Odra Opole sama się nie podniesie

fot. Mariusz Matkowski
Miny opolskich piłkarzy i trenerów mówią wszystko, od lewej stoją: Artur Monasterski, Mateusz Jaskólski, Marek Tracz, Grzegorz Świerczek (trener bramkarzy), Grzegorz Bryłka (II trener).
Miny opolskich piłkarzy i trenerów mówią wszystko, od lewej stoją: Artur Monasterski, Mateusz Jaskólski, Marek Tracz, Grzegorz Świerczek (trener bramkarzy), Grzegorz Bryłka (II trener). fot. Mariusz Matkowski
W kasie I-ligowca z Opola nie ma pieniędzy, zarząd klubu jest szczątkowy, a biznesmeni szerokim łukiem omijają stadion przy ul. Oleskiej.

Problemy Odry nie powstały w ostatnich miesiącach. Są takie same od blisko 10 lat: brakuje pieniędzy, zmieniają się władze klubu, trenerzy i piłkarze. Do tego ciągnie się "smród" po aferze korupcyjnej z sezonu 2000/01. Wówczas prezes Ryszard Niedziela, chcąc wprowadzić Odrę do ekstraklasy, masowo kupował mecze.

Od tych 10 lat przyglądam się dokładniej sytuacji w Odrze. Momentów kryzysowych w tym czasie było kilka, ale z całą stanowczością mogę stwierdzić, że nigdy nie było tak źle jak obecnie. Za tę sytuację odpowiadają wszyscy, którzy działali w tym klubie w ostatniej dekadzie. Nie ma sensu teraz rozwodzić się, kto jest bardziej winien, kto mniej, bo jakie to ma znaczenie w obecnej sytuacji?

Wcześniej ratowano się sprzedażą majątku. Klub zbył należące do niego boisko treningowe w dzielnicy Grudzice, potem budynek mieszkalny przy stadionie. Od kilku miesięcy stara się sprzedać grunt w Zakrzowie, by wyjść na zero. Kontrahent, który podpisał nawet akt notarialny wykiwał jednak działaczy Odry, którzy mu naiwnie wierzyli.
Z organizacją klubu od 10 lat było źle, ale ta obecna to prawdziwy dramat. Oprócz piłkarzy i trenerów zatrudnia on dwie osoby: sekretarkę i dyrektora Leszka Wróblewskiego (ze względu na kłopoty klubu nie pobiera pensji).

Grupa sympatyków klubu przygotowała ciekawy plan marketingowy oparty na pozyskiwaniu pieniędzy od małych firm. Jednak żeby go wprowadzić w życie na start potrzeba około 10 tys. zł (opłacenie człowieka, który by się tym zajmował, koszt gadżetów, telefonów, rachunków za benzynę). Tych jednak nie ma.

Dziś władze Odry stanowią tylko: prezes Andrzej Dusiński i dyrektor Wróblewski. Ich działania w kryzysowej sytuacji przypominają szamotanie się ryby w sieci. Nie ma pieniędzy więc i nic im nie wychodzi.

Po stronie plusów można im zapisać to, że klub jeszcze trwa, a w zasadzie wegetuje, bo odchodzą kolejni zawodnicy. Przez cztery miesiące próbowali sprzedać działkę w dzielnicy Zakrzów i nic z tego nie wyszło. Nie udało się im też pozyskać żadnego znaczącego sponsora, który mógłby pomóc.
Dlaczego biznes omija Odrę?

- Główny powód to zła opinia ciągnąca się za klubem od wielu lat - wyjaśnia były prezes Odry Guido Vreuls. - Pomijam korupcję, w którą klub był zamieszany, choć to też oczywiście nie pomagało. Jeździłem, także z piłkarzami, do potencjalnych sponsorów i rozmowa najczęściej kończyła się szybko. Panowie z Odry? To najpierw oddajcie nam pieniądze, które jesteście winni. Takie głosy słyszeliśmy. Sprawy dotyczyły zaległości sprzed wielu lat, ale trudno było nie zrozumieć biznesmenów.

O podejściu biznesu i jego niechęci niech świadczy również fakt, że przed kilkunastoma tygodniami władze Odry wysłały zaproszenia do około 80 liczących się firm z Opola i województwa w regionie, by zapoznać ich przedstawicieli z problemami i prosić o pomoc. Przybyli przedstawiciele zaledwie trzech. Inna sprawa, że do firm należy jeździć osobiście, kiedy wyrzucają drzwiami, to wchodzić oknem. Tyle, że nie ma kto tego robić.

Przedstawicielom biznesu nie ma się co dziwić, bo przecież klub ma permanentnie długi. Możemy je tylko szacować. Według materiałów jakie przekazał nto były prezes klubu Guido Vreuls na koniec 2005 roku było to około 700 tys. zł. Rok później 964 tys. zł. Na koniec 2007 roku prawie 1,5 mln zł. Według raportu przekazanego przez obecne władze klubu prezydentowi Opola Ryszardowi Zembaczyńskiemu zobowiązania na koniec 2008 roku wynosiły około 1,7 mln zł. Należy jednak wątpić w tę sumę, skoro od ponad pół roku klub nie wypłacił zawodnikom nawet połowy należnych im pieniędzy.
Skąd się wzięły kłopoty i stale rosnący dług? Główny powód był taki, że kolejne władze konstruowały budżet na wirtualnych pieniądzach (obietnice ze strony sponsorów i samorządów często nie pokrywały się później z rzeczywistymi wpływami do kasy). W oparciu o taką kasę budowano drużynę i podpisywano kontrakty z zawodnikami. Tak było również pół roku temu, kiedy władze sprawował już nowy zarząd.

Zbyt wysokie kontrakty doprowadziły do nakręcania spirali długów, zwłaszcza w 2007 roku. W październiku tego roku prezes Vreuls przyznał, że na wypłaty dla piłkarzy i trenerów drużyny seniorów klub wydawał 120 tys. zł miesięcznie netto.

W skali roku kwota brutto wynosiła około 2,2 mln zł. A gdzie inne potrzeby klubu?
Spośród 20 nowych zawodników zatrudnionych w 2007 i na początku 2008 roku do dziś pozostało tylko dwóch: bramkarz Jakub Bella i brazylijski obrońca Filipe. Pozostali odeszli, a klub nie zarobił na nich ani złotówki.

To też pokazuje jak fatalnie jest prowadzona polityka kadrowa. W Odrze ostatnim sprzedanym zawodnikiem do lepszego klubu był w 2003 roku Marcin Lachowski. Co jakiś czas do kasy wpadały jedynie drobne sumy za piłkarzy, którzy szli do zespołów z niższych lig. Koszty ich wyszkolenia były jednak większe niż uzyskane pieniądze. Co bardzo smutne od pięciu lat do podstawowej jedenastki Odry nie przebił się żaden z zawodników wychodzących z drużyny juniorów.

Klub nie zarabia też podczas meczów. Jesienią tylko raz wpływy z biletów były nieznacznie wyższe niż koszt organizacji imprezy.
W tym organizacyjnym marazmie pod względem sportowym nie było najgorzej, bo piłkarze realizowali zadania jakie im stawiano.
Klub jest też przedmiotem rozgrywek politycznych. Od kilku miesięcy trwa wymiana "uprzejmości" między rządzącą w Opolu PO, a radnymi opozycji.

Władze miasta nie pomagają na tyle, na ile by pewnie mogły. Fatalne jest podejście prezydenta Zembaczyńskiego do sportu w Opolu jako całości (brak lobbingu, doraźne przekazywanie pieniędzy klubom, które starczają im tylko na przeżycie). Z drugiej strony, gdyby nie pieniądze z budżetu miejskiego Odry już by nie było, albo spadłaby w futbolową otchłań.

Władze miasta nie są winne sytuacji w jakiej znalazła się Odra. Jednak tylko one mogą - poprzez pieniądze z budżetu miejskiego oraz własne działanie - uratować klub i wprowadzić do niego normalność: jawność wydatków i przychodów oraz ich rygorystyczną kontrolę, klimat do pozyskiwania sponsorów i jasną politykę informacyjną dla kibiców.

Odra ma tysiące kibiców, serce im pęka, ale nawet oni są podzieleni. Nie brak głosów, żeby wszystko "zaorać" i zacząć od nowa w niższej lidze. Po szumie medialnym jaki powstał władze miasta rozważają podobno możliwość pomocy klubowi. Problem w tym, że wielu mieszkańców Opola jest przeciwnych dotowaniu piłkarzy i nawet jeśli działania (na razie można je traktować jako spekulacje) zostaną podjęte, to spotkają się z krytyką wielu osób.

Odra jest symbolem Opola, ma piękną tradycję i historię. Historię trzeba jednak tworzyć, a nie nią żyć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska