Ochroniarz złapał złodzieja, teraz musi się ukrywać

Redakcja
Robert Milczarek: – Na kogo w tej sytuacji miałbym liczyć, jak nie na policję. A to właśnie ona mnie zawiodła.
Robert Milczarek: – Na kogo w tej sytuacji miałbym liczyć, jak nie na policję. A to właśnie ona mnie zawiodła. Paweł Stauffer
Ochroniarz z Opola przyłapał na kradzieży klienta w sklepie. Ten poprzysiągł mu zemstę, przydybał z kolegami na mieście, pobił i groził śmiercią.

Robert Milczarek w firmie ochroniarskiej ARGUS pracuje od grudnia. Na początku marca pełnił służbę w sklepie Biedronka przy ul. Wrocławskiej w Opolu.

- W pewnym momencie zauważyłem, że jakiś mężczyzna schował do kieszeni butelkę drogiego alkoholu i próbował wyjść z nim bez płacenia. Poprosiłem go, żeby wyjął z kieszeni to, co zabrał, ale on wmawiał mi, że coś mi się przywidziało. Nie odpuszczałem, a on stawał się coraz bardziej agresywny, groził, że mnie zabije, że poczeka, aż wyjdę z pracy, i wtedy mnie dopadnie - relacjonuje ochroniarz. - Razem z pracownikiem Biedronki wyprowadziliśmy go na zaplecze, żeby nie stresować ludzi w sklepie. Wtedy ten człowiek rozkręcił się na dobre. Zaczął mnie szarpać, uderzył w twarz, kiedy próbował to zrobić po raz drugi, zablokowałem go i rzuciłem na ziemię. Wywiązała się między nami szarpanina - opowiada.

Na pomoc została wezwana policja i grupa interwencyjna.

- Wartość skradzionego alkoholu nie przekraczała 250 zł, więc policja uznała, że to wykroczenie, a nie przestępstwo i ukarała go 500-złotowym mandatem - opowiada ochroniarz.

Na tym jednak jego kłopoty z krewkim złodziejem się nie skończyły.

- Kilka dni temu wypatrzył mnie w pobliżu Solarisa i znowu zaczął mi grozić, a później szarpać. Nie byłem wtedy na służbie, a on miał ze sobą trzech kolegów, którzy również zaczęli mnie bić.

Kiedy pan Rafał zorientował się, że z czterema napastnikami sobie nie poradzi, wbiegł do galerii i poprosił o pomoc ochroniarzy.

- Dwaj napastnicy wbiegli za mną i próbowali mnie powalić na ziemię. Kiedy pojawiła się odsiecz, odpuścili i zagrozili, że poczekają, aż wyjdę - wspomina. - Zadzwoniłem na policję, ale stwierdzili, że sam mam przyjść na komisariat i złożyć doniesienie o groźbach karalnych. Zostawili mnie zupełnie bez pomocy. Efekt był taki, że ochrona wyprowadzała mnie tylnym wyjściem, a przestępca śmiał mi się w twarz - mówi ochroniarz.

Robert Milczarek ma żal do stróżów prawa. Za to, że nie odpuścił złodziejowi, teraz ma same kłopoty i nikt nie chce mu pomóc.

Policja potwierdza, że dyżurny komendy miejskiej otrzymał zgłoszenie od opolanina, ale zapewnia, że nikogo bez pomocy nie zostawił.

- Dyżurny faktycznie zaproponował, żeby mężczyzna zgłosił się na komisariat i złożył zawiadomienie o groźbach, ale kiedy dzwoniący po raz drugi stwierdził, że się boi, to przełączył go do właściwego komisariatu, właśnie po to, żeby wysłać na miejsce patrol - mówi Jarosław Dryszcz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. - Później połączenie zostało zerwane i mężczyzna nie dzwonił do nas więcej. Gdyby zadzwonił, z pewnością pomoc by otrzymał - zapewnia.

Kiedy powstawał ten tekst, pan Robert otrzymał telefon z policji z prośbą, aby jak najszybciej złożył stosowne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Arkadij Z., z pochodzenia Ukrainiec, na stałe mieszkający w Opolu, który miał zastraszać ochroniarza, jest znany policji. - Był już wielokrotnie przyłapywany na drobnych kradzieżach, które są traktowane nie jak przestępstwo, ale jak wykroczenie - mówi Jarosław Dryszcz. - Policjanci wystąpili już do wojewody opolskiego o cofnięcie mu karty stałego pobytu - dodaje.

Jeśli tak się stanie, mężczyzna może zostać deportowany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska