O Miłosza bez cichosza

Ryszard Rudnik
Ryszard Rudnik
Archiwum
Komentarz Ryszarda Rudnika.

Tu zwykle jest mowa o sprawach naszej małej ojczyzny Opolszczyzny, ale młodzieży chowanie to też jest lokalna sprawa, więc dziś będzie o Czesławie Miłoszu na lekcjach w szkole.

Wielu młodych ludzi z mojego pokolenia miało okazję zapoznać się ze strofami Poety dopiero w okresie pełnoletności, czyli za wolnej Polski. W PRL-u, w szkole, tak zresztą jak wszędzie indziej, Miłosz był na liście poetów wyklętych.

To nie znaczy, że zupełnie nieobecny. Funkcjonował bowiem w tzw. drugim obiegu, przemycany z zagranicy. Przemycany, a potem przepisywany ręcznie całymi tomikami w zeszytach przez wrażliwe licealistki, niczym w jakimś średniowieczu. I tak do nas docierał, w brulionach, jak zakazany owoc, który przecież smakował nieziemsko.

Dziś w wolnej Polsce, przy okazji formułowania nowej podstawy programowej do szkół średnich, Miłosz znów zniknął. Gdy zrobiła się z tego sprawa, MEN wydał komunikat, że oczywiście Miłosz na lekcjach polskiego będzie obecny. Ale dlaczego nie był od razu? Czy MEN nas testował na okoliczność Miłosza? A może mamy tylu noblistów z literatury, że łatwo było któregoś po drodze zgubić?

Po co ten krzyk, przecież ministerstwo zapewnia, że to na razie w kwestii programu etap konsultacji. Miłosz się w nim znajdzie - argumentują niektórzy. A ja się pytam: kiedy miał być krzyk, jak nie na etapie konsultacji, gdy Miłosza w spisie lektur zabrakło? Czy to nie dziwne, że we własnym kraju musimy się upominać o podstawowe wartości?

Zobacz też: Info z Polski [10.08.2017]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska