Obóz pracy zlokalizowany był Błotnicy Strzeleckiej przy torach kolejowych. Niemcy wybrali to miejsce nieprzypadkowo. W pobliżu biegnie linia kolejowa relacji Gliwice-Opole. Podczas II wojny światowej była ona wykorzystywana do transportu jeńców do obozu. Dziś w tej okolicy znajduje się wytwórnia pasz.
W styczniu 1945 roku sam obóz został przejęty przez Sowietów - osadzili oni tutaj okolicznych mieszkańców, którym "zarzucali" niemiecką narodowość i szykowali do przesiedlenia.
Obóz pracy w Błotnicy Strzeleckiej był największym takim miejscem w powiecie - mieścił kilkadziesiąt osób (inne, znacznie mniejsze, znajdowały się w Strzelcach, Mokrych Łanach, Suchych Łanach, Ligocie Dolnej i Zalesiu).
Na jego terenie stało kilka drewnianych baraków, które niegdyś służyły jako mieszkania dla emerytowanych kolejarzy. Jeńcy spali tutaj na drewnianych podłogach jeden koło drugiego. W jednym z baraków znajdowała się prowizoryczna ubikacja z belką i dziurą w podłodze.
Aresztowania zaczęły się w czerwcu 1945 roku. Każde zatrzymanie mieszkańców było starannie przygotowaną akcją. Najpierw powstawały listy osób wskazanych do przesiedlenia, a później do wsi zajeżdżały ciężarówki w obstawie funkcjonariuszy milicji obywatelskiej i urzędu bezpieczeństwa. Tak też wyglądało wysiedlenie w Szymiszowie, gdzie mundurowi wpadli 14 czerwca o 5.00 rano. Wyprowadzili kilkanaście osób z domów i przewieźli ich na zrujnowany strzelecki rynek. Tam w rogowej kamienicy (dziś stoi ona u zbiegu ulic Wojska Polskiego i Rynku) mieściła się siedziba Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, gdzie "przesłuchiwano" ludzi. Z racji brutalnych metod wyciągania informacji, mieszkańcy zwali to miejsce "katownią".
Oficjalnych protokołów z pracy urzędu nie ma. Z relacji starszych i nieżyjących już osób wiadomo, że więźniowie byli tam bici, a zeznania wymuszane siłą, a nawet torturami. Przesłuchania nierzadko przeciągały się przez wiele dni. Dla przykładu Elfriede Rieckhoff, została zwolniona z aresztu dopiero po 18 dniach. Sami więźniowie byli zmuszani do usuwania śladów brutalnych przesłuchań.
Tak wyglądał dokument zaświadczający o zwolnieniu z obozu pracy w Błotnicy Strzeleckiej. Ten należał do Anny Gawlik z Rozmierzy, która przepracowała w nim blisko dwa miesiące.
"Moja matka dostała się (do aresztu - dop. red.) przez karabin schowany na strychu. (...) Musiała sprzątać po wybrykach katów strzeleckich. Ze ścian zmywała krew, a nawet resztki kości" - relacjonował po latach syn Marcjanny Salzburg z Rozmierzy.
Całe przesłuchanie miało wykazać, jaki stosunek do Niemców mają zatrzymani. Za współpracę z NSDAP, SA lub SS groziło więzienia, a nawet kara śmierci. Osoby, które po prostu identyfikowały się z niemieckim narodem czekało natomiast przesiedlenie. Tacy ludzie, jako obywatele niepożądani, trafiali do obozu pracy w Błotnicy Strzeleckiej. Tam do czasu zorganizowania transportu kobiety były kierowane do przymusowej pracy w folwarkach, a mężczyźni do usuwania gruzów i wyburzania niemieckich pomników.
Jednym z największych, który runął w 1945 było mauzoleum niemieckich żołnierzy na Górze św. Anny.
Za cały dzień pracy więźniowi przysługiwał prowiant - na śniadanie było ok. 200 gram chleba, a po pracy zupa i kartofle. Czasami kobiety przynosiły z miejsca pracy dodatkowo buraki.
Warunki sanitarne były fatalne - brakowało bieżącej wody, a niedożywienie sprzyjało szerzeniu się chorób. W obozie panował dur brzuszny i tyfus.
Oficjalnie nie wiadomo, kto zginął w obozie. Według przekazów ustnych i ksiąg parafialnych w zmarł tam starszy mężczyzna, prawdopodobnie niemiecki żołnierz i Anna Morawiztka urodzona 1 września 1886 r. w Izbicku, żona kierownika szkoły w Szymiszowie.
Ofiar było znacznie więcej, jednak komendant Józef Kubicki (według innej pisowni miał na nazwisko Kubacki) znalazł sposób na to, by więźniowie nie umierali w niewoli. Gdy stan zdrowia był już na tyle fatalny, że nie rokował poprawy, osadzeni byli niespodziewanie zwalniani do domu. W takich przypadkach było najczęściej za późno na ratunek. Dla przykładu 36-letnia Maria Gaschin z Rozmierzy została przywieziona na wózku z wysoką gorączką. Zmarła niedługo po uwolnieniu w strzeleckim szpitalu.
Sam komendant słynął natomiast ze znęcania się nad więźniami. Gdy kobiety wracały z pracy osobiście kontrolował przy bramie, co wnoszą do obozu, a gdy znalazł jedzenie, było ono wyrzucane. Zdarzało się także, że w ramach kary zamykał więźniarki na noc w bunkrze. Był to swego rodzaju odwet za wszystkie krzywdy, które z kolei Niemcy wyrządzili Polakom.
Krewni osadzonych niemal każdego dnia przychodzili pod bramę obozu dowiadywać się, jak czują się ich bliski. Przynosili jedzenie, ubrania i środki do mycia. Najbardziej wartościowe rzeczy pracownicy zabierali dla siebie. Niektórzy przerzucali natomiast jedzenie przez wysoki płot.
Czasami "niepożądani" mieszkańcy przechodzili przez kilka obozów pracy albo przez więzienie. Tak było w przypadku rodziny Pauliny i Frantza Plachetków z Góry św. Anny, którzy zostali zatrzymani 15 czerwca 1945 roku. Ona trafiła z dziećmi do więzienia w Strzelcach. On do... chlewika, który na Górze św. Anny pełnił funkcję izby zatrzymań. Potem dołączył do rodziny w więzieniu, a następnie wszyscy przeszli przez obóz pracy w Błotnicy.
Rodzina Plachetków bardzo nie chciała stąd wyjeżdżać. Dzięki uporowi po miesiącu pobytu w niewoli, zostali wypuszczeni i udało im się nawet odzyskać dom.
Większość osadzonych była stąd jednak wywożona. Johann Zyllka z Mokrych Łanów został wywieziony np. na Daleki Wschód. Transport odbywał się w wagonach bydlęcych, a część osób zmarła po drodze z wycieńczenia. Zyllka pracował w Rosji do 1952 roku, po czym - z powodu ciężkiej choroby - został zwolniony z obowiązku pracy i przewieziony do Magdeburga. Stamtąd córka ściągnęła go z powrotem na Śląsk.
Szacuje się, że przez obóz pracy w Błotnicy Strzeleckiej przewinęło się ok. tysiąca osób.
Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą, znawcą lokalnej historii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?