Ognisko zapalne

Witold Żurawicki
Matkom, które przyszły na sesję Rady Miejskiej w Dobrodzieniu, obiecano, że przedszkole w Ligocie Dobrodzieńskiej w tym roku nie zostanie zamknięte.

To już drugi w ostatnich latach protest rodziców z Ligoty. Przed dwoma laty sprzeciwiali się likwidacji szkoły podstawowej - ostatecznie jednak batalię przegrali. Teraz walczą o utrzymanie ogniska przedszkolnego.
- Idziemy do magistratu, żeby radni wiedzieli, że zlikwidować przedszkola nie damy tak łatwo jak szkoły - zapowiedział Józef Brzezina z Makowczyc, który wraz z kilkunastoma matkami pojawił się na piątkowej sesji Rady Miejskiej.
Do przedszkola chodzi jeden z jego wnuków. Jest jednym z 24 dzieci z kilku okolicznych wiosek. Matki sprzeciwiają się przeniesieniu dzieci do Myśliny, gdyż miałyby tam utrudniony dojazd. Poza tym twierdzą, że wiek przedszkolny osiągnie niedługo znacznie więcej dzieci i placówka w Ligocie się zapełni. O spotkanie z radnymi zabiegały od kilku miesięcy.
Jak podkreśla Kornelia Sitarek, przewodnicząca Rady Rodziców przedszkola w Ligocie Dobrodzieńskiej, wokół likwidacji placówki narosło wiele nieporozumień między rodzicami a zarządem gminy.

- Szkoda tylko, że na zaproszenie na sesję musieliśmy czekać trzy miesiące - mówi Sitarek.
W Ligocie Dobrodzieńskiej podstawówka i ognisko przedszkolne zajmowały jeden budynek. Po likwidacji szkoły władze gminy przedłużyły żywot przedszkola do czerwca 2001 roku. We wrześniu zeszłego roku na kolejnym zebraniu z rodzicami władza przedstawiła propozycje udziału rodziców w utrzymaniu placówki. Jednak po namyśle rodzice nie zgodzili się na łożenie większych sum na dzieci. Uzasadniali to tym, że w innych przedszkolach w gminie takich opłat nie ma. Jednocześnie zadeklarowali, że sami dokonają wszelkich drobnych remontów.
Jednak 16 października 2001 roku otrzymali kolejne ponaglenie z groźbą, że jeśli nie dopłacą - zarząd gminy wystąpi do rady miejskiej z wnioskiem o likwidację placówki.
- To dzisiejsze spotkanie jest nieporozumieniem - zastrzegł na piątkowej sesji burmistrz Dobrodzienia Zygfryd Seget. - W budżecie na lata 2001 i 2002 są pieniądze na utrzymanie przedszkola. Spotkanie więc jest bezprzedmiotowe. Co będzie w latach następnych? Tego nie wiem, bo o tym zdecyduje już nowa rada.
Przewodniczący Rady Miejskiej Joachim Kiwic odczytał natomiast swoje pismo z listopada zeszłego roku, w którym informował rodziców o utrzymaniu ogniska przedszkolnego.

- Skoro nasza wizyta jest tutaj zbędna to ja się pytam: ile razy w tej sprawie spotkaliście się z nami? - zarzucił Józef Brzezina. - Z jednej sesji brutalnie nas wyproszono.
- A ile razy zwracaliście się do nas o organizację takiego spotkania? Byłem na spotkaniu w Ligocie, na którym powiedziałem, że przedszkole zostanie - odparł burmistrz Seget.
- Na tablicy w urzędzie jest ogłoszenie, że każda sesja jest otwarta - zastrzegł Kiwic. - Nie jest prawdą, że kiedykolwiek państwa wyprosiłem z obrad Rady Miejskiej.

- Pan nie, burmistrz nas wyprosił - oburzyły się matki.
Kornelia Sitarek przypomniała: - Na spotkaniu w Ligocie pan Seget nie mówił, że przedszkole zostanie. Mówił, żebyśmy dały sobie spokój, bo przedszkole jest przegrane i nie warto sobie tym głowy zawracać.
- Od ponad roku otrzymujemy od zarządu gminy pisma z groźbami zamknięcia placówki - dodała Elżbieta Salińska.
Przewodniczący Kiwic przypomniał z kolei, że zarząd może zgłosić wniosek o likwidację, ale ostateczna decyzję podejmuje rada. A ta zdecydowała o utrzymaniu ogniska. Mimo tego, że z ekonomicznego punktu widzenia decyzja nie jest właściwa, ale liczy się dobro dzieci. Według wyliczeń władz, utrzymanie przedszkola w zeszłym roku kosztowało blisko 60 tys. zł. Wkład rodziców to niewiele ponad 3 tysiące.
Jednak matki przypomniały, że własnym sumptem wymalowały placówkę, naprawiły parkan wokół placu zabaw, naprawiły też część urządzeń. Nie wspominając o drobnych naprawach choćby instalacji elektrycznej. Tego wszystkie władze nie podliczyły.
Zastępca burmistrza Ewald Zajonc zastrzegł z kolei, że zarząd gminy warunkowo zezwolił na funkcjonowanie ogniska - jeśli rodzice będą więcej płacić: - Coś za coś. Państwo ze swoich deklaracji wywiązujecie się w minimalnym stopniu. Ale ten zarząd i ta rada na pewno przedszkola nie zamkną.

- Żadnych deklaracji rodziców o wyższych opłatach nie było - żachnęła się Kornelia Sitarek. - Niech pan Zajonc powie prawdę, jak było w rzeczywistości: podsunięto nam deklaracje in blanco, ale myśmy ich nie podpisały.
- Skoro sprawa jest od dawna przesądzona, to po co były te wszystkie groźby, te pisma, które okazały się makulaturą. To po prostu niepoważne. A my straciłyśmy tylko kupę nerwów - podkreśliła Salińska ze łzami w oczach.
- My chcemy mieć decyzję o utrzymaniu przedszkola na piśmie, bo w obietnice nie wierzymy - zażądał Brzezina.
- Rada Rodziców dostanie takie zapewnienie od Rady Miejskiej - przyrzekł Joachim Kiwic.
- Przez dwa lata władza mówiła swoje, a my swoje i nie mogliśmy się dogadać - skomentowała na koniec Renata Dylląg.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska