Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nysanie pojechali na Złombol. To była przygoda ich życia!

Klaudia Pokładek
Darek (z lewej) i Marek  byli jedną z pięciuset załóg, która wystartowała w tegorocznym Złombolu.
Darek (z lewej) i Marek byli jedną z pięciuset załóg, która wystartowała w tegorocznym Złombolu. Archiwum prywatne
Marek Rymarz i Darek Mantaj opowiadają o swojej podróży na Sycylię. We Włoszech było gorąco, na promie zjedli najdroższą kolację w życiu, w Albanii zupa była za słona, a w Grecji celowano do nich z pistoletów maszynowych!

Upiornie ciemny wieczór. Ze „złombolomaniakami” spotykam się pod Wieżą Ciśnień w Nysie. Siedzimy w starym lublinie, w sensie - w samochodzie, którym obaj panowie przejechali niedawno grubo ponad pięć tysięcy kilometrów. Wraz z dwoma tysiącami innych amatorów podróży w socjalistycznych wehikułach czasu przemierzyli jedenaście państw, by dotrzeć na Sycylię. A później wrócić z powrotem do Polski.

Bez wylegiwania się na rajskich plażach i popijania drinków z palemką. O all inclusive nie wspominając. Bo rajd Złombola przypominał bardziej szkołę przetrwania, tudzież bieg patrolowy, niż wczasy. Ale obaj zgodnie przyznają, że była to przygoda ich życia.

- Świetna sprawa. Jeśli będzie okazja, to z pewnością taki wypad powtórzę. I nie tylko dlatego, że to frajda i przygoda. Ale też ze względu na szczytny cel. W końcu cała kasa z tej imprezy przekazana zostanie na domy dziecka na Śląsku - tłumaczy Marek Rymarz, na co dzień wiceburmistrz Nysy, ale teraz, po godzinach zwykły zapaleniec, a może i początkujący Tony Halik.

Dziś nie będzie tłumaczył zawiłości kolejnego głosowania podczas zbliżającej się sesji, nie będzie przynudzał o inwestorach, miejscach pracy, budżecie obywatelskim ani planowanych w gminie remontach dróg. Razem z kumplem Darkiem Mantajem, z którym pojechał na Sycylię opowie, co ich urzekło i dlaczego chcieliby jeszcze.

- Prawdę mówiąc, miałem zamiar wystartować już w zeszłym roku, ale jakoś z samochodem nie wyszło - przyznaje Darek Mantaj, mechanik samochodowy.

- A ja od trzech lat słuchałem opowieści kolegi, który brał już udział w tej imprezie. Dlatego stwierdziłem, że czas samemu spróbować - wyjaśnia Marek.

Przerdzewiała myśl techniczna komuny
A skoro tak, to Darek kupił starego zdezelowanego i przerdzewiałego na wylot lublina. No i zaczęły się przygotowania. - Bo ze Złombolem jest tak, że mogą wziąć w nim udział auta stare, produkcji komunistycznej i tejże myśli technicznej - wyjaśnia Darek. - Były zatem warszawy, trabanty, żuki, fiaty i inne cuda minionej epoki. W tym nasz lublin, jako jeden z najbardziej współczesnych, a dopuszczonych do rajdu.

Pieścił go, klepał, malował, unowocześniał i reperował przez ponad miesiąc non stop. O tyle łatwiej było, że ma własny warsztat, a zawodowo jest mechanikiem. - Wytłumiłem, wymieniłem fotele, zamontowałem klimatyzację, która podczas jazdy po upalnej Sycylii wzbudzała powszechną zazdrość, zorganizowałem spanie - wylicza. - Słowem: dostosowałem do wyjazdu i faktu, że bite dwa tygodnie ten stary lublin będzie naszym domem.
Okleili samochód naklejkami sponsorów, czyli tych, co wpłacili na konto fundacji pieniądze, no i pojechali. We dwóch, chociaż początkowo deklarowało się więcej osób.

- I jak pojechaliśmy ze spaloną jedną żarówką, tak z nią wróciliśmy - śmieje się Rymarz. - Odpuściliśmy wymianę po drodze, bo teoria Darka była taka, że lepiej nie naprawiać czegoś, żeby nie zepsuło się coś innego. No i faktycznie się nie zepsuło.

W drodze do celu udało im się zwiedzić Wenecję, kawałek Rzymu i w dość szybkim tempie również Watykanu. Do Neapolu też wstąpili, ale w Bolonii Markowi spagetti bolognese zjeść się nie udało, mimo, że taki scenariusz zakładał. Za to pizza u stóp Wezuwiusza - jak zapewnia - smakowała wybornie.

- Włochy są piękne, Sycylia tym bardziej, ale nie zafascynowały mnie tak, jak w drodze powrotnej Albania. A w Neapolu nawet stwierdziłem z radością, że Nysa jest zdecydowanie czystszym miastem - śmieje się Marek.
Prowadzili na zmianę. Kiedy jeden jechał, drugi odpoczywał, albo spał na umiejscowionym w tyle auta łóżku. Bądź nawigował kompana. Dodatkowo Rymarz został wyjazdowym kucharzem i zajmował się przygotowywaniem posiłków na kuchni polowej. - Konserwy swoją drogą, ale i jajecznica na maśle była z fasolką i kiełbaskami. W dodatku na prawdziwych talerzach, a nie jakichś plastikowych naczyniach - dodaje. - Bo skoro mieliśmy takie wielkie auto na dwóch, to można było sobie pozwolić na odrobinę luksusu.

