Ojciec Sebastiana Karpiniuka: Śnił mi się Sebek

f
f
Rozmowa z Markiem Karpiniukiem, ojcem Sebastiana.

- Nadal nie potrafi pan nikogo wpuścić do pokoju syna?
- Nadal. Tylko ja tam wchodzę. Niczego nie ruszałem. Sejmowe dokumenty leżą na kupkach, tak jak je zostawił, ostatnio czytane gazety, notatki...

- Przez rok ani trochę nie oswoił się pan z myślą, że go nie ma?
- Niby czas leczy rany, ale z tym się nie da oswoić. Ja najpierw nie chciałem nikogo widzieć. Odciąłem się. Potem pomogli mi przede wszystkim przyjaciele Sebastiana, przynajmniej mogę już o tym rozmawiać. Za to Karolinka (narzeczona posła) do dziś przeżywa to tylko w sobie.

- Syn często był w domu?
- Przyjeżdżał tylko na weekend, a i tak się mijaliśmy, bo miał tysiące spraw do załatwienia. Rozmawialiśmy w przelocie. Zawsze jednak rzucił trochę ciekawostek z sejmowych kuluarów. No i tradycyjnie gromił mnie za papierosy. Wytykał, że nawet ciuchy przesiąkają dymem. Ja z kolei go ponaglałem, bo za długo siedział w łazience, do tego z tymi wiecznie dzwoniącymi dwoma telefonami. Potem każdy szedł w swoją stronę. Wieczorem musiał wpaść do znajomych, pobyć z Karolinką. Wychodzi na to, że ostatnio częściej go widziałem w telewizorze. Ale to nie znaczy, że łatwiej mi się pogodzić z tym, co się stało. Jak ktoś długo choruje i umiera, to się rodzina może na tę śmierć przygotować, pożegnać. A tu nagle syna nie ma.

- Dużo jest rzeczy, których nie zdążył mu pan powiedzieć?
- Dużo. Chociaż gdybym miał możliwość z nim porozmawiać, pewnie znowu uciekłoby najważniejsze.

- Śnił się panu?
- Tak. W jednym śnie poszliśmy na piwo. Byliśmy w knajpce, chyba w Dźwirzynie. Dawał mi jakieś ulotki o katastrofie. Mówił, że to bardzo ważne. Coś tłumaczył, ale się obudziłem. Potem przyśnił mi się taki jak zwykle, na luzie, uśmiechnięty. Pytałem go: "Gdzie byłeś tyle czasu?". Nie odpowiedział. Zapytałem: "Zostaniesz?", a on pokiwał głową, że tak.

- Takie sny krzepią?
- Nie. Trzeba się przecież obudzić.

- Myślał pan o tym, czy Sebastian był świadom tego, że dojdzie do katastrofy?
- Często o tym myślę. Co wtedy czuł, czy bardzo się bał - no, bo on w ogóle bał się latać - czy coś krzyczał. Oni musieli wiedzieć, że to koniec. Na pewno od momentu, gdy samolot ściął tę brzozę. Oglądałem ją. Pień ma dobre 30 cm średnicy. To była w tym momencie największa przeszkoda, bo dookoła rosły głównie takie większe krzaki. Może gdyby tej brzozy nie było, samolot siadłby na brzuchu? Może ktoś by ocalał?

- Czeka pan na wyjaśnienie, kto jest winny katastrofy?
- A co to zmieni, jeżeli się nawet dowiem? Nie mogę już słuchać tego, co się dzieje wokół katastrofy. To wyłącznie polityka.
- Dosłano panu jakieś przedmioty należące do syna?
- Nie. Mam tylko ten komplet kluczy od domu, który zobaczyłem między rzeczami pokazanymi nam krótko po katastrofie. Rozpoznałem go od razu, chociaż to takie zwykłe trzy klucze z kółeczkiem. Mam dowód Sebastiana, prawo jazdy, paszport. Potem przysłali mi jeszcze album ze zdjęciami nierozpoznanych przedmiotów, jakieś oprawki od okularów, klapka od telefonu, ubrania całe w żółtym, zaschniętym błocie - nie Sebka.

- W ostatnich wyborach został pan miejskim radnym z listy PO. Jak się pan czuje, słysząc zarzut, że zawdzięcza to pan wyłącznie synowi?
- W poprzednich wyborach zabrakło mi chyba siedmiu głosów. Tym razem dawno ustaliliśmy z Sebastianem, że znowu będę kandydował. Gdybym tego nie zrobił, to właśnie wtedy czułbym się wobec niego źle. A ludzie niech gadają.

- Gdzie pan będzie 10 kwietnia?
- W sobotę i w niedzielę będę w Smoleńsku. Pojadę wynajętym busem z grupą przyjaciół Sebastiana. Chcę tam znowu być.

Rozmawiała
Iwona Marciniak

Sebastian Karpiniuk (38 lat) był najmłodszym z parlamentarzystów, którzy zginęli w katastrofie smoleńskiej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska