymagający, inaczej się zwracał. To wszystko jednak na plus. Na co dzień natomiast staramy się to rozdzielać, choć gimnastyka jest oczywiście naszą wspólną pasją i generalnie wzajemnie się napędzamy, zachowując przy tym oczywiście zdrowy rozsądek.

Były momenty, w których chciałeś porzucić gimnastykę?
Oczywiście. Największy kryzys miałem na przełomie pierwszej i drugiej klasy gimnazjum. Zacząłem wtedy bardzo dynamicznie rosnąć. Na tyle mocno, że miałem problemy nawet z wykonaniem podstawowych elementów. Od kilku osób usłyszałem też wtedy, iż już nic ze mnie nie będzie. Takie głosy odbierały motywację, ale na szczęście dookoła siebie miałem dużo dobrych ludzi, którzy sprawili, że pasja do gimnastyki sportowej ostatecznie we mnie nie wygasła.

Ile teraz masz wzrostu?
180-181 cm. Są oczywiście w Polsce wyżsi gimnastycy ode mnie, ale jednak więcej jest tych niższych.

Czyli jesteś o głowę wyższy prawie niż Leszek Blanik, najsłynniejszy polski gimnastyk ostatnich lat. Jest on zarazem jednym z twoich sportowych autorytetów?
Może nie tyle jest autorytetem, co wzorem, jeśli chodzi o treningi i profesjonalizm w gimnastyce. Miałem okazję go spotkać choćby na zawodach międzywojewódzkich w Nysie, już po tym, jak zdobył olimpijskie złoto w Pekinie. Wywarł on duże wrażenie zarówno na mnie, jak i moich znajomych. Żeby osiągnąć coś takiego jak on, trzeba mieć nie tylko poukładane w głowie, ale i niesamowity charakter, pozwalający sprostać wyzwaniu w chwili najważniejszej próby.

Podczas zawodów gimnastycznych bardziej toczysz walkę z rywalami czy z samym sobą?
Po części gimnastyka jest moją pasją właśnie dlatego, że nie zawsze o wszystkim decyduje tylko poziom wytrenowania naszego ciała. Często najważniejsza podczas zawodów jest głowa. Bywa, że możemy nią zdziałać znacznie więcej niż ciałem. Specyficzne jest też to, że my, gimnastycy, przede wszystkim rywalizujemy z samym sobą, ze swoimi możliwościami i granicami. Kto najlepiej stoczy ten bój, ten zwycięża. Ważna jest też taktyka, przekalkulowanie tego, co da nam więcej punktów. Przed startem trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy korzystniej będzie dla nas lepsze wykonanie łatwiejszego układu czy też nieco gorsze, ale potencjalnie trudniejszego.

Gimnastyka sportowa to często bagatelizowany sport?
Bardzo boli mnie, że gimnastyka jest tak mało popularna na zajęciach wychowania fizycznego. A już w ogóle nie rozumiem, dlaczego rodzice z taką łatwością potrafią zwalniać swoje dzieci z tego przedmiotu i zarazem sprawiać, że nie mają one praktycznie żadnego ruchu w ciągu dnia. Jeżeli od najmłodszych lat zaczynalibyśmy swoją aktywność fizyczną od gimnastyki z prawdziwego zdarzenia, uważam, że mielibyśmy jeszcze więcej wyróżniających się sportowców, choćby piłkarzy. Samo dobre kopanie piłki nie wystarczy bowiem do tego, by odnieść sukces w tej dyscyplinie.

Dzięki gimnastyce wraz z tatą wystąpiliście też w teledysku do piosenki Szymona Wydry „Warto wierzyć”. Jak do tego doszło?
Pewnego razu, jak to zwykle ma miejsce, wracaliśmy z tatą razem z treningu, a po drodze z hali do naszego domu mieszka osoba odpowiedzialna właśnie za nagrywanie teledysków do piosenek Szymona. Wiedziała ona, kim jesteśmy i kiedy pewnego razu się spotkaliśmy, zaproponowała nam, by zrobić coś nowego i niejako połączyć gimnastykę z muzyką. Z nagrań mam bardzo dobre wspomnienia, choć było to zarazem wycieńczające doświadczenie. Mieliśmy bardzo dużo dubli, a ja miałem wtedy problem ze zerwanymi skórami. Odczuwałem więc ból i zmęczenie, ale też dzięki temu teledysk wyszedł według mnie bardziej autentycznie.

Niedawne medale seniorskich mistrzostw Polski uznajesz za swoją najcenniejszą zdobycz w dotychczasowej przygodzie ze sportem?
Tak, bo to moje pierwsze krążki w tej kategorii wiekowej. Aczkolwiek czasami w gimnastyce jest tak, że medal wcale nie jest w stu procentach odzwierciedleniem wykonanej przez nas pracy. Najważniejsze jest zaliczyć udany występ. To zawsze sprawi satysfakcję, ale niekoniecznie musi oznaczać miejsce na podium. Osobiście jednak tak często kończyłem zmagania w czołowej „trójce”, że już powoli muszę kombinować ze znajdowaniem dodatkowego miejsca w domu na medale i trofea. Paradoksalnie jednak wcale nie skupiam się na szykowaniu formy pod konkretne zawody. Dążę po prostu do tego, by każda minuta spędzona przeze mnie na sali gimnastycznej była wyjątkowym przeżyciem. Czas pokaże, do czego takie podejście mnie zaprowadzi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska