Odlot na syropku. Jak narkotyzuje się młodzież

Redakcja
Marcelina z Opola brała coś, co koledzy nazywali "białkiem". Tylko tyle wiedziała o środku, jaki połknęła. Skończyło się na lekkim odlocie i silnym zatruciu. Miała szczęście, że przeżyła, bo wzięła "tylko" kilka sztuk.

Lekarze i specjaliści od zwalczania uzależnień nie mają wątpliwości: restrykcyjne i zdecydowane ucięcie handlu dopalaczami przyniosło pozytywne efekty, bo teraz dopalacz to nie jest - tak jak jeszcze pół roku temu - coś na kształt towaru łatwo dostępnego w sklepie: wystarczy przyjść, zapłacić i zażyć.

- Dzieci i młodych ludzi z objawami zatrucia po dopalaczach, które znaliśmy jeszcze z drugiej połowy ubiegłego roku - praktycznie nie mamy - mówi Anna Klinwechter, ordynator oddziału psychiatrycznego dzieci w Wojewódzkim Specjalistycznym Zespole Neuropsychiatrycznym. Ale to nie znaczy, że młodzi są czyści. Ci, którzy zasmakowali w dopalaczach, a nie mają teraz do nich dostępu, sięgają po leki i alkohol. Robią sobie z tych składników koktajle doprawiane napojami energetycznymi, bo - jak wynika z badań - około 70 proc. nastolatków pije energy-drinki niczym niemowlak mleko matki.

- Szlagierem są teraz leki przeciwkaszlowe. Średnio raz w miesiącu trafia do nas dziecko po przedawkowaniu - mówi dr Janusz Zaryczański, ordynator pediatrii w opolskim WCM-ie. - To są dzieci, gimnazjaliści, łykają po 40 tabletek.
Niektórzy eksperymentują też z popularnymi lekami przeciwgorączkowymi, które w przypadku przedawkowania mają silne działanie toksyczne. Mogą zagrozić życiu. - Ostatnio mieliśmy dziewczynę, która łyknęła dwadzieścia takich tabletek. - dodaje lekarz.

Tanie jak "białko"
Po pigułkach, syropku i drinku z powerem byłam na orbicie. Nie umywa się wprawdzie do znaczków (tak nazywano niektóre z dopalaczy), ale zawsze to coś - relacjonuje "Mary" na jednym z portali.

- Dzieci często nie wiedzą, co łykały. Tak było z tą dziewczyną, co to przyjęła "białko". Nie wiedziała, jakie leki wzięła, jak wyglądało opakowanie, skąd pochodziły... Lekarze nie znali więc składu chemicznego przedawkowanego leku, co było bardzo niebezpieczne. W takich przypadkach pozostaje więc pacjentkę płukać niczym pranie - dodaje Anna Kleinwechter.

Małolaty sięgają po medykamenty łatwo dostępne, którymi leczy się uporczywy kaszel (nie podajemy nazw, choć praktycznie nie są one tajemnicą, a na forach internetowych odmienia się je przez wszystkie przypadki). To syropy i pigułki.
- Z wywiadów, jakie robię z młodymi pacjentami, wynika, że często sami kupują te leki w aptekach - dodaje ordynator. - To polski paradoks, że nieletnim nie sprzedaje się papierosów ani alkoholu, ale leki - już tak.

Te specyfiki są bardzo tanie (jeden z nich kosztuje 5-6 zł). W dawkach leczniczych działają kojąco, blokując receptory odruchu kaszlowego. Zawierają substancje, które występują w narkotykach i w dużych ilościach działają jak opium, powodują halucynacje. Wystarczy, jak młody człowiek łyknie 10 sztuk, a już lek działa jak narkotyk. Rekordziści biorą minimum cztery razy więcej tabletek.

W ulotce informacyjnej o skutkach przedawkowania lekarstwa czytamy. "Mogą wystąpić: pobudzenie, zaburzenia świadomości, stan dezorientacji".

- Przy dużych dawkach może dojść do stanów euforycznych albo do luki w pamięci, zdarzają się halucynacje i to wcale nie przyjemne. To nawet dobrze, bo takie dramatyczne przeżycia zniechęcają dzieci do ponownych eksperymentów - uściśla Anna Kleinwechter - Poważne są objawy sercowo-naczyniowe. Skokowe podwyższenie ciśnienia, przyśpieszone bicie serca. Tylko dlatego, że młody organizm nie jest predysponowany do zawału - takie objawy nie oznaczają zatrzymania akcji serca. Ale utrata przytomności zdarza się bardzo często.
Z internetu: Ucieszył nas tekst na ulotce: przy wyraźnym przedawkowaniu mogą wystąpić: pobudzenie psychoruchowe z halucynacjami słuchowymi i wzrokowymi. Wziąłem 10 tabletek, kumpel 20.

Przyszłość pokaże
Wystąpienie pozostałych objawów przyjmowania ogromnych ilości leków, zarówno ze strony układu pokarmowego, jak i krążenia - to kwestia przyszłości. Efekty pojawią się za kilkanaście lat - wysiąść może serce, żołądek, wątroba... Wiedzą coś na ten temat osoby, które cieszyły się dopalaczami, gdy te jeszcze można było legalnie kupić w sklepach "kolekcjonerskich".

- Bywa, że mają omamy, a nawet manie prześladowcze - mówi Mieczysława Kwolek-Pawełczak ze Stowarzyszenia na Rzecz Ludzi Uzależnionych "To człowiek".
Dopalacze zniknęły z rynku z dnia na dzień, ale objawy destrukcji psychicznej u tych, którzy je stosowali, pozostaną na lata i wymagają specjalistycznych terapii.
Pikawka galopowała, krzesło uniosło się nad dechami. A potem to już nic nie pamiętam. Dobrze, że łykałem w piątek, to w sobotę mogłem w wyrku kimać do południa bez żadnych podejrzeń - to wpis internatuty.

O efektach zdrowotnych, które objawią się za kilkanaście lat - żaden z małolatów łykających leki zamiast dopalaczy - teraz nie myśli. Liczą się barwne opowieści o tym, jak było na haju, którymi można zaimponować innym i zorganizować grupkę kolejnych dzieciaków chętnych do odlotu, najlepiej na pigułkowym party.

- Często tak to działa: grupa gimnazjalistów dowodzona jest przez zwykle najstarszego wśród nich lidera. Na jego życzenie zbierają odpowiednio dużą ilość leku - wynosząc z domów, kupując. Następnie spotykają się na zabawie, nawet na ogródkach działkowych. I łykają. Często takie sytuacje zdarzają się też w ośrodkach opiekuńczo-wychowawczych. Ale dzieci z tak zwanych dobrych domów też mają takie eksperymenty za sobą - mówi lekarka.

- Te opowieści bywają przesadzone, więc dzieci, w poszukiwaniu wrażeń, o których wcześniej słyszały, ponawiają doświadczenia z lekarstwami, zwiększając ich dawkę. Dobra jest każda okazja, a już szczególnie dzień wagarowicza czy pierwszy dzień wakacji... - dodaje Dominika Mart, psycholog z opolskiego WCM.
Czy opiekunowie lub rodzice mają szansę zauważyć, że dzieciak jest na haju?

Jeśli nie są świadkami omdlenia czy nagłego ataku histerii lub agresji - raczej nie.
- Pozostałe objawy to lekkie zaczerwienie twarzy i lekko rozszerzone źrenice - mówi ordynator Kleinwechter. - Z rozmów, jakie przeprowadzam z młodymi pacjentami, często dowiaduję się, że brali nie raz, nie dwa, nie trzy... I nikt nic nie zauważył.

Gdy już rodzice dowiadują się, że ich dzieciak łyka leki, to słyszą, że... to miała być próba samobójcza. Bo świat nie rozumie, zbyt dużo wymaga, za mało daje w zamian.

Inna "maryśka"
- Dobrze, że sklepy z dopalaczami zostały zamknięte - mówi Mieczysława Kwolek-Pawełczak. - Jednak nie jest prawdą, że dopalacze zniknęły z rynku. Przeszły do drugiego obiegu i można cały czas kupić je na portalach, a większe rarytasy u dilera.

Nie ma w stu procentach skutecznego systemu zakazów, który mógłby powstrzymać ludzi przed zażywaniem szkodzących im substancji. Pani Mieczysława dużo jeździ po Opolszczyźnie, odwiedza szkoły, rozmawia z młodzieżą. Po zamknięciu smart-shopów od uczniów jednej ze szkół w Brzegu usłyszała: - Teraz towar można kupić z samochodu!

I faktycznie, takie auto zajeżdżało w okolice parków, niedaleko szkół.
- Policja zrobiła z tym porządek - mówi. - Ale nie łudźmy się - wszystkich zapasów dopalaczy nie zlikwidowano. Towar wciąż jest do kupienia, tyle że za wyższe, bo czarnorynkowe ceny.
Zażywanie dopalaczy stało się w oczach młodych ludzi bardziej elitarne, gdyż jest zakazane. - Ci, co wciąż chcą brać - będą brali. Prowadzący kolekcje nie rozpłynęli się w powietrzu, nie wyemigrowali na Kubę, nie zapisali się do związków filatelistycznych - oni wciąż chcą zarabiać - mówi Mariusz, student politechniki.
Jeszcze w maju kupował tajfuny - dokładnie te same, w które wcześniej zaopatrywał się w sklepach przy ul. Ozimskiej, Wrocławskiej, na ZWM-ie w Opolu. Poza tym dogadzał sobie modyfikowanym mefedronem o silnie halucynogennym działaniu.

- Narkotyki na początku mogą być przyjemne: serotonina płynie w organizmie szerokim strumieniem, nie trzeba spać, aby być wciąż na najwyższych obrotach- mówi Kwolek-Pawełczak. - Szybko przychodzi uzależnienie. I wtedy to już bardzo trudno się uratować.

Marcin stara się wyjść z nałogu, jedzie do ośrodka zamkniętego na odwyk. Wróci za rok, może później. Planuje powrót na studia (wziął dziekankę), do rodziców i siostry.

Anna Kleinwechter zauważa, że w światku narkotykowym - tak jak w życiu - nie ma próżni: - Wciąż pojawiają się nowe środki, podobne do poprzednich, lekko zmodyfikowane.

W internecie oferowany jest np. metylon - psychoaktywna substancji o działaniu euforycznym, uważana za substytut ecstasy. A także "mefedron modyfikowany" - silnie uzależniający. Ponoć towar pochodzi z Holandii, ale jest też i z Chin, Tajlandii,

Specjaliści nie wykluczają także, że czeka nas wielki boom na marihuanę, a plantacje zioła będą coraz częstsze.

- To bardzo niebezpieczne - zwraca uwagę Mieczysława Kwolek-Pawełczak. - Bo współczesna marihuana to nie ta sama, którą uprawiano dwadzieścia lat temu w Bieszczadach. Ona ma o wiele wyższą zawartość THC, czyli substancji psychoaktywnej. Ta bieszczadzka trawa miała kilka procent, współczesna - nawet czterdzieści. Można ją porównać z haszyszem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska