Oko na Maroko

Lina Szejner
Ten kraj zachwyca swoją innością i kontrastami, urzeka barwami i zapachami. Można się w nim poczuć jak przed wiekami.

Droga autobusu jadącego do Meknes prowadzi nad Atlantykiem. Całe połacie plaż są tam jednak nie zabudowane. Jedną z przyczyn są przypływy i odpływy oceanu. Turyści bez przeszkód mogą więc podziwiać przepiękny i spokojny Atlantyk. Główne drogi w dobrym stanie sugerują, że jesteśmy w cywilizowanym kraju, ale już widok na mijane miasteczka, sprawia, że mamy wątpliwości, czy to aby naprawdę XXI wiek. Ich mieszkańcy żyją w bardzo starych, ledwie trzymających się domach o płaskich dachach, wzniesionych samodzielnie z regionalnego budulca.

Często spotyka się tubylców na osłach i dzieci wędrujące kilometrami po poboczach bez chodników. Mieszkańcy tej okolicy uprawiają pola - mężczyźni orzą rolę przy pomocy osła zaprzężonego do drewnianej sochy.

Czarne kozy skaczą po arganowych drzewach. Drzewka są niewysokie i mają poskręcane, karłowate gałązki, a kozom smakują liście i owoce z tych drzew, o zebranie których konkurują z ludźmi. Drzewa te nie rosną nigdzie na świecie poza tym krajem, a pozyskiwany z ich owoców olej arganowy, zwany jest tu płynnym złotem. Traktuje się go jako jedno z bogactw naturalnych. Pomaga utrzymać dobrą cerę i piękne włosy.

Marokanki ze swymi błyszczącymi włosami i gładką skórą są jego najlepszą reklamą.
Wędrujące poboczami dróg marokańskie dzieci mają chińskie ubranka i plecaki. Dopiero od 1999 roku muszą chodzić do szkoły, bo taki obowiązek wprowadził rządzący obecnie król, który jest uznawany za światłego i postępowego. Jeszcze kilka lat temu trudno było policzyć, ile dzieci rodzi się w kraju rocznie, ponieważ nie było obowiązku ich rejestracji w urzędzie. Dzieci przychodziły na świat w domu, a rodzice mieszkający na wsi często nie mieli pieniędzy na wyprawę do miasta.

Złote ręce tubylców

Choć Maroko ma doskonałe warunki klimatyczne - Atantyk, Morze Śródziemne, góry Atlasu Średniego i Wysokiego oraz Saharę, to jednak wcale nie turystyka decyduje o gospodarce tego kraju, ale rolnictwo i rzemiosło. W Essaourze, niewielkim nadmorskim miasteczku, można zobaczyć arcydzieła sztuki stolarskiej. Ręcznie wykonane z drewna tui szafki, stoliki i różnego rodzaju drobne akcesoria do wnętrz urzekają finezją i wzbudzają podziw dla ich autorów.

Kolejne nadmorskie miasto Safi jest stolicą garncarstwa. Marokańczycy, od wieków trudniący się tym rzemiosłem, osiągnęli w nim prawdziwą maestrię. Ceramiczne mozaiki stanowią ozdobę domów, pałaców, bram dzielących części miast oraz meczetów. W połączeniu z szerokimi, misternymi stiukami przetrwały wiele lat i dziś cieszą oczy turystów. Ceramicy z okolic Fezu podarowali setki metrów mozaiki do ozdoby najokazalszego meczetu Hassana II w Casablance, zbudowanego na wodzie, ze szklaną w części posadzką, przez którą widać fale oceanu. Ma on najwyższy na świecie - 200-metrowy - minaret.

Niebywałym kunsztem wykazują się również miejscowi kowale, którzy potrafią wyginać metalowe pręty w misterne wzory, jakby była to plastelina, inkrustować metalem drewniane wyroby, robić przepiękne, charakterystyczne żyrandole i lampy.

Godne podziwu są także dzieła, które wyszły spod rąk tkaczy. Prezentują oni niemal na każdym kroku barwne dywany, narzuty i zasłony z wełny owiec, wielbłądów oraz cienkiego włókna agawy.

Kolejnym, doskonalonym przez wieki, rzemiosłem Marokańczyków jest garbarstwo. W prymitywnych warunkach garbują oni i farbują skóry, z których szyją kurtki i torebki, proces technologiczny odbywa się dokładnie tak, jak przed wiekami. Więc garbarnia, niczym muzeum, stała się jedną z atrakcji turystycznych Marrakeszu.

Być kobietą w Maroku

Rzemiosłem zajmują się wyłącznie mężczyźni. Tylko oni też sprzedają swoje wyroby, uprawiają pola, a także obsługują klientów na targowiskach zwanych tam sukami, gotują na oczach konsumentów i serwują potrawy w przydrożnych knajpkach i miejskich restauracjach. Kobieta ma się zajmować domem i dziećmi. Żeby nie kusiła innych mężczyzn, musi zakrywać włosy, nogi i nie wychodzić z domu bez pozwolenia męża. Takie zakazy dotyczyły zarówno prostych kobiet, jak też mieszkanek pałaców - żon i konkubin królów.

Kobiety jednak mają swoje sposoby, żeby zakaz ominąć. Mieszkanki pałacu mogły dostać pozwolenie jego opuszczenia, jeśli zachorował ktoś z ich bliskiej rodziny. Członkowie rodzin chorowali więc długo i bardzo często. Mieszkanki medyn, najstarszych części miast, w których uliczki są nierzadko zaledwie metrowej szerokości, okolonych wysokimi murami, radzą sobie z zakazem jeszcze inaczej. Otóż ponad murami przerzucają solidne kładki i dzięki nim mogą - wędrując po płaskich dachach, pokonać spore odległości, by pójść z wizytą do koleżanki.

Koran dopuszcza wielożeństwo. Podobno rekordzistą, gdy chodzi o liczbę posiadanych nałożnic, był Mulaj Ismail, panujący na przełomie XVII i XVIII w. Jego harem liczył 500 kobiet, z którymi miał 700 synów i jeszcze więcej córek. Istotne jest jednak to, że Koran nakazuje jednocześnie zapewnić każdej z żon dobre warunki życia i sprawiedliwe traktować wszystkie. Mężczyzna więc musi być bogaty, by utrzymać więcej niż jedną żonę. Współcześni Marokańczycy podobno rzadko teraz decydują się na wielożeństwo, mówiąc, że im więcej żon, tym więcej kłopotów.

Prawdopodobnie na ich sposób myślenia wpływa też przykład panującego obecnie króla. Oświadczył on publicznie w telewizji, że żony nie wybierali mu rodzice, jak to było w zwyczaju. Poznał na kongresie informatycznym kobietę, w której się zakochał. Zdjęcie rodziny królewskiej wisi w wielu miejscach. Królewska żona Salma jest bardzo piękna. Nie zakrywa chustą swoich długich włosów, a na pewnym dyplomatycznym przyjęciu wystąpiła w garsonce o dość krótkiej spódnicy. Marokanki z wielkich miast najwyraźniej idą w jej ślady. W Casablance, 3-milionowym mieście o europejskim charakterze, często można spotkać młode mieszkanki nie tylko bez chust ale także bez charakterystycznych długich sukni - dżelab. Ubrane są najzupełniej współcześnie: w legginsy, baleriny i tuniki. W dużych miastach kobiety pracują też jako kelnerki w kawiarniach i stanowią obsługę hoteli.

Wraz z wprowadzeniem obowiązku edukacji dzieci, dostęp do nauki mają także dziewczęta. Wcześniej mogli się kształcić tylko chłopcy i to z bogatych rodzin, w odpłatnych szkołach koranicznych. Jedną z takich szkół, dziś już nieczynną, udostępniono do zwiedzania w Marrakeszu ze względu na piękną architekturę. Chłopcy uczyli się w niej Koranu oraz innych przedmiotów, które pozwoliły go lepiej zrozumieć. Uboższa część społeczeństwa nie miała dostępu do nauki i do dziś w wioskach Maroka żyje wielu analfabetów,

Panujący obecnie król Mohamed VI zreformował prawo rodzinne. Teraz już mężczyzna nie może wygonić żony w tym, co ma na sobie, uderzając ją trzykrotnie w ramię ze słowami "rozwodzę się". Dalsze reformy na razie są wstrzymane, bo - co dziwne - kobietom wcale na nich nie zależy. Uważają, że to Europejki się nie doceniają, bo wnoszą wiano do małżeństw i zbyt ciężko pracują, a mężczyźni nie muszą ich utrzymywać.

