O dżdżu bez tchu

Krzysztof Szymczyk
Gwałtowne burze i ulewy, jakie nawiedzają ostatnio Opolszczyznę, przypomniały mi temat zadany jakiś czas temu przez pewnego redaktora: czy mianownik od słowa dżdżu to dżdż? A od wyrazu tchu - tech czy może tch? - Chyba tak, skoro od deszczu mamy mianownik deszcz, od bzu - bez, od mchu - mech - kojarzył całkiem logicznie. - Owszem - odrzekłem - tobie wolno tworzyć takie osobliwości, boś poeta, ale tak naprawdę to chodzi po prostu o deszcz i dech.

Dżdżu krople padają i tłuką w me okno... - któż nie słyszał tych dzwoniących jesiennie słów z uroczego wiersza mistrza Leopolda Staffa. Inny wielki poeta, Jan Kochanowski, parę wieków wcześniej w jednej ze swych pełnych wdzięku pieśni gorzko się użalając nad swoim losem (Ty spisz, a ja sam na dworze...), tak opisywał to samo zjawisko atmosferyczne, usiłując zmiękczyć serce pewnej niewiasty: Słuchaj, jako bije w ściany / Z gwałtownym dżdżem grad zmieszany; / Ockni się, a przemów słowo / Nieużyta białagłowo! A i Sienkiewicz w swoich opasłych księgach często wspominał o owych tłukących w okna i ściany, a mimo to wywołujących senność opadach. Chwilami przelatywały krótkie dżdże - odnotował na przykład w powieści "W pustyni i w puszczy". Dziś to zdumiewające słówko ostało się zaledwie w kilku utartych, skostniałych zwrotach. Czekać (na coś), łaknąć, wyglądać, pragnąć (czegoś) jak kania dżdżu - mówimy nieraz, niezupełnie sobie przy tym uświadamiając, co by to dokładnie miało oznaczać.
Mamy tu do czynienia z gramatycznym archaizmem, niezwykle pouczającym. Dżdżu to mianowicie dawny dopełniacz (kogo, czego?) i miejscownik (o kim, o czym?) rzeczownika deszcz, który w innych przypadkach, dziś spotykanych jeszcze rzadziej, miał wówczas postaci(e): dżdżowi, dżdżem; dżdże, dżdżów, dżdżom, dżdżami, dżdżach. Skąd się wzięły, dlaczego i po co - obok dzisiejszych form deszczu, deszczowi itd.?
Istnieją w języku polskim rzeczowniki, które są używane wyłącznie w jednym albo tylko w niektórych przypadkach i nie mają odpowiedników w innych. Na przykład pełniące funkcję przysłówków wyrazy chyłkiem, cichcem, cichaczem to formalnie rzeczowniki w narzędniku, które nie występują w żadnym innym przypadku. Podobnie (aczkolwiek nie całkiem identycznie) jest z wyrazem dżdżu, który nie ma odpowiadającej jego budowie formy mianownikowej.
Uzasadnienie tego zjawiska jest historycznojęzykowe. W wersji popularnonaukowej można je - w wielkim skrócie - sformułować następująco: Forma dżdżu ma związek z zakończonym przed wiekami procesem zwanym wokalizacją jerów. Jery (twarde i miękkie) były to występujące w językach prasłowiańskich tzw. samogłoski zredukowane, czyli półsamogłoski, które z czasem przekształciły się w pełne samogłoski lub zanikły. W języku polskim jery miękkie zanikły (około roku 1000), a twarde się wzmocniły, zbliżając się w wymowie do samogłoski e. Dzisiejsze słowo deszcz miało pierwotnie w mianowniku taką oto postać: d, jer twardy, ż, dż, jer miękki. Jer miękki zanikł, twardy przeszedł w e i powstała forma deżdż. W dopełniaczu i pozostałych przypadkach zadziałał mechanizm e ruchomego, tak jak w odmianie bez - bzu, mech - mchu, pies - psa, stąd forma dżdżu (a nie deżdżu), dżdżowi itd.
A skąd mianownik deszcz? Dobrze znana jest w polszczyźnie (zresztą nie tylko w polszczyźnie, bo i - na przykład - w języku niemieckim) zasada bez-dźwięcznego wygłosu (spółgłoski na końcu słów tracą dźwięczność). Wyraz deżdż z czasem zaczęto zapisywać zgodnie z wymową, można by stwierdzić - "nieortograficznie". Ponieważ zaś mianownikowy deszcz był najczęściej używaną formą fleksyjną, nastąpiło tzw. wyrównanie w paradygmacie - wszystkie formy przypadków zależnych przyjęły taką samą pisownię: deszczu, deszczowi itd. I tylko z rzadka, gdzienie-gdzie spotykamy dziś wersję archaiczną z tematem dżdż.
Warto zauważyć, iż tenże temat służy do tworzenia wcale licznych współcześnie używanych wyrazów, takich jak dżdżownica i dżdżownik (ptaszek), a także przymiotnik dżdżysty, czasownik dżdżyć oraz znana meteorologom dżdża - drobny deszcz, mżawka opadająca z chmur warstwowych.
Na koniec przypomnienie nieco bardziej praktyczne. Co wolno poetom, felietonistom i niektórym innym artystom, nie zawsze jest dozwolone całej reszcie ludzkości. Umiejętność posługiwania się archaizmami, a także tworzenia nowych wyrazów, rozpoznawanie i powoływanie do życia formacji potencjalnych, które by - co szalenie ważne - nie kłóciły się z powszechnie obowiązującymi kanonami językowymi, to niezwykle cenna cecha dobrego pisarza, a zwłaszcza poety. Dodająca jego stylowi lekkości i polotu, i dowcipu. Niestety, narzędzie to często bywa nadużywane, stając się nieznośną, irytującą manierą. Zamierzona przez autora zabawa słowem przestaje być zabawna, wyradza się w torturę dla czytelnika. Przeto nikomu nie zaszkodzi takie oto zalecenie: strzeżmy się nadmiaru oryginalności, niech więc deszcz w Twym tekście raczej deszczem pozostanie, a dżdżem - w zupełnie wyjątkowych okolicznościach.
A co z wyrazem dech, czyli z tchem? - O tym przy innej okazji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska