Bez pasów, w rozpędzonym samochodzie w zderzeniu z drugim autem albo drzewem człowiek nie ma żadnych szans. Niestety, nie wszyscy o tym pamiętamy - mówi podinspektor Tadeusz Dunat, szef nyskiej drogówki, który niedawno podsumował statyki zdarzeń drogowych z ostatnich miesięcy.
Jak zwykle liczby są zatrważające, chociaż nie odbiegają wiele od lat poprzednich. Do tej pory na drogach powiatu nyskiego doszło do blisko tysiąca kolizji oraz 95 wypadków, w których rannych zostało 119 osób, a 7 poniosło śmierć.
- Ofiar mamy mniej niż w roku ubiegłym. Odpukać! - mówi naczelnik Dunat.
Najniebezpieczniejszym miastem w całym powiecie jest oczywiście Nysa, która od pozostałych jest zdecydowanie większa oraz leży wzdłuż głównych dróg krajowych: 46 i 41. Tutaj doszło do 37 wypadków i 49 kolizji. Z zestawienia wynika natomiast, że najspokojniej jest w gminie Kamiennik, gdzie nie doszło w tym roku do żadnego wypadku, a kolizji zanotowano jedynie 8.
- Kilkadziesiąt lat temu na takich terenach zagrożenie było naprawdę ogromne, a w wypadkach poszkodowani byli zazwyczaj pijani piesi, którzy nocami przemieszczali się od wsi do wsi w poszukiwaniu butelki wódki - twierdzi Tadeusz Dunat. - Dziś alkohol można kupić praktycznie wszędzie, w związku z czym te wędrówki ludów ustały.
Niewiele natomiast zmieniły się obyczaje kierowców. W dalszym ciągu wsiadają do samochodów po jednym głębszym, nie zapinają pasów i przekraczają dozwolone prędkości. - To właśnie prędkość jest najczęstszą przyczyną wypadków. Przy czym na czterech zabitych w tym roku aż trzech nie miało zapiętych pasów.
Dunat do dzisiaj nie może przestać myśleć o niemowlaku, który ledwo uszedł z życiem w czerwcu tego roku.
- To było w Lipowej - przypomina. - Młodzi ludzie jechali fiatem bravo, a ich malutkie dziecko nie miało żadnego fotelika. Mężczyzna stracił panowanie nad kierownicą i samochód po dachowaniu wylądował w rowie. Szkoda słów...
Obok Nysy miejsca równie niebezpieczne, gdzie piraci drogowi rozwijają nieprzeciętne prędkości to
okolice Głuchoałaz i Paczkowa. Na tamtejszej obwodnicy bywali i tacy, którzy potrafili rozpędzić się do ponad 200 km/h.
W samej Nysie natomiast dochodzi do największej liczby kolizji, a także zdarzeń z udziałem pieszych.
Newralgiczne miejsca to oczywiście ul. Jagiellońska, Piłsudskiego (obok Kauflandu, gdzie przejście przez ulicę czasem niemal graniczy z cudem) oraz ul. Grodkowska, wylotowa na Opole. W tym roku na tamtejszym przejściu dla pieszych zginął mężczyzna potrącony przez terenowy samochód.
- Kierowcy jadący w przeciwną stronę nie zastanawiają się, czy zza ustawionych w korku aut nagle nie wyłoni się pieszy. Tym sposobem zginął właśnie ten człowiek. Jak widać - nie można ufać kierowcom - dodaje pan Tadeusz.
Zwłaszcza w poniedziałki, czwartki i piątki. Okazuje się bowiem, że do wypadków i kolizji najczęściej dochodzi w okolicach weekendu, przy czym niedziele były najtragiczniejsze - zginęły wówczas trzy osoby. Najrozważniej kierowcy jeżdżą natomiast we wtorki.
- Oraz w lutym - dodaje podinspektor Dunat. - Być może dlatego, że są już wprawieni po kilku zimowych miesiącach.
Najczęściej do kolizji i wypadków dochodzi w czerwcu, lipcu i styczniu. W tym ostatnim było ich aż 131! Wiele z nich - co tu dużo kryć - spowodowana jest dziurami w drodze.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?