Rynek naprawdę wolny

Handel w Maroku odbywa się głównie na targowiskach - sukach, które są w centrum każdego miasta. Można tam kupić wyroby miejscowych rzemieślników, przyprawy, świeże i suszone owoce, a także żywność. Gospodynie nie muszą pytać, czy kurczak jest świeży, bo klatki z kurami stoją w głębi stoiska. Sprzedawca bierze wskazaną sztukę, na oczach klientki zabija, oprawia, patroszy, a wnętrzności rzuca gromadce kotów.

Nigdzie nie ma wystawionych cen towarów. Klient zapłaci tyle, ile zdoła utargować. Sprzedawcy w miastach nawiedzanych przez turystów doskonale znają ich możliwości finansowe.

- Cena tej torebki jest najwyższa dla Amerykanów i Niemców, niższa dla Polaków, a najniższa dla tubylcow - tłumaczy właściciel stoiska.

Nie ma też kas fiskalnych, toteż niełatwo obliczyć dochody z działalności handlowej. Należy przypuszczać, że sprzedawcy nie są szczególnie gnębieni podatkami. Na pewno niewiele pieniędzy publicznych idzie na ochronę zdrowia. Pomoc medyczną można uzyskać bezpłatnie w szpitalach większych miast. W małych ośrodkach ludzie dbają sami o zdrowie, leczą się ziołami i chodzą do znachorów. W większych miastach powstają nowoczesne, prywatne kliniki. W tych, które oferują zabiegi upiększające, można zamówić... przywrócenie cnoty.

Marokańska gastronomia funkcjonuje na podobnych zasadach. Nie trzeba długo szukać miejsca, by się posilić i warto korzystać z tych preferowanych przez rdzennych mieszkańców. Małe knajpki są na każdym placu, a ich właściciele zapewne poznali zasady nowoczesnego marketingu. Szóstym zmysłem odgadują, skąd przyjechał turysta i ciągną go dosłownie do stolika: - Magda Gessler zaprasza - przyzywa Polaków właściciel knajpki.

- Taniej niż w Biedronce - zachęca inny.

- Jak się masz - zagaduje kolejny, wciskając kartę dań.

Nasz Sanepid zamknąłby natychmiast wszystkie te punkty gastronomiczne i trudno byłoby mieć o to żal, ponieważ zarówno higiena otoczenia, jak też miejsca przyrządzania posiłków pozostawiają wiele do życzenia. Na szczęście najpopularniejszą potrawą w Maroku jest tażin - rodzaj gulaszu z jagnięcia, wołowiny lub kurczaka podawanego w specjalnym ceramicznym naczyniu tuż po ugotowaniu. Klient może więc bez obaw pałaszować bulgocącą potrawę, w której bakterie zabiła wysoka temperatura.

Jak przed wiekami

Największe wrażenie na turystach robią najstarsze części marokańskich miast - medyny. Ta w Fezie należy do największych i najstarszych również na świecie. Zbudowano ją w IX wieku. Dziś mieszka w niej, jak za dawnych czasów, aż 200 tys. ludzi.

Turysta nie powinien sam zapuszczać się w ten labirynt krętych uliczek okolonych wysokimi murami, bo nigdy stamtąd nie wyjdzie, jest ich bowiem aż 9 tys.

Atmosfera tego średniowiecznego miasta jest niesamowita. Człowiek czuje się tam nieswojo, więc nic dziwnego, że w tej właśnie naturalnej scenografii powstało wiele amerykańskich filmów przygodowych i grozy.

Mieszkańcy medyny mają tam wszystko, co potrzebne do życia - piekarnie i suki, łaźnie parowe zwane hammamami, szkoły i warsztaty rzemieślnicze. Najbardziej zdumiewa widok zza otwartych przez nieuwagę drzwi w murze. Za nimi odsłania się prawdziwy raj - piękne wnętrza z mozaikami i palmami. To tzw. riad. Niektóre służą tylko właścicielom, a w innych są hoteliki dla turystów poszukujących mocnych wrażeń. Coraz częściej jednak riady są kupowane przez Europejczyków, którzy pragną pomieszkać jak w średniowieczu.
W tym samym Fezie kilka miesięcy temu otwarto Carrefour. Nawet na targowiskach w medynach są już stoiska z chińską masówką. Zanim więc Maroko zmienią wielkie sieci handlowe, warto się tam wybrać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska