Od pożyczki do pożyczki

Maria Szylska
Starali się budować jak najtaniej. Po latach okazało się, że dom wymaga ciągłych napraw i remontów.

A one kosztują.
Dom leży w zaciszu na końcu ulicy. Z jego okien rozpościera się widok na jesienne pola i las. Państwo Dolińscy budowali go sześć lat. To, że w ogóle powstał, uważają za swoisty cud. Kiedy przystępowali do budowy, nie mieli ani grosza oszczędności. Pożyczka goniła więc pożyczkę - z kasy zapomogowej, od znajomych, rodziny, z banku. Z tego ostatniego kredytu szybko się wycofali, gdy na początku lat dziewięćdziesiątych zaczęła szaleć inflacja.
- Kolega Jurka namówił go, by kupił obok niego działkę budowlaną. Cena była okazyjna, więc skorzystaliśmy. Przez kilka lat nic się na parceli nie działo, bo też na nic nie było nas stać. Na działkę chodziliśmy w ramach spacerów i polepszenia sobie nastroju, że jednak coś mamy na własność - mówi pani Ola Dolińska.

Projekt domu przyszli inwestorzy kupili typowy. Początek budowy zbiegł się z najgłębszym kryzysem na rynku budowlanym - brakowało wszystkiego, materiałów, fachowców, a im jeszcze dodatkowo pieniędzy. Dachówka cementowa została okazyjnie odkupiona od RSP. Potem okazało się, że nasiąka wodą, więc teraz właścicieli czeka wymiana dachu. Okna wytrzymały cztery lata. Przy każdej ulewie spod parapetu ściekała woda. Też trzeba było je wymienić. Drewno na podłogi - choć suszone przez dwa lata - okazało się felerne. Chcą więc je zamienić na panele.
- W naszym przypadku sprawdziła się zasada, że biedny płaci dwa razy. Gdybyśmy dysponowali większymi zasobami finansowymi, udałoby się uniknąć tych błędów. Dom służyłby przez długie lata, bez potrzeby ciągłych napraw, wymian i remontów - nie kryje pan Jerzy.

Mimo tych uciążliwości - mają one jedną zaletę, że właścicieli zmuszają do nieustannego ruchu - mieszka się wygodnie. Dom jest przytulny, każdy, kto przekroczy jego próg, czuje się swojsko. W dużej kuchni pan domu umieścił wygodne, stare fotele i z nich najczęściej ogląda telewizor. Z sąsiedniego pokoju dziennego korzysta się sporadycznie, bo i goście i domownicy wolą atmosferę kuchni. Na pięterku znalazło się miejsce na trzy położone pod skosem, wygodne sypialnie.

Pani domu, choć od niedawna na emeryturze, na nadmiar czasu nie narzeka. Jej mąż mówi z humorem, że ma naturę kury, która ciągle grzebałaby w ziemi. Efekty tego grzebania widać na każdym kroku - nawet w jesiennym ogrodzie. Dziesiątki oryginalnych roślin. Większość własnoręcznie ukorzenionych, skarlonych. Wszystkie iglaki pochodzą z własnych szczepek. Sąsiedzi zaglądają na Dolińskich podwórko i proszą o radę, o jakąś sadzonkę.
Pomysł na ogrodzenie też jest autorstwa pani Oli. - Nie chciałam nic pompatycznego, rzeźbionego w żelazie. Uważałam, ze najlepszym ogrodzeniem będzie płot prosty, nawiązujący charakterem do domu, do otoczenia.
Łupki zwiezione zostały z Jarnołtówka, słupki z nich zbudowane wykonała firma z Prudnika. Jest, jak planowała właścicielka, skromnie, w zgodzie z otoczeniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska