Wyznaczono likwidatora, który jest odpowiedzialny za wykonanie procedury mającej wyłonić oferenta. Oferent ma przejąć mienie przychodni na wyspie, a także zapewnić kontynuowanie jej działalności. Odbyły się już trzy przetargi zwane "publicznymi rokowaniami" i nic.
- Jedynym efektem działań podejmowanych przez likwidatora w połączeniu z brakiem nadzoru ze strony Zarządu Województwa jest zwiększenie zadłużenia naszej przychodni o cały milion - mówi Regina Sroka ze Spółki Partnerskiej Lekarzy.
Droga cierniowa prywatyzacji przychodni na wyspie zaczęła się w grudniu 2001 roku. Wtedy to Sejmik podjął uchwałę o postawieniu OLK-i w stan likwidacji z "przyczyn ekonomicznych w celu prywatyzacji". Plan zakładał, że do końca marca 2002 likwidacja zostanie zakończona. Pracownicy założyli spółkę i postanowili przejąć przychodnię. W marcu odbyły się pierwsze rokowania, w których wzięła udział tylko spółka pracownicza (do przetargu zgłosił się drugi oferent, ale potem wycofał swoją ofertę). Rokowania zakończyły się po 4 miesiącach bez wyboru oferenta. Drugie rokowanie zostało unieważnione na wniosek pracowników - prowadzone były na podstawie nieważnej uchwały. Od trzech miesięcy trwają już trzecie rokowania.
Komentarz
Lekarzu, lecz się sam
Zbigniew Górniak
Perypetie przychodni OLK-a to kliniczny przypadek nieudaczności i nieprofesjonalizmu tych, którzy przygotowywali reformę zdrowia z 1999 roku. Była kolejowa przychodnia, której kolej pozbyła się w 1998 roku, stała się co prawda samodzielnym przedsiębiorstwem, cóż z tego, skoro z ogromnymi długami. Wzięły się one stąd, że kolej fundowała kolejarzom prywatne leki, lecz pozbywając się swego systemu lecznictwa, "zapomniała" za owe leki zapłacić aptekom. Te upomniały się o swoje m.in. u OLK-i. Nowe kierownictwo dwoiło się i troiło w swych marketingowych zabiegach, lecz obciążone długiem, niewiele mogło zwojować. Na dotacje od marszałka przychodnia nie miała co liczyć, gdyż jest mała, a marszałek ma na głowie jeszcze szpitale i centra medyczne. Słabemu się nie pomaga, tym bardziej, gdy nie ma z czego. Na dodatek kasa chorych systematycznie obniżała rok w rok wysokość kontraktu - nie na złość przecież, lecz wskutek systemowych niewydolności. Likwidacja, czyli pożegnanie się z długami, a następnie prywatyzacja to jedyny dla OLK-i ratunek. Dlatego dziwi opieszałość władz wojewódzkich w ratowaniu OLK-i. Przecież Olka to takie ładnie imię...
- Tak długo to trwa, bo mamy problem ze znalezieniem oferenta, który spełniałby wszystkie warunki zapisane w uchwale sejmiku wojewódzkiego. Z tym są duże trudności. Uchwała przewiduje bowiem przejęcie wszystkich pracowników. Musieliśmy więc zredukować zatrudnienie w przychodni - mówi Urszula Brudkiewicz, likwidator, która na temat toczącego się dochodzenia nie chciała rozmawiać. - Na ten temat nic mi nie wiadomo - mówi.
Pracownicy mają inne zdanie na ten temat. Twierdzą, że już w trakcie pierwszych rokowań ich oferta spełnia wszystkie stawiane wymogi. Mieli przygotowany biznesplan, chcieli przejąć wszystkich pracowników i budynek.
- Wtedy byliśmy w stanie bardzo szybko postawić przychodnię na nogi. W rzeczywistości wszelkie działania wskazują na dążenie do oddania majątku z góry wybranej firmie. Po prostu nie jesteśmy tym oferentem, który miał wygrać przetarg - twierdzi Regina Sroka.
Uważają, że już na samym początku doszło do naruszenia prawa i sfałszowania uchwały likwidacyjnej. Dysponują jej projektem, który został zatwierdzony przez marszałka województwa i radcę prawnego, a także zaopiniowany przez wojewodę. Pod obrady sejmiku trafiła natomiast uchwała w zmienionym brzmieniu. W projekcie zapisano, że "świadczenia likwidowanego zakładu będą zapewnione przez Niepubliczny Zakład Opieki Zdrowotnej utworzony przez pracowników likwidowanego zakładu". W uchwale zapisano natomiast "Niepubliczne Zakłady Opieki Zdrowotnej utworzone na majątku likwidowanego Zakładu".
- Zgodnie z projektem nie miało być żadnych przetargów, rokowań czy negocjacji, prawo przecież tego nie wymaga. Mienie miało być zagospodarowane przez wymieniony tam NZOZ, czyli przez nas. Nie wiemy, kto i dlaczego zmienił uchwałę na naszą niekorzyść, a tym samym wprowadził w błąd organ opiniujący ten projekt - twierdzi Regina Sroka.
W stan likwidacji postawiono wszystkie byłe przychodnie kolejowe (Brzeg, Nysa, Kluczbork). W Nysie majątek został przekazany spółce pracowniczej