O życiu i ambicjach, czyli studentki rozmawiają o sobie

Redakcja
Ola i Agata są koleżankami ze studiów, słuchaczkami II roku dziennikarstwa UO.
Ola i Agata są koleżankami ze studiów, słuchaczkami II roku dziennikarstwa UO. Paweł Stauffer
Z Olą Wiktor, studentką dziennikarstwa i komunikacji społecznej, o ambicjach i planie B na życie rozmawia Agata Zawadzka. Z młodą dziennikarką Agatą Zawadzką o życiu i pasji, przeszłości i przyszłości rozmawia Ola Wiktor.

Z Olą Wiktor rozmawia Agata Zawadzka

- Opowiesz mi o Oli sprzed dwóch lat? Jakie były jej marzenia, ambicje, pomysł na siebie?
- Takie same, niewiele się zmieniło. Konkretnego pomysłu na siebie nie miała, poszła na te studia, licząc na to, że coś się zmieni, że wydarzy się cokolwiek, co ułatwiłoby jej sprecyzowanie, skrystalizowanie jakiegokolwiek planu na przyszłość. Ambitna nie była? Była, bo jeszcze mama przeczyta. Była bardzo ambitna, mamo.

- Jak to wszystko wygląda teraz? Dwa lata studiów za tobą. Warto było marzyć?
- Z perspektywy czasu wygląda to tak, że dalej nie wiem, kim chcę być, co w życiu tak naprawdę robić. Może trochę bardziej się boję, bo zaczęłam kalkulować, zwracając uwagę na to, co się opłaca, niż na to, czego tak naprawdę mogę od życia oczekiwać.

- Po co ci to dziennikarstwo? Żeby się spełniać, realizować pragnienia, a życie? Dom, pieniądze, rodzina - tego nie utrzymasz marzeniami.
- Wiadomo, że nie! Dziennikarstwo tak, bo jest fajne. I można mówić, że jest się jak Monika Olejnik. Albo pani Drzyzga. Dlatego też myślę o drugim kierunku, bo zdaję sobie sprawę, że po tych trzech latach dalej nie będę miała niczego pewnego. Nawet nie wiem, czy w ogóle coś będę miała.

- Być blisko ludzi i wydarzeń, zostać dziennikarzem. Masz jakiś plan B, wyjście awaryjne?
- Jeśli nie wyjdzie z dziennikarstwem, chciałabym robić coś na własną rękę. Jakaś firma, działalność, bo być zależnym całe życie od kogoś musi być niezwykle stresujące. A jak nie, to zagranica. Islandia na przykład. Tam mają fajne krajobrazy. Tak sobie pomyślałam, że by mi się tam podobało. Chociaż może trochę zimno.

- Setki studentów dziennikarstwa w całej Polsce. Jak chcesz z nimi wygrać? W czym jesteś lepsza od tych ambitnych i zdeterminowanych młodych ludzi? Masz coś, co cię wyróżni, jakiegoś asa w rękawie?
- Nie wyróżniam się niczym. Właściwie to nie chce mi się ścigać. Jak się uda, to super, ale zdaję sobie sprawę z tego, jaką mamy konkurencję. Nic nie wskazuje na to, bym miała się wybić ponad nich. Obserwuję swoich kolegów z roku i wypadam przy nich megablado. Pewnie przez lenistwo, ale właściwie to nie chce mi się myśleć dlaczego.

- Co z przegranymi? Szare myszy czy zwykły pech, brak szczęścia?
- Myszy. Przecież wygrywają najlepsi i niech wygrywają. Ja będę przegrana, bo zwykła ze mnie mysz. Bo jest tyle ciekawszych i mniej męczących czynności. I chyba zwyczajnie, po ludzku mam w dupie ten cały wyścig.

- Dwa lata studiów, paru nowych przyjaciół, miłości, doświadczeń. Ciężka ta dorosłość?
- Trochę. Ale miałam na tyle kochaną mamę, która nauczyła mnie gotować, prać i paru innych rzeczy. Myślę, że po drodze mi z mopem i garem. Mama zadbała, żebym nie siedziała w tym Opolu jak ostatnia niemota. I nie siedzę, dogadzam sobie różnymi pysznościami. Tu sobie zrobię jakieś ciastko, tutaj usmażę kawał mięcha. I nawet umiem po sobie posprzątać, co jest wielkim plusem. Studenci wiedzą, o czym mówię.

- Stereotyp studenta. Potwierdzasz czy będziesz się kłócić?
- Potwierdzam. Cieszą mordę nie wiadomo z czego i po co, nie chodzą na zajęcia i się, nieuki, nie uczą. Wiem po sobie, jak mama nie daje w dupę, żeby wyjść z wyra na uczelnię, to po co wychodzić?

- Przyjaźnisz się, jednocześnie rywalizując o swoje przyszłe miejsce w świecie. Jakie to uczucie?
- Normalne, czyli nic specjalnego się nie dzieje. Ja się nie ścigam, więc jestem superkoleżanka. Żadnych ukrytych celów i asów w rękawie. Wszyscy powinni mnie lubić, ale chyba to niemożliwe. Mama mi zawsze mówiła, że tak jest, bo jestem ładna dziewczynka. I się tego będę trzymać.

- Jak studenckie życie wpisuje się w oczekiwania maturzystki?
- Niczego nowego mi nie pokazali.

- Nie czujesz strachu przed przyszłością? Już teraz ciężko bez maminych rad, będzie coraz trudniej. Coraz więcej dylematów, ważnych decyzji, niektóre z nich zaważą na całym Twoim przyszłym życiu.
- Boję się. Każdy na pewno się boi, teraz tak trochę bawimy się w dorosłość, a przyjdzie czas, że będę musiała sama pomartwić się o rachunek za gaz. Już teraz mogę sama kierować swoim życiem i podejmować samodzielne decyzje, ale wciąż w oparciu o kapitał rodziców. To takie bardziej udawanie samodzielności.

Z Agatą Zawadzką rozmawia Ola Wiktor

- Nie potrafię pojąć jednego: dlaczego młoda studentka, zamiast korzystać z pełni życia, chodzić na imprezy - postanowiła podporządkować się jednej pasji, pracy w radiu.
- Nie jest powiedziane, że się nie bawię (śmiech), wręcz przeciwnie! Studiuję na II roku i jeszcze chwilę temu niczym zagubiona owieczka wylądowałam w nowym mieście, pośród nowych ludzi, na zupełnie nowych zasadach.

- Sugerujesz, że jeszcze dwa lata temu w oczach, z których bije blask odwagi, prześwitywała dezorientacja?
- Dokładnie tak. Dezorientacja, przerażenie, niepewność i strach. Bałam się. Bardzo się bałam, że na przykład po pierwszym semestrze okaże się, że dziennikarstwo to nie moja droga.

- Skoro nowe miasto i nowi ludzie, to z całą pewnością nieustające integracje studenckie! Więc gdzie czas na radio?!
- Jakiś czas temu uzmysłowiłam sobie, że mam predyspozycje do poznawania i przyciągania do siebie ludzi, z którymi przebywanie i rozmowa sprawiają mi frajdę. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale się dzieje… Każdy z nich jest inny. Każdy ma w sobie coś, co magnetyzuje, coś, co sprawia, że pojawia mi się błysk w oku, a usta mimowolnie rozciągają się do uśmiechu. W tym tkwi siła mojej pasji. Umiejętność skumulowania przyjemności z pracą. Kiedy padnięta z sił kładę się spać - czuję się spełniona, co nie znaczy, że zawsze jestem takim wytrzymałym twardzielem.

- Jesteś dziewczyną, z której emanuje ciepło i energia. Czy te cechy idą w parze z odwagą?
- Odwaga to duże słowo. Mam wrażenie, że w życiu jest wszystko ulotne. Czasami warto zrobić zarówno w sercu, jak i głowie porządek, wyznaczyć sobie cel. Bez celu daleko nie dojdziemy, bo w zasadzie nie będziemy wiedzieli, dokąd zmierzamy. Ja dokonałam pewnej segregacji, poszłam w stronę, która najcelniej odpowiadała wynikowi mojego życiowego rachunku prawdopodobieństwa.

- "Będzie to, co musi być, wsłuchaj się w pierwotny rytm" - zgadzasz się ze słowami Maryli Rodowicz?
- Wszystko w życiu jest potrzebne. To, co się dzieje, nie dzieje się bez przyczyny. Mierzymy się z pewnymi przeciwnościami, stawiamy czoło wyzwaniom. I to nas umacnia. Dojrzewamy do decyzji, podejmujemy walkę o siebie, często o innych. Ja już wiem, że jestem w odpowiednim miejscu. Wiem, że musiałam poznać ludzi, których poznałam.

- Jesteś na II roku dziennikarstwa. W zasadzie dopiero zaczęłaś swoją przygodę w Opolu. Co dalej?
- Mam swój ulubiony cytat Terry'ego Pratchetta: "Kłopot z życiem polega na tym, że nie ma okazji go przećwiczyć i od razu robi się to na poważnie". Człowiek rodzi się po to, by żyć, by realizować swoje plany, dążyć do wyznaczonego celu. Rozwijanie zainteresowań i pasji poszerza horyzonty, sprawia, że stajemy się silni, odkrywamy to, co nie odkryte, dociekamy tego, co wyjaśnione nie zostało. Podobnie jest z moim radiem.

- Radio Sygnały obudziło w tobie pasję?
- Odpowiem krótko: TAK! Nie wyobrażam sobie studiowania dziennikarstwa i ograniczania się wyłącznie do zajęć na uczelni. Na moim kierunku jest około 80 osób. Nie odkryję Ameryki, stwierdzając, że przecież wszyscy nie będziemy dziennikarzami, będą nimi ci, którzy mają najwięcej samozaparcia. Ja lubię być, a nie bywać; lubię robić coś, co prędzej czy później owocuje. Lubię poznawać nowych ludzi, lubię, gdy coś się dzieje, lubię adrenalinę, lubię się budzić z myślą, że dziś znowu dużo pracy… (śmiech)

- Jakie masz obawy, jeśli chodzi o dziennikarską, radiową przyszłość?
- Boję się przyszłości, w której będę zmuszona pogodzić pracę zawodową z życiem prywatnym, bo jest sprawą oczywistą, że kiedyś będę żoną i matką… No właśnie, tu pojawia się duży znak zapytania: czy jest to możliwe? Ale z nadzieją odpowiadam: tak!

- Masz 21 lat i już jesteś zapracowaną młodą kobietą. Nie boisz się, że przez tę pasję coś przegapisz po drodze?
- Z domu wyniosłam pewne wartości, dlatego mogę zapewnić, że woda sodowa nigdy nie uderzy mi do głowy. Kocham swoich bliskich, którzy wiernie mi kibicują, i mimo że mam te swoje ponad 20 lat, nadal jestem córką tatusia i godzinami wiszę na telefonie z mamą. Zdaję sobie sprawę, że w moim fachu najważniejszy jest zapał do pracy i tylko on umożliwi mi osiągnięcie celu, który sobie wyznaczyłam. Przecież nie chcę zdobywać szczytów już na początku swojej drogi, bo potem nie miałabym już do czego zmierzać.

- A twoje motto życiowe?
- Moje motto to słowa Jana Pawła II: "Wymagaj od siebie nawet wtedy, kiedy nikt by od ciebie nie wymagał". I tego się trzymam!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska