Jeszcze w zeszłym roku pani Karolina mieszkała w dużym 60-metrowym mieszkaniu w kamienicy przy ulicy Ozimskiej. Przydział na nie dostała od miasta w 1988 roku. Kilka lat temu budynek przejął jednak prywatny właściciel. Wtedy zaczęły się problemy.
- Mieszkanie na Ozimskiej było duże i wygodne, ale coraz trudniejsze w utrzymaniu. Drogie było ogrzewanie, bo to stare budownictwo, a poza tym właściciel coraz bardziej podwyższał czynsz - opowiada Zenon Szczęch, syn pani Karoliny. - Mama ma 76 lat i choruje. Z trudem chodzi - dodaje.
Próby zamiany mieszkania za pośrednictwem urzędu na mniejsze nie powiodły się, bo lokal nie był własnością pani Szczęch. Gmina nie przydzieliła jej innego mieszkania, bo staruszka się do tego nie kwalifikowała - miała przecież gdzie mieszkać. Ostatecznie w zeszłym roku pani Karolina opuściła za radą urzędników mieszkanie na Ozimskiej. Zamieszkała z dwoma dorosłymi synami w 15-metrowym pokoju z kuchnią przy ulicy Waryńskiego.
Za 40 tys. zł kupił je jeden z braci. Przeznaczył na nie 20 tys. zł odstępnego za mieszkanie zostawione na Ozimskiej i kredyt bankowy. Synowie na zmianę opiekują się tam staruszką. W ciemnym korytarzu stoi kuchenka gazowa i lodówka. Wąskie przejście prowadzi do niewielkiego pokoju.
Dla osoby poruszającej się o kulach takie warunki to prawdziwa mordęga. W zeszłym roku dawny dom Szczęchów na ulicy Ozimskiej kolejny raz zmienił właściciela. Teraz jest tam szkoła języków obcych.
Pani Karolina i jej najbliżsi mają żal do urzędników, którzy radzili pozbyć się mieszkania, a potem starać o lokal miejski.
- Już kilka razy składaliśmy wniosek o przydział mieszkania, za każdym razem był on odrzucany, bo nie spełniamy warunków - na jedną osobę przypada więcej niż pięć metrów kwadratowych - żali się staruszka.
- Przez lata remontowałam tamto mieszkanie, pożyczałam pieniądze, żeby zrobić podłogi i elektrykę, a teraz mieszkam w takich warunkach. Jestem inwalidką I grupy, po zawale i udarze mózgu. Już nie mam siły dalej tak żyć - płacze pani Karolina.
- Takie są przepisy - tłumaczy Zofia Lachowicz, naczelnik wydziału lokalowego. - Na mieszkanie od miasta czekają ludzie, którzy w ogóle nie mają gdzie mieszkać. O tym, że pani Szczęch nie kwalifikuje się do tego, zdecydowała społeczna komisja mieszkaniowa. W urzędzie nikt nigdy nie obiecywał jej, że dostanie mieszkanie.
Rodzina pani Karoliny już rok temu znalazła pustostan w bloku obok starej kamienicy. Lokum jest małe i wymaga remontu, ale niedaleko mieszka córka pani Karoliny, która mogłaby się nią zaopiekować. Urząd przygotowuje to mieszkanie do przetargu.
- Gdybym tego nie zgłosił, w ogóle by nie wiedzieli, że ono stoi puste - denerwuje się pan Zenon. - A jeśli będzie przetarg, to co z tego? Nie będzie nas na nie stać. Liczyliśmy na przydział mieszkania, a nie przetarg. To nieludzkie - kończy z żalem.