Jeśliby dobrze policzyć, za III RP na Opolszczyźnie powstały co najmniej trzy strategie rozwoju. Jeśliby dobrze wytężyć pamięć, dałoby się naliczyć co najmniej kilkanaście narad na ten temat. Ale nawet ryzykując przegrzanie zwojów mózgowych, nie dałoby się przypomnieć ani jednej sytuacji, gdy wypichcony w bólach i mękach dokument poddany zostałby totalnej krytyce. Jej autorzy wyszydzeni. Okrzyknięci mianem producentów bubli, gaduł od rzeczy, bzdetolubów i wodolejców. Dzieje się tak dlatego, że zdecydowana większość strategie te traktuje równie poważnie jak programy wyborcze partii politycznych: wszyscy rozumieją, że one być muszą, nikt natomiast nie ma złudzeń co do ich pustoty.
Są na tym najpiękniejszym ze światów dwie rzeczy, których bezwład może aż boleć: wieloryb leżący na brzegu oceanu oraz nasza niewiara w możliwość jakichś zmian na lepsze.
Ta niewiara ma silne uzasadnienia, nie jest więc jakąś naszą skazą charakterologiczną. Wynika z obserwacji i na ogół trafnego wyciągania wniosków. I tak na przykład obywatele chorzy słusznie żywią przekonanie, że w razie gdy zdrowie im mocniej nie dopisze, pierwej sczezną pod płotem reform służby zdrowia niż wyzdrowieją. Rodzice dzieci w wieku szkolnym trafnie koncypują, że lepiej słać pociechy do szkół prywatnych niż publicznych, gdzie nic, tylko nędza budżetu i zniechęcenie. Zmotoryzowani wiedzą, że chłopi tak czy inaczej napchają baki ich pojazdów rzepakiem, hazardziści - że co drugie szarpnięcie wajchą jednorękiego bandyty pójdzie na konto wyborcze jakiejś partii, a amatorzy telewizji publicznej - że treść "Wiadomości" lepiej wzbogacić oglądaniem konkurencyjnych serwisów, by w towarzystwie nie wyjść potem na głupiego komucha.
W III RP narasta przekonanie, które pamiętam z czasów schyłkowej PRL, a które streścić można tak: tu, panie, nic się nie zmieni. Tu zawsze będzie jakoś tak koślawo, nie do końca. Szaroburo.
Narasta zbiorowa frustracja. Biedni, bezrobotni, którzy z różnych przyczyn nie mają nawet widoków na udział w kawałku sukcesu wolnorynkowej gospodarki, coraz wyraźniej dają posłuch podobnym do tych, którzy przed półwieczem nieźle zamieszali za oboma naszymi granicami. Bogaci nie mają pewności, czy jutro - jak właściciel Optimusa - nie zostaną wygarnięci z domów i powiezieni w kibitkach na fiskusowy Sybir. A średniaków frustruje brak perspektyw na porządne, uczciwie funkcjonujące państwo, w którym przynajmniej kilka zasad ma szanse przetrwać kolejną kadencję parlamentu.
Frustracja nie może kumulować się bezkarnie. Człowiekowi, który jej jakoś nie rozładuje, grozi "pęknięcie żyłki", społeczeństwu - rewolta. Zapraszam do dyskusji, pod hasłem - co robić, byśmy nie zwariowali? Miejsce: forum internetowe "NTO". Warunek: zgłaszane pomysły mają być "odjechane", czyli takie, które zawodowi twórcy kolejnych strategii niechybnie uznaliby za nierealne.
Na dobry początek: Polska dopłaca do każdej eksportowanej tony węgla. Ogłośmy zatem secesję Opolszczyzny i kupujmy od frajerów tanie źródło energii. Za zaoszczędzone pieniądze sfinansujmy rurę, która wypuszczaną w kosmos przez Elektrownię Opole parę wodną skieruje do miejskiej sieci ciepłowniczej. Uwolnione dzięki temu w budżetach domowych pieniądze pójdą na konsumpcję, zatem ożywią biznes, dzięki czemu bezrobocie dostanie w czapę.
Ktoś ma inne pomysły?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?