Nie do końca była to jednak odrobina, gdyż Darek na przykład zabrał ze sobą - uwaga - czterdzieści koszulek z krótkim rękawem! Rymarz miał „zaledwie” szesnaście. Bynajmniej do tylu oficjalnie się przyznaje. I do czterech par butów, przy czym Darek wziął jedyne sześć par. Z pięćdziesięciu posiadanych w ogóle...

- Wiem, wiem. Gorzej niż baba - śmieje się nyski mechanik. - Ale przynajmniej byliśmy gotowi na każdą okazję.
A okazje przeważały dro­gowo-przygodowe raczej. Oraz ewentualnie plażowe. Chociaż zdarzyło się też, że obaj panowie wylądowali na proszonym, acz nieplanowanym przyjęciu u samego starosty z albańskiego okręgu Lezhe. Zaprzyjaźnionego w dodatku z powiatem nyskim. - Spotkaliśmy się w jednej z restauracji całkiem przypadkiem. Zostałem rozpoznany przez jednego z pracowników, z którym spotkaliśmy się podczas wizyty partnerskiej. I tym sposobem wylądowaliśmy z Darkiem na imprezie albańskich samorządowców - opowiada cały i zdrów, a najważniejsze, że żyw, Marek Rymarz.

Wiceburmistrz przemytnikiem?
Żywego Rymarza warto docenić chociażby ze względu na to, że martwy burmistrzowi Kordia­nowi Kolbiarzowi we wspólnym rządzeniu na nic by się nie przydał (nomen omen rzeczony wysyłał Rymarzowi sms-y z zapytaniem, czy ten żyje). A sprawa jest tym bardziej poważna, że mało brakowało, a załoga nys­kiego Złombola w składzie Marek i Darek zostałaby zastrzelona przez grecką żandarmerię, która wzięła ich za przemytników.

- W drodze powrotnej popłynęliśmy z Włoch promem do Grecji, żeby jeszcze zobaczyć Albanię. Ale kiedy dotarliśmy na grecko-albańskie przejście graniczne, okazało się, że jest nieczynne. Od 22.00 do 5.30 rano - opowiada Rymarz. - Mieliśmy do wyboru: czekać całą noc, albo poszukać innego czynnego w pobliżu przejścia. Więc poszukaliśmy.

Jechali krętymi górskimi drogami w całkowitych ciemnościach. Minął ich tylko jeden radiowóz. Albo nawet dwa.
- Nagle zajeżdża nam drogę policja w tych radiowozach na kogutach - opowiada Darek. - Z tyłu zastawia nas trzecie auto policyjne. Wyskakują z nich uzbrojeni po zęby funkcjonariusze, chyba dziewięciu. I celują do nas z broni. Lufy przystawione do szyby, latarki rażą światłem po oczach, a oni drą się coś po grecku. Podniosłem ręce do góry i czekam, co będzie. Bałem się nawet szybę uchylić, bo mogliby pomyśleć nie wiadomo co i po prostu strzelić...

Marek: - Wyciągnęli nas z samochodu, dalej wrzeszczeli i zrobili przeszukanie. Osobiste też. Było dość brutalnie...

Dopiero po całej akcji i próbie dyskusji z greckim kapitanem policji okazało się, że reakcja funkcjonariuszy była oczywista: skoro podejrzane auto wlecze się nocą tuż przy pasie granicznym, drogami, którymi nikt nie jeździ, to sprawa jasna, że to nic innego jak albańska mafia, która właśnie zamierza przemycić broń, ludzi lub narkotyki

.

Tymczasem był to Rymarz i Mantaj. W sandałach i krótkich spodenkach.
Darek: - Zatem w Grecji nie bardzo mi się spodobało. Na szczęście Albania zrekompensowała nam ten cały incydent widokami, świetnym jedzeniem i gościnnością tubylców.

Marek: - Tylko zupa była trochę za słona. Na bazie mleka, z ostrą papryką i koszmarnie pikantnym serem. Nie dałem rady i wymiękłem.

Obaj zapewniają, że przyjechali do domu zmordowani, umęczeni, ale szczęśliwi. Rymarz twierdzi, że odpoczął od burmistrzowania, oderwał się trochę od codzienności, dzięki czemu teraz może rzucić się znów w wir pracy. A Darek cieszy się, że poznał mnóstwo fajnych ludzi (pomijając greckich funkcjonariuszy) i zapowiada, że w przyszłym roku nie odpuści. I na kolejną edycję Złombola też pojedzie, gdziekolwiek ona będzie. A mówi się o Gruzji, Portugalii i greckim Peloponezie. Ta ostatnia opcja w obu panach wzbudza dziwny niepokój...

fot.archiwum prywatne

[email protected] - 77 44 80 041
Klaudia Pokładek

to sprzęt tego tłuczenia nie wytrzymuje to sprzęt tego tłuczenia nie wytrzymuje to sprzęt tego tłuczenia nie dfgsd

od 12 lat
Wideo

Stop agresji drogowej. Film policji ze Starogardu Gdańskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nysa.naszemiasto.pl Nasze Miasto