W sztormie pandemii, bo trudno już mówić o jakiejś fali, tysiące osób wyszły na ulice, żeby zaprotestować przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego, który zrujnował kompromis aborcyjny w Polsce.
TK zwlekał z rozpatrzeniem stosownego wniosku grupy posłów kilka lat, zrobił to właśnie teraz, co wyklucza przypadkowość i świadczy o skrajnej nieodpowiedzialności.
Jeśli rachuby były takie, że w obliczu pandemii krok ten nie wywoła społecznych protestów, to okazały się płonne.
I teraz tak: rząd ogłasza, że te manifestacje w dobie częściowego lockdownu są nielegalne i apeluje by zostać w domu.
Tymczasem wicepremier tego samego rządu, odpowiedzialny za bezpieczeństwo państwa, namawia zwolenników PiS, by wyszli i bronili kościołów.
Nie będzie z tego nic, bo wtargnięcia do świątyń, przerywanie mszy, owszem - skandaliczne, bezsensowne i przeciwskuteczne, były, ale to tylko niepotrzebny incydent w morzu społecznego oburzenia, jakie zalało Polskę.
Zaraz po apelu wicepremiera Kaczyńskiego głos zabrał prymas arcybiskup Wojciech Polak i przypomniał wiernym, że obowiązkiem chrześcijanina nie jest podsycanie nastrojów a ich deeskalacja. W odróżnieniu do prezesa Kościół namawia do zgody, daje do zrozumienia, że sam da radę pokonać swoją Golgotę. I nie chce być czyimkolwiek narzędziem na polityczny użytek.
Na ulicach protestują również katolicy i prymas Polak o tym wie. Wie, że nie można pozwolić, by, jeśli nawet im się dziś wydaje, ich konflikt z Kościołem jakikolwiek polityk wykorzystywał instrumentalnie.
Wie, że można i trzeba przekonywać, ale nie da się ludzkich sumień prostować siłą.
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?