Oznacza to, że jeśli Kowalski zapłacił fiskusowi niesłusznie naliczony podatek, to urząd skarbowy musi oddać mu nie tylko zapłaconą kwotę powiększoną o odsetki, ale wyrównać także szkody, które Kowalski poniósł z tego powodu.
Szkody mogą być olbrzymie: w maju opisywaliśmy przypadek Ryszarda K. z Opola, któremu kontrolerzy wyliczyli zaległość podatkową wysokości 4 mln zł. Przeniósł firmę do Katowic, a decyzję zaskarżył do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Jeśli NSA przyzna mu racje, teraz będzie mógł zażądać wyrównania strat, jakie poniósł z powodu zmniejszenia zysków. Ta kwota może być nawet dwukrotnie wyższa od zapłaconej zaległości. W skali kraju odszkodowania mogłyby iść w miliardy złotych.
Mogłyby, gdyby wszyscy poszkodowani zaskarżali złe decyzje urzędników.
- Nie obawiamy się, że budżet państwa poniesie z tego tytułu znaczący uszczerbek - zapewnia Wiktor Krzyżanowski, rzecznik prasowy Ministerstwa Finansów. - Odsetek niesłusznych decyzji urzędów skarbowych jest śladowy wobec wszystkich podjętych decyzji. Jest to może odsetek bliski promila. Nie będzie więc masowych wypłat odszkodowań.
To prawda, że tylko nieliczni poszkodowani zaskarżają do NSA decyzje aparatu skarbowego. Gdyby zrobili to wszyscy, państwo by zbankrutowało. W ubiegłym roku wartość samych tylko odsetek od niesłusznie pobranych należności, które musiała wypłacić podatnikom opolska skarbówka, wyniosła 8 milionów zł. W całym kraju zwrócone odsetki wyniosły 300 mln.
Dla przypomnienia: w 2002 roku do NSA wpłynęło 67,5 tys. skarg na działania urzędników - od dotyczących wydania koncesji, decyzji podatkowych i celnych oraz świadczeń z ZUS po sprawy patentowe i geodezyjne. W 29,5 proc. spraw NSA uwzględnił skargi obywateli. Z tych, które dotyczyły urzędów skarbowych, za wadliwe uznano 28,2 proc. Na Opolszczyźnie odsetek ten wyniósł 38,2 proc.
Zaskarżone decyzje urzędników to tylko czubek góry lodowej ludzkiej krzywdy, tragedii, bankructw, a nawet samobójstw. Większość obywateli nie dochodzi swoich praw w sądzie. "Gazeta Prawna" przeprowadziła w ubiegłym tygodniu sondę w 41 sądach okręgowych, pytając, czy w tych sądach, a także w sądach niższych instancji funkcjonujących na terenie ich działalności, były w ostatnich trzech latach prowadzone sprawy przeciwko funkcjonariuszom państwowym, a zwłaszcza funkcjonariuszom organów podatkowych i skarbowych na podstawie art. 417 k.c.
Uzyskane przez "GP" informacje wskazują, że spraw takich jest niewiele. W ogóle ich nie było np. w sądach okręgowych w Toruniu, Krakowie, Jeleniej Górze, Koninie.
- Złożenie takiego pozwu jest równoznaczne z tym, że zadarło się ze skarbówką - mówi Andrzej Cieślik, przedsiębiorca z Brzegu, założyciel Stowarzyszenia Osób Poszkodowanych przez Organy Administracji Państwowej oraz ZUS. - A wtedy na podatnika sypie się grad kontroli. Znam takie sytuacje, gdy podatnik wygrał w jednej sprawie, a urzędnicy zniszczyli go innymi kontrolami. Ludzie boją się składać skargi do NSA na aparat skarbowy, bo to może źle się dla nich skończyć. Już nie wspomnę o tym, że na rozstrzygnięcie trzeba czekać po kilka lat. Tylko kamikadze decydują się na taki krok.
Kamikadze jest właśnie Cieślik, który zapowiada, że upomni się u brzeskiej skarbówki o 2 miliony złotych. - Na tyle szacuję utracone dochody i zmniejszenie wartości majątku swojej firmy z powodu złamania prawa przez brzeskich urzędników - twierdzi brzeski przedsiębiorca.
Jak dodaje, nie ma szans na to, że pokrzywdzeni zaczną masowo egzekwować od państwa wysokie odszkodowania. Nielicznym wystarcza na to pieniędzy i odwagi. Podatnicy boją się aparatu skarbowego jak ognia, bo ten może robić z nimi, co chce.
Poszkodowani twierdzą, że istota nadużyć urzędników leży w tym, że są oni całkowicie bezkarni. Co więcej, do nieprawnych działań skłania ich system motywacji: są premiowani za ściąganie "dodatkowych wpływów podatkowych". Dodatkowe wpływy uzyskuje się z kontroli, podczas których urzędnik szuka u podatnika dziury w całym, wykorzystując mętne prawo (co urząd to inna interpretacja tego samego przepisu). Niesłusznie ściągnięte należności doprowadzają wielu podatników do ruiny. Przedsiębiorcy uważają, że tę patologię mogłaby wyrugować z naszego życia możliwość pociągania urzędników do odpowiedzialności cywilnej. Jest to niemożliwe. Jeśli pomyłka urzędnika kosztuje miliony, to pieniądze zwraca poszkodowanemu budżet państwa, czyli my wszyscy.
- Urzędnik działa w imieniu urzędu, a nie swoim własnym - wyjaśnia Stanisław Wileński, rzecznik prasowy Rzecznika Praw Obywatelskich. - Obywatel może więc skarżyć organ państwowy, a nie jego pracownika.
Andrzej Cieślik twierdzi, że są inne, skuteczniejsze i prostsze sposoby wyeliminowania urzędniczej samowoli, niż ciąganie urzędników po sądach. Według niego wystarczyłoby wprowadzić w aparacie skarbowym zasadę, że urzędnik, który ma na swoim koncie np. 10 procent wadliwych decyzji, wylatuje z pracy. Ten mechanizm skutecznie zniechęcałby do nadużyć i samowoli.
Orzeczenie TK ma zastosowanie do szkód powstałych od 17 października 1997 roku, czyli po wejściu w życie obecnie obowiązującej konstytucji.