O Julii, co chciała Niemca

Joanna Forysiak
- Już za dziewięć lat diamentowe gody - mówią Julia i Zygfryd Ochsowie.
- Już za dziewięć lat diamentowe gody - mówią Julia i Zygfryd Ochsowie.
Specyficzna para: on - Niemiec, rodowity nysanin, ona - góralka z Żywca. W kwietniu stuknie im 51. rocznica ślubu.

Julia i Zygfryd Ochsowie poznali się przy pracy w cegielni w Niwnicy. Do pobliskich Domaszkowic pani Julia z całą rodziną przyjechała w 1945 roku. Krewni Zygfryda natomiast postanowili wyjechać do Niemiec, jak najdalej od zrujnowanej po wojnie Nysy. On został.
- Tu miałem dobrą pracę, poznałem przyszłą żonę, tu nauczyłem się żyć, nie ciągnęło mnie, żeby emigrować - opowiada.
- Na Żywiecczyznę też nie mieliśmy po co wracać, wszystko przecież było spalone - dodaje Julia. - No, ale gdyby mąż postanowił, że wyjeżdżamy, poszłabym za nim.

Sąsiedzi mówią o nim: bohater, 50 lat wytrzymał z góralką, a wiadomo, że góralki to herod-baby. - Ale mi to bohaterstwo - pan Zygfryd wzrusza ramionami. - Skoro żyjemy, to znaczy, że to możliwe, zresztą kiedyś to były inne czasy, człowiek nie rozmyślał, tylko patrzył byle do przodu. A ja zawsze mówiłem, że będziemy razem do końca - i koniec - uśmiecha się.
- Nawet nie wiem, kiedy to zleciało... - zamyśla się pani Julia.
Mają troje dzieci, dziesięcioro wnuków i siedmioro prawnuków. Jedna córka mieszka w Niemczech, druga jeździ tam tylko do pracy, syn szuka roboty w Holandii. Wszyscy jednak zjechali na ubiegłoroczne złote gody, czyli drugi ślub, z odnowieniem przysięgi małżeńskiej w katedrze i imprezą w restauracji.
- Płakałem jak małe dziecko - mówi Zygfryd Ochs. - To strasznie wzruszające przeżycie.
- Pierwszego ślubu nie mieliśmy takiego jak ten drugi - wspomina żona. - Daj Boże, żeby nasze dzieci też dotrwały do tego święta.

Jaką mają receptę na zgodne pożycie małżeńskie przez ponad pół wieku?
- Oby była praca i zdrowie, jak to jest, to jest już wszystko - twierdzi pan Zygfryd. - Od najmłodszych lat byłem pracowity i teraz też mnie to utrzymuje przy życiu. Jakbym całymi dniami leżał na kanapie, to chybabym od razu umarł.
Pewnie, że były lepsze i gorsze dni, jak to w małżeństwie. Ale trzeba było to przetrzymać, pogodzić się, iść na kompromis, zapomnieć.
- Nawet jak się zdenerwujemy na siebie, wybuchniemy złością, to myślimy: przecież to moja żona, mój mąż. Nie sztuka się pobrać i zaraz rozstać - mówi pani Julia.

Bez Ochsów mieszkańcy bloku przy ul. Łukasińskiego nie wyobrażają sobie życia. Przez ponad czterdzieści lat pracowali zawodowo, przeszli na emeryturę już ze dwadzieścia lat temu i nadal pracują. Ona sprząta klatki schodowe i dba o obejście bloku, a on jest hydraulikiem, elektrykiem, malarzem, "złotą rączką" od przypadków beznadziejnych.
- Zygfryd to pogotowie techniczne czynne 24 godziny na dobę - opowiada Albin Przybyłowski, sąsiad z klatki obok. - Mimo swoich lat potrafi wstać w środku nocy, zaalarmowany, że komuś zalało łazienkę lub przytrafiło się jakieś inne nieszczęście. Należy do tego wymierającego już, niestety, typu solidnych, odpowiedzialnych rzemieślników, którzy ani minutę nie spóźnią się do pracy, a jak już coś zrobią, to jeszcze przez miesiąc pytają, czy aby dobrze działa.

Okoliczni mieszkańcy dobrze wiedzą: jeśli zimą o piątej nad ranem słychać szuranie, to znaczy, że padał śnieg, a Ochs z Ochsową już go odgarniają i sypią piaskiem przed klatką, żeby nikt się nie poślizgnął.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska