Bo też trzeba przyznać, że coraz skuteczniej korzystają oni z wbudowanych w komputerowe edytory słowników i zostawiają na ogół mniej błędów niż dawniej, z drugiej zaś strony - te błędy są znacznie cięższego kalibru...
Autorzy tudzież udoskonalający ich teksty redaktorzy dzięki znakomitym komputerowym słownikom eliminują mnóstwo "tradycyjnych" błędów, od których niegdyś aż się roiło - przestawionych albo niewłaściwych liter, zniekształcających wyrazy. Program wskazuje je bowiem i proponuje poprawienie, niektóre nawet sam automatycznie zamienia na prawidłowe. Niestety, komputer nie jest od myślenia; jeśli "widzi" dobry wyraz, tzn. taki, który programista umieścił był w jego zasobach - nie zgłasza zastrzeżeń. Skutek mamy taki, żeśmy się pozbyli większości błędów dość łatwych do spostrzeżenia i - prawdę mówiąc - nie tak bardzo strasznych, natomiast czyhają na korektorów o wiele groźniejsze pułapki: wyrazy w zasadzie dobre, ale nie te co trzeba. Przy szybkim czytaniu, niestety, łatwo je przeoczyć. Efekty takiego przeoczenia bywają zabawne, a czasami makabryczne, ale zawsze bardzo przykre dla kontrolera jakości, jakim jest korektor. Oto pierwsze z brzegu podstępne wyrazy, które usiłowały się przemycić na łamy gazety w ostatnich dniach, i to wielokrotnie!: palcówka zamiast placówka, palce zamiast place, mieszańcy zamiast mieszkańcy, strat zamiast start, wiec zamiast więc, cześć zamiast część, wieść zamiast wieźć, i na odwrót, plac zamiast płać, kloc zamiast kłóć (się), w brud zamiast w bród, zadnie zamiast zdanie... A tak "napisało się" niedawno redaktorowi pewnego kolorowego periodyku: następny numer ukarze się w październiku. Toż - gdyby nie korekta - konkurencja chybaby pękła z uciechy: hurra, chcą się sami ukarać, oby najwyższym wymiarem kary!
Nasze komputery umieją już bardzo dużo, a jednak przed takimi fatalnymi gafami ostrzec nie potrafią. Nie radzą sobie zresztą jeszcze z wieloma innymi kwestiami. Między innymi - ze skracaniem wyrazów. A czai się tu mnóstwo niebezpiecznych zasadzek.
Kończymy dziś analizowanie skrótów i skrótowców (ku zadowoleniu niektórych zniecierpliwionych Czytelników, bo to temat wałkowany w "Monitorze" od bez mała dwóch miesięcy) kilkoma uwagami ogólnymi, paroma szczegółami oraz osobliwościami.
Za najważniejszy zbiór interesujących nas tu haseł uchodzi "Słownik skrótów" J. Parucha. Mimo że - jak skromnie pisze autor w przedmowie - "jest stosunkowo małym wyborem wśród powodzi współczesnych skrótów", rejestruje ich o wiele więcej niż inne słowniki. Niestety, nie za bardzo się on nadaje jako wzorzec normujący pisownię - co prof. Paruch samokrytycznie przyznaje: "Osobnym problemem, właściwie nie rozwiązanym, pozostała sprawa pisowni. Słownik winien mieć charakter normatywny, a równocześnie nie powinien rozmijać się z zastaną praktyką. W realizacji okazało się to prawie nie do osiągnięcia". Dziełem zdecydowanie wartościowszym pod tym względem, choć objętościowo znacznie uboższym, są "Skróty i skrótowce" A. Czarneckiej i J. Podrackiego. Zawiera bowiem dość obszerne i szczegółowe zasady pisowni i odmiany, a hasła (przeszło 3700) są im na ogół ściśle podporządkowane. Niestety, i tu zdarzają się niekonsekwencje. Podano np. skrót la albo LA (= lekka atletyka). A przecież powinno być l.a. - z kropkami, wedle jasnej reguły: jeśli drugi lub ewentualny następny wyraz rozpoczyna się od samogłoski, to kropkę należy postawić po skrócie każdego wyrazu. Chęć odróżnienia od skrótu łacińskiego wyrażenia lege artis (= według reguł sztuki) albo od: liczba atomowa, pojęć z innych światów, nie może tu mieć znaczenia decydującego. Istnieje wszak bardzo wiele skrótów wieloznacznych, jednak kontekst, w jakim się one pojawiają, zwykle nie pozostawia wątpliwości, który z nich autor miał na myśli.
Warto na koniec zwrócić uwagę na pewną dowolność w opisywanej materii. Otóż słowniki aprobują różne warianty pewnych popularnych skrótowców. Np.: WF lub wf. (= wychowanie fizyczne), EKG lub ekg., USG lub usg., TV lub tv, RTV lub rtv, AGD lub agd., BHP lub bhp, WC lub w.c., SF lub s.f. (= science fiction).
Powyższe zapewne cieszy osoby zawsze lubiące mieć możliwość wyboru. Poprawiacze tekstów w takich razach żywią znów uczucia ambiwalentne: z jednej strony to dobrze - dopuszczalne są różne wersje, więc i groźba błędu mniejsza, z drugiej - ta niejednolita, żeby nie rzec: chaotyczna, trudna do sprecyzowania pisownia (duże i małe litery, z kropkami i bez)... - z koniecznym do życia korektora porządkiem ma to niewiele wspólnego.
O uczuciach mieszanych (w skrócie)
Krzysztof Szymczyk
Ambiwalencja - oto właściwe słowo dla określenia uczuć towarzyszących korektorowi, gdy dostrzega postępy swych kolegów dziennikarzy w posługiwaniu się coraz doskonalszymi narzędziami do pisania.