Nie będziemy dziś wytykać kolejnych błędów, przerywamy na chwilę cykl "mini-max", by pomówić o kwestiach delikatniejszej natury, a mianowicie o gustach. To nieprawda, że o nich nie należy dyskutować. De gustibus non est disputandum - to jedna z najgłupszych, mimo to z niezasłużonym nabożeństwem powtarzanych (bo łacińska?) sentencji. Bo przecież o czym warto dyskutować, o czym wzajemnie się przekonywać, o cóż się spierać, jeśli nie o idee, sensy i racje, a wszystko to jest wszak w pewnym stopniu rzeczą gustu. Guście, sędzio dzieł ludzkich, darze niebios drogi, / Bez którego w ozdoby sam dowcip ubogi! - pisał poeta już przed dwoma wiekami. Jak można owe gusta (lub gusty, jak kto woli) - rzecz nabytą, a nie wrodzoną - kształtować, jak doskonalić, jeżeli o nich nie będziemy rozmawiać? Zresztą z sentencjami jest u nas jak z dekalogiem: wszyscy go znają na pamięć i ochoczo głośno recytują, nawet czczą, lecz niestety mało kto go przestrzega. Toteż i o gustach (i guścikach) debatują ludziska na ogół chętnie, na przekór przemądrzałym aforystom.
Niestosowne skróty, o których mowa w tytule, widujemy dość często w jednym z podstawowych "gatunków dziennikarskich", jakim jest wywiad. - Co sądzi ks. bp o... Czy pan prof. mógłby skomentować... Proszę pana red. nacz. o wypowiedź... - czytamy w niejednej gazecie. I trudno tu mówić o błędach czy przekroczeniu jakichś przepisów - to właśnie kwestia gustu, a może też intuicji czy nawet wrażliwości. Wielu czytelnikom to zapewne nie przeszkadza, a jednak skracanie przynależnych rozmówcy tytułów po prostu nie uchodzi.
O tym, że temat to trudny i delikatny, świadczy istnienie znanych z historycznych przekazów, a i dziś stosowanych w szczególnych okolicznościach takich skrótowców jak WKM (= Wasza Królewska Mość), JE (= Jego/Jej Ekscelencja), JM (= Jego/Jej Magnificencja) itp. Trzeba jednak pamiętać, iż owe JE i JM mogą występować tylko przed dalszymi tytułami (biskup, ambasador; rektor) i nazwiskiem!
Podobnie, ale gorzej rzecz się ma z nieco innym rodzajem skrótów, niestety, spotykanych znacznie częściej: ul. W. Polskiego, ul. A. Krajowej, plac K. Wielkiego, al. M. S. Curie, pl. K. 3 Maja, ul. G. św. Anny... - takie traktowanie patronów ulic i placów jest wręcz śmieszne i w porządnej gazecie nie do przyjęcia. Aczkolwiek z drugiej strony wypada współczuć okolicznym mieszkańcom - miewają bowiem sporo kłopotów z tymi wielowyrazowymi określeniami. Dlatego dopuszczalne są wyjątki. Np. aleję Najświętszej Marii Panny w Częstochowie powszechnie się tam zapisuje w postaci al. NMP, mimo że przecie się nie godzi. Ale co zrobić z ul. Bohaterów Monte Cassino w tymże świętym mieście (którą to nazwę nadawcy przesyłek często przekręcają na Obrońców Monte Cassino, hi!), by ją zmieścić, powiedzmy, w kilku krateczkach kwestionariusza? Ul. Boh. M. C.?
Należne pozdrowienia dla pomysłowych a natchnionych urzędników od nadawania imion ulicom i placom, w ten sposób uprzykrzających żywot (oczywiście w dobrej wierze!) obywatelom swoich miast.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?