Nysa> 90 osób straci pracę, gdy nie będzie kupca

Klaudia Bochenek
Waża się losy 90-osobowej załogi. (fot. Klaudia Bochenek)
Waża się losy 90-osobowej załogi. (fot. Klaudia Bochenek)
Po wczorajszej decyzji o likwidacji spółki matki - Swarzędz Meble SA - ważą się losy 90-osobowej załogi zatrudnionej w nyskiej fabryce.

Powołany został likwidator i to on zdecyduje, co zrobić z zakładem. Przypuszczalnie będzie wystawiony na sprzedaż, pozostaje mieć nadzieję, że ktoś go kupi, póki jeszcze stanowi realny majątek - mówi Paweł Zugaj, prezes Fabryki Mebli Swarzędz.

Nadzieją żyje też od wczoraj cała 90-osobowa załoga nyskiego zakładu, w którym od roku produkowano tapicerowane meble pod znakiem firmowym Swarzędza.

Ludzie, którzy z tapicerki żyją od kilkunastu lat, w ciągu ostatnich sześciu aż pięć razy przechodzili z rąk do rąk - od jednego właściciela do drugiego. Kiedy wreszcie trafili pod Swarzędz, myśleli, że Pana Boga za nogi złapali.

 

- Porządna marka. Miało być dobrze i coraz lepiej - wzdycha Józef Świetlikowski, pochylając się nad kawałkiem czarnej skóry. Będzie z niej kanapa dla Holendra. To tam właśnie idzie 70 procent całej produkcji z Nysy. Pozostałe 30 trafia na rynek krajowy.

- Jaki kryzys gospodarczy?! Jakie straty?! - denerwuje się Zbigniew Złośnik, dyrektor nyskiej fabryki. - W porównaniu do roku ubiegłego obroty wzrosły nam z 400 do 850 tys. zł. To przecież ponad 100 procent! Straty przynoszą salony, nie fabryki. A na pewno nie ludzie!

Na halach produkcyjnych zapanowało przygnębienie. Tapicerzy, szwaczki, krojczy z niedowierzaniem kręcą głowami. Zwłaszcza że do tej pory skutków żadnego kryzysu nie odczuwali. Pensje były na czas, i to całkiem niezłe - średnio po 1800 zł na rękę, praca na dwie zmiany. Kontrahenci ci sami od lat.

- I nagle ciach. Pozamiatane - macha ręką dyr. Złośnik. On też wiele w zakładzie przeżył, wielu właścicieli się nasłuchał, naoglądał. Sam stał przy maszynach.

Teraz zastanawia się, co dalej. Przyjdzie likwidator i będzie chciał spieniężyć cały majątek. Chyba że ktoś tę nyską fabrykę kupi.

- Byle nie trwało to zbyt długo, bo odbiorcy nam pouciekają - mówi. - I oby ten, co to kupi, zamiast produkcją mebli, nie chciał zajmować się hodowlą ślimaków. Bo na tym niestety się nie znamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska