O tym weselu trąbi już cały Namysłów, a ślubu nie będzie

fot. Tomasz Dragan
Agnieszka i Ravinder są załamani, ale jedno wiedzą na pewno - ze ślubu nie zrezygnują.
Agnieszka i Ravinder są załamani, ale jedno wiedzą na pewno - ze ślubu nie zrezygnują. fot. Tomasz Dragan
Wszystko już gotowe, umówione, młodzi się kochają, a tu - bum! Ksiądz się nie zgadza na ślub. Bo papierka brakuje, że Hindus może poślubić Polkę. Tyle że Agnieszce i Ravinderowi nikt o tym wcześniej nie powiedział.

Ogromna wiązanka kolorowych kwiatów na stole aż razi oczy, na podłodze leży duży karton przepasany złotą wstążką. Ręka świerzbi, by czym prędzej uwolnić pudło z więzów i zaspokoić ciekawość, co jest w środku? Tym bardziej, że w drodze kolejni goście z następnymi kwiatami, prezentami życzeniami. Tylko patrzeć jak zaczną zjeżdżać się pod dom, krzycząc od progu z radości, że Agnieszka z Ravinderem biorą ślub!

- Ale żadnego wesela nie będzie. Przynajmniej nie w tę sobotę - płacze Agnieszka Sinkowska, panna młoda.
Oczy ma tak czerwone, plamy sięgają policzków. Po chwili roztrzęsiona kobieta dodaje: - Teraz raczej należy mnie nazywać niedoszłą panną młodą. Taki wstyd! Już nie mam na to wszystko siły. Sama nie wiem, kogo za to wszystko winić. Księży czy urzędników? Zawalili sprawę, a teraz my, biedne żuczki, mamy pokutować za ich błędy.

Agnieszka tłumaczy, że dopiero w środę, czyli na trzy dni przed ceremonią, usłyszeli w kancelarii parafialnej, że nie dadzą im ślubu. Ponoć w papierach nie ma zaświadczenia Ravindera z sądu, potwierdzającego zgodę na zawarcie małżeństwa przez obcokrajowca. - I możemy sobie robić co chcemy - znów zaczyna płakać Agnieszka. - Mają bałagan w papierach, ale to niby nasza wina. A tutaj goście jadą z zagranicy, sala weselna się stroi, sukienka gotowa. Kwiaty, fotograf itp. Tysiące złotych poszły w błoto...

Pół roku stracone

Pani Agnieszka z Sinkowskiej miała zmienić nazwisko na Kumar w sobotę o godz. 14.15 w kościele parafialnym św. Apostołów Piotra i Pawła. Dokładnie w sześć miesięcy po tym, jak podczas kolędy poprosili księdza o pomoc w załatwieniu formalności związanych ze ślubem konkordatowym.

- Chcieliśmy zalegalizować nasz związek, czyli po prostu zwyczajnie na świecie wziąć ślub. I to w katolickim kościele, jak nakazuje wiara żony - dodaje Ravinder Kumar, jak sam siebie określa - do środowego popołudnia pan młody.

Dzięki temu, że doskonale mówi po polsku, bez niczyjego tłumaczenia szybko zrozumiał, w jak trudnej i niezręcznej sytuacji znalazł się teraz z narzeczoną.

- Pół roku temu ksiądz zaprosił nas na parafię i w kancelarii poinformował o wszystkich formalnościach związanych ze ślubem - opowiada Ravinder.
- Powiedział, że dostaniemy pomoc w sprawie zawarcia ślubu katolickiego.

Chodziło o zgodę kurii na ślub człowieka z kraju o innej wierze. Byłem szczęśliwy, że Hindusowi dano możliwość stanąć przed ołtarzem w katolickim kościele.
O tym ślubie od dobrych kilku miesięcy mówiło się w Namysłowie. Przecież nie co dzień miejscowa dziewczyna żeni się z obcokrajowcem, a do tego jeszcze z Hindusem. No i o ślub coraz natrętniej zaczęły dopytywać sąsiadki: bo tu Aga w maju urodziła synka o podwójnym imieniu Roman Rahul, a tutaj nic. Nawet obrączki na jej ręce nie widać od Ravindera...

- Agnieszka uspokoiła nas, że jeszcze w czerwcu zobaczymy ją w welonie - mówi jedna z sąsiadek z bloku, gdzie mieszkają młodzi. - Dlatego życzyliśmy im wszystkiego dobrego. Nagle Aga z płaczem przybiega i mówi, że księża im coś namieszali, że ślubu nie będzie...

Jak grom z jasnego nieba

W środę (24 czerwca) niedoszli państwo młodzi poszli do kancelarii parafialnej po zaświadczenia o ślubie konkordatowym, które trzeba dostarczyć do Urzędu Stanu Cywilnego. Pani Agnieszka, jak przystało na porządną pannę młodą, zaliczyła wcześniej kosmetyczkę, by porządnie przygotować się do sobotniej ceremonii. Była podekscytowana całą atmosferą. Na plebanii spotkali Romana Horodeckiego, kierownika namysłowskiego Urzędu Stanu Cywilnego, który pamiętał ich, jak zgłaszali urodzenie synka. Pytał, kiedy jest ślub i życzył wszystkiego dobrego. Prosił, by przekazać księdzu, że wpadnie później, jak duchowny załatwi wszystkich interesantów czekających w holu.

Niestety, w kancelarii nie było księdza Tomasza, który do tej pory zajmował się ich sprawą i miał im udzielić ślubu. Okazało się, że został przeniesiony do Wrocławia. Prowadzenie ślubnych formalności Agnieszki i Ravindera przejął ksiądz Jakub. Z parafii szczęśliwi młodzi poszli prosto do domu. Po kilkunastu minutach dostali telefon. Ksiądz poprosił, by wrócili jeszcze do kancelarii.

- Nie przeczuwaliśmy jeszcze niczego złego - dodaje pani Agnieszka. - Kiedy weszliśmy do kancelarii, ksiądz zabrał nam wydane wcześniej dokumenty i stwierdził, że ślubu nie będzie, bo Ravinder nie ma sądowego zezwolenia na zawarcie aktu małżeńskiego w naszym kraju. Dodał, że takie jest prawo i nic nie może zrobić. Na nasze pytania, dlaczego mówi nam o tym na trzy dni przed ślubem, spuścił głowę i podkreślił, iż takie jest prawo. Co nam z tego, jak wszystko już gotowe? A on na to: nie ma zaświadczenia, nie ma ślubu! Pewnie coś z tym kierownikiem namieszali, że mamy teraz nieszczęście...

Ksiądz rozkłada ręce

Ks. Jakub Bartczak twierdzi, że jako duchowny i urzędnik "po linii ślubów konkordatowych" sakramentu małżeństwa udzielić nie może. Byłoby to przestępstwo, a ewentualni małżonkowie mieliby z tego powodu więcej problemów niż korzyści. W świetle prawa ślub byłby tylko papierowy. Duchowny stanowczo odpiera oskarżenia niedoszłych małżonków o bałagan w parafialnych dokumentach. Zapewnia wręcz, że gdzie jak gdzie, ale w kościele porządek jest. Wyklucza również pomyłkę swojego poprzednika, księdza Tomasza. Nie potrafi jednak odpowiedzieć, dlaczego w dokumentach nie znalazło się zaświadczenie niezbędne do zawarcia ślubu. O to należałoby się pytać księdza Tomasza, ale jest właśnie na pielgrzymce w Rzymie...

- Dlatego właśnie nie możemy dać tym państwu ślubu - podkreśla ksiądz Jakub.
- Okazało się bowiem, że przyszły pan młody nie ma dokumentu uprawniającego go do zawarcia małżeństwa w Polsce. Łączy się to równocześnie z potwierdzeniem, iż mężczyzna ten nie pozostaje w innym związku małżeńskim, co jest przeszkodą do stanięcia na ślubnym kobiercu.

Ksiądz ze spokojem przyjmuje żale młodych i podkreśla, że udzieli im ślubu, jak tylko niezbędne dokumenty zostaną dostarczone.
- W mojej dwuletniej posłudze w Namysłowie jest to już trzeci taki przypadek, gdzie odmawiamy udzielenia ślubu - dodaje ks. Jakub. - Niestety, młodzi myślą o całej otoczce związanej z weselem, zapominając o dopełnieniu formalności zgodnych z prawem. Chodzi albo o dokumenty, albo o terminy. Przecież nawet powodem do nieudzielenia ślubu jest brak terminowych zapowiedzi. Myślę, że nieszczęsny przypadek tych państwa powinien być przestrogą dla innych, by zadbać właśnie przede wszystkim o sprawy administracyjne.

Ze ślubu nie zrezygnują

Kierownik Horodecki jest oburzony oskarżeniami niedoszłych małżonków o nieudolność. Twierdzi, że o ich problemie dowiedział się dopiero w czwartek rano, a nie na plebani, jak sugerują młodzi.

- Dziwię się też, że poszli do dziennikarzy, a sami są sobie winni - przekonuje Horodecki. - Nie mają najważniejszego dokumentu i tyle. Mieli wystarczająco dużo czasu, by załatwić formalności. Do soboty na pewno nic nie uda się zrobić. Zresztą sprawą musi zająć się sąd...

Od czwartku, zamiast przygotowań do ślubu, niedoszli państwo Kumar mają w domu żałobę. Kumar co chwilę odbiera telefony i tłumaczy, że to, co mówią na osiedlu, to jednak prawda. Dzisiaj dojedzie reszta gości z Irlandii i Indii. Ślub miał być na ponad 40 osób, głównie najbliższa rodzina. Sąsiedzi nawet szykowali już bramę dla młodych, by wydębić kilka flaszek za zdrowie polsko-hinduskiej rodziny.

- Mówi pan, że ślubu nie będzie? A my już mamy wszystko opracowane - martwi się jeden z sąsiadów. - Wszystko przez to, że w urzędach i kościołach robią teraz ceregiele. Zabraniają żyć na kocią łapę, a ze ślubem robią problemy. Do luftu z taką demokracją...

Ale młodzi nie zamierzają się poddawać. Bez względu na to, że stracili już kilka tysięcy złotych, zamierzają wziąć ślub. Tylko jakoś głupio pytać o kolejny termin.
Ale Agnieszka sama spieszy w wyjaśnieniami. - Może to, co nas spotkało, będzie przestrogą dla innych, by uważali na wszelkich urzędników - mówi. - My na pewno weźmiemy ten ślub. Pewnie nie w Namysłowie, bo nas znienawidzą. No i może już bez wesela, bo nas na nie nie stać, ale w miłości i przeświadczeniu, że chcieliśmy dobrze. Jak tylko uporamy się z tymi biurokratycznymi formalnościami…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska