O stosowaniu niestosownych skrótów

Krzysztof Szymczyk
Istnieją w języku rzeczy niedefiniowalne, których objaśnienia próżno szukać w naukowych księgach. Nieprzestrzeganie owych niepisanych norm nie skutkuje rażącymi błędami, lecz pewnymi mankamentami, odczuwanymi jeno przez co wrażliwszych czytelników. Warto im poświęcić od czasu do czasu kilka zdań.

Nie będziemy dziś wytykać kolejnych błędów, przerywamy na chwilę cykl "mini-max", by pomówić o kwestiach delikatniejszej natury, a mianowicie o gustach. To nieprawda, że o nich nie należy dyskutować. De gustibus non est disputandum - to jedna z najgłupszych, mimo to z niezasłużonym nabożeństwem powtarzanych (bo łacińska?) sentencji. Bo przecież o czym warto dyskutować, o czym wzajemnie się przekonywać, o cóż się spierać, jeśli nie o idee, sensy i racje, a wszystko to jest wszak w pewnym stopniu rzeczą gustu. Guście, sędzio dzieł ludzkich, darze niebios drogi, / Bez którego w ozdoby sam dowcip ubogi! - pisał poeta już przed dwoma wiekami. Jak można owe gusta (lub gusty, jak kto woli) - rzecz nabytą, a nie wrodzoną - kształtować, jak doskonalić, jeżeli o nich nie będziemy rozmawiać? Zresztą z sentencjami jest u nas jak z dekalogiem: wszyscy go znają na pamięć i ochoczo głośno recytują, nawet czczą, lecz niestety mało kto go przestrzega. Toteż i o gustach (i guścikach) debatują ludziska na ogół chętnie, na przekór przemądrzałym aforystom.
Niestosowne skróty, o których mowa w tytule, widujemy dość często w jednym z podstawowych "gatunków dziennikarskich", jakim jest wywiad. - Co sądzi ks. bp o... Czy pan prof. mógłby skomentować... Proszę pana red. nacz. o wypowiedź... - czytamy w niejednej gazecie. I trudno tu mówić o błędach czy przekroczeniu jakichś przepisów - to właśnie kwestia gustu, a może też intuicji czy nawet wrażliwości. Wielu czytelnikom to zapewne nie przeszkadza, a jednak skracanie przynależnych rozmówcy tytułów po prostu nie uchodzi.
O tym, że temat to trudny i delikatny, świadczy istnienie znanych z historycznych przekazów, a i dziś stosowanych w szczególnych okolicznościach takich skrótowców jak WKM (= Wasza Królewska Mość), JE (= Jego/Jej Ekscelencja), JM (= Jego/Jej Magnificencja) itp. Trzeba jednak pamiętać, iż owe JE i JM mogą występować tylko przed dalszymi tytułami (biskup, ambasador; rektor) i nazwiskiem!
Podobnie, ale gorzej rzecz się ma z nieco innym rodzajem skrótów, niestety, spotykanych znacznie częściej: ul. W. Polskiego, ul. A. Krajowej, plac K. Wielkiego, al. M. S. Curie, pl. K. 3 Maja, ul. G. św. Anny... - takie traktowanie patronów ulic i placów jest wręcz śmieszne i w porządnej gazecie nie do przyjęcia. Aczkolwiek z drugiej strony wypada współczuć okolicznym mieszkańcom - miewają bowiem sporo kłopotów z tymi wielowyrazowymi określeniami. Dlatego dopuszczalne są wyjątki. Np. aleję Najświętszej Marii Panny w Częstochowie powszechnie się tam zapisuje w postaci al. NMP, mimo że przecie się nie godzi. Ale co zrobić z ul. Bohaterów Monte Cassino w tymże świętym mieście (którą to nazwę nadawcy przesyłek często przekręcają na Obrońców Monte Cassino, hi!), by ją zmieścić, powiedzmy, w kilku krateczkach kwestionariusza? Ul. Boh. M. C.?
Należne pozdrowienia dla pomysłowych a natchnionych urzędników od nadawania imion ulicom i placom, w ten sposób uprzykrzających żywot (oczywiście w dobrej wierze!) obywatelom swoich miast.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska