O Staszku, co stawia ludzi na nogi

Jarosław Staśkiewicz [email protected]
Pan Stanisław przy swoim warsztacie próbuje naśladować Boga.
Pan Stanisław przy swoim warsztacie próbuje naśladować Boga.
Żeby odwzorować kształt nogi trzeba dokładnie rozprowadzić żywicę. Tak twierdzi Stanisław Żurawicki, protetyk z 20-letnim doświadczeniem.

W jego pracowni, na rurce wystającej ze stołu tkwi kawałek gipsu obłożony folią, z trudem przypominający udo. W Korfantowie mówi się na to pozytyw.
- Tak jak w fotografii: pusta w środku forma to negatyw, a zastygnięty w kształcie nogi gips to pozytyw - tłumaczy pan Staszek i pokazuje magazynek pełen takich zużytych pozytywów i negatywów.

Co kilka minut rozmowę zagłusza szum z trzęsącego się aparatu. To pompa, która między folię i gips zasysa żywicę. Powstający w ten sposób lej to jedyna część protezy, której nie potrafi zrobić automat. Zanim zastygnie i stwardnieje, pan Staszek uformuje ją swoimi dłońmi. W ten sposób stara się naśladować Stwórcę.
Potem, wzmocniona włóknem węglowym albo szklaną watą, będzie służyła kilka lat. Ale jak człowiek schudnie, urośnie, albo przytyje, będzie nadawała się tylko do wyrzucenia. Bo protezę, jak się ją już raz założyło, to potem trzeba regularnie wymieniać.
- A teraz biorę do ręki młotek, przecinak i hajda - pokazuje Żurawicki wystukując gips z gotowej już protezy. Potem w ruch idzie wydrążarka, którą zaokrągla krawędzie. Bo one stykają się z ciałem i nie mogą być ostre.
Kiedy Stanisław Żurawicki przyszedł do Korfantowa był już nie lada fachowcem. Miał za sobą pracę w kilku opolskich zakładach przemysłowych i wyjazdy do radzieckich fabryk za Uralem.
- Ale jak zobaczyłem młodego chłopaka chorego na Bergera - nogi się pode mną ugięły. Achim było mu na imię, był z Czarnowąs, nie miał obu nóg.
Nie, nie dam rady, nie chcę tu pracować - powtarzał sobie pan Stanisław. Od tego czasu zrobił cały pociąg protez.
- Człowiek nigdy wcześniej nie miał do czynienia z ludźmi, nazwijmy to, niekompletnymi. Ale pomału, pomału przyzwyczajałem się i teraz mogę powiedzieć, że lekko mi idzie. Chociaż każdego pacjenta traktuję z pełnym szacunkiem.

20 lat temu do Korfantowa przyjechał też pan Zenon z Murowa. Od tego czasu ma już całą kolekcję protez. - Z dziesięć by się ich w komórce uzbierało. Ostatnią, nowoczesną, na niemieckich częściach, noszę już 9 lat. Tu podkleję, tam przyczepię i jakoś działa, ale mam już zlecenie na nową i niedługo znowu trzeba będzie się wybrać do pana Stasia - mówi Zenon Wójcik. - Proteza często uwiera, gdzieś człowieka szczypie, gdzieś piecze. A on ją rozbiera, poprawi i jest jak nowa. Czasem trzeba było się wykłócić, bo proteza musi być dopasowana. Jak żona w małżeństwie.
Prawdziwa nogę lekarze amputowali mu w latach siedemdziesiątych. - W październiku obcięli powyżej kolana, a w listopadzie już chodziłem w protezie. I w protezie poszedłem pracować do Opolanina, za ladę! Kiedy trzeba było, to nawet telewizory nosiłem. I tylko trochę utykałem, ale mało kto wiedział, co mam pod nogawką. Lekarz, który dał mi skierowanie do pracy, był potem zaskoczony: Jak to? Przecież pana badałem!
Innym razem na ulicy potrącił go samochód i proteza wykrzywiła się nienaturalnie. Ludzie byli przerażeni, bo myśleli, że to prawdziwa noga. A pan Zenon pozbierał się i poszedł dalej. Tylko w plastiku została dziura.

W Korfantowie na każdej ścianie jakiś plakat ze zdjęciem. Kobieta gra w golfa, mężczyzna zjeżdża na nartach, ktoś inny uprawia jogging. Nogi zastępują im błyszczące rurki, a stopy i kolana wyglądają jak u Robocopa. Wszyscy młodzi, uśmiechnięci i wysportowani.
- Takie protezy, z elektroniczymi czujnikami, sensorami i pamięcią kosztują ze 100 tysięcy złotych. U nas mało kto może sobie na nie pozwolić. Ale już w modularnych chodzi coraz więcej osób - mówi Józef Cwynar, kierownik produkcji.
Modularne protezy są jak klocki lego. Kiedy coś się zepsuje, to wymienia się na nową część. Nie trzeba, tak jak w starych, odlewać całego leja.
Świat ciągle nam ucieka. W Niemczech standardem są już kolana hydrauliczne, w których można sterować wyprost i zgięcie. Ci, którzy na nie przeszli mówią, że nie ma porównania: standard chodzenia poprawia się znacznie.
- Oczywiście, kolano zawsze można wymienić na takie hydrauliczne - mówi Cwynar. - Niestety, limit pieniędzy z kasy chorych nie zmienił się od kilku lat, a nasi pacjenci nie należą do najbogatszych. Teraz dotacja od państwa ledwo starcza na zwykłą protezę udową, a do modularnej trzeba dopłacić około 2,5 tys. zł. I ludzie szukają pomocy: u sponsorów, fundacji, albo rodziny.

Jeszcze dziesięć lat temu specjaliści z Korfantowa mieli mnóstwo roboty. - Jeździliśmy zdejmować miary do Łodzi czy Tarnobrzegu, czasem nawet na dwa dni. Przyjmowaliśmy ludzi od rana do wieczora. Teraz pracy jest mniej, bo przybyło konkurencji. - Postęp medyczny też jest, ale pacjentów na pewno nam nie zabraknie - zapewnia Żurawicki - Bo nawet w Ameryce jeszcze nogi obcinają.
Wbrew powszechnej opinii większość pacjentów to nie ofiary wypadków, a chorzy, którym lekarze amputowali nogę np. z powodu miażdżycy. Najczęściej są to starsi ludzie, którzy nie gonią za nowoczesnością. Dlatego do dziś produkuje się drewniane i skórzane protezy.
Czy to jednak drewno, plastik, skóra czy duraluminium - wszystko ginie pod przykryciem z pianki i pończochy. - Ale najczęściej nie chodzi o wygląd, ale o wygodę - żeby nie obcierało i nie uwierało - mówią Henryk Bidziński i Antonina Bryczek pracownicy bandażowni zajmujący się estetyką protez.

Oprócz pana Staszka w Korfantowie pracuje jeszcze Jan Kozimor, ale ich następców już nie widać. Jedyną szkołę dla protetyków ortopedii w Poznaniu zlikwidowano, prudnickie studium policealne o takiej specjalności wypuściło tylko jeden rocznik absolwentów.

I w Korfantowie jeszcze długo pacjenci będą pytali: - A pan Stasio to jeszcze pracuje? No bo przecież to on mi tę nogę dopasował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska