1 kwietnia, droga krajowa nr 46 w miejscowości Lędziny, zaledwie kilka kilometrów od Opola. Przy wylocie z wioski ustawia się policyjny radiowóz. Mundurowi sprawdzają, czy kierowcy nie jadą w terenie zabudowanym szybciej, niż pozwalają na to przepisy.
Jest godzina 15.51. Od strony Lędzin nadjeżdża ford maverick w kolorze wojskowym. Samochód ma rozbitą szybę. Uszkodzenie jest duże i wygląda tak, jakby uderzył w nią duży obiekt. Na przykład człowiek.
Policjant stoi przy drodze. Nie kontroluje innego pojazdu, obserwuje sytuację. Jego partnerka jest w tym czasie przy radiowozie, opiera się o drzwi, patrzy w niebo.
To detale, ale one okażą się ważne w tej historii. Funkcjonariusz zauważa podejrzanie wyglądającego forda i próbuje go zatrzymać. Kierowca wciska jednak gaz i odjeżdża. Policjant nie rusza w pościg, ale przez chwilę bezradnie patrzy za oddalającym się autem i w końcu wraca do radiowozu. Wygląda na to, że zdaje relację swojej partnerce i niespiesznie sięga po policyjną radiostację. O pościgu nie ma mowy.
Byłam naocznym świadkiem tego zdarzenia, dlatego poprosiłam biuro prasowe Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu o ustalenie, jaki był finał tego zajścia. Spodziewałam się, że policjant spisał numery rejestracyjne pojazdu, dzięki czemu mundurowi mogliby dotrzeć do kierowcy i ustalić, dlaczego nie zatrzymał się do kontroli, a także - jak powstały uszkodzenia na szybie forda. Istniało przecież ryzyko, że samochód mógł potrącić pieszego i odjechać z miejsca zdarzenia.
Pierwsze ustalenie jest takie, że do próby zatrzymania auta z rozbita szybą w tym czasie w ogóle nie doszło. Problem w tym, że nie tylko ja byłam świadkiem tej „akcji”. Policjanci szukają więc śladów tej sprawy przez kilka kolejnych dni.
Ostateczna wersja wydarzeń opolskiej policji wygląda tak: - Policjant z ruchu drogowego zauważył samochód z uszkodzoną szybą, ale gdy ten był już bardzo blisko. Machnął w ostatniej chwili, więc kierowca mógł nie zauważyć, że był zatrzymywany. W takiej sytuacji nie możemy mówić o przestępstwie niezatrzymania się do kontroli drogowej - wyjaśnia sierż. sztab. Dariusz Świątczak z KWP w Opolu. - Policjant przekazał informacje innym patrolom, ale samochodu nie udało się ustalić i zatrzymać. Funkcjonariusz nie zapamiętał jego numerów rejestracyjnych.
Dlaczego zatem policjanci nie ruszyli w pościg? - Bo byli w trakcie innej kontroli. Nie mogli zostawić tamtego kierowcy na drodze i ruszyć za innym autem - przekonuje policjant. Po mojej uwadze, że przy radiowozie nie było w tamtym momencie żadnej innej osoby, wersja wydarzeń ewoluuje.
Sierż. Świątczak twierdzi, że kierowca poszedł w trakcie kontroli do... pobliskiego sklepu - dlatego nie było go na miejscu, ale kontrola trwała. W trakcie autoryzacji sierżant chce się wycofać z tej wypowiedzi. - Zapewniam, że w tym czasie na Opolszczyźnie nie doszło do potrącenia, gdzie sprawca oddaliłby się z miejsca zdarzenia. Nie przyjęliśmy też informacji o żadnym zaginięciu - mówi.
Dziennikarzowi bez trudu udało się ustalić to, co dla policjantów było niemożliwe, czyli z której posesji tuż przed zdarzeniem wyjechał rozbity ford. Mundurowi nie musieliby szukać zbyt długo. Gdyby tylko chcieli.
Zobacz też: Zmiany w organizacji ruchu w centrum Opola
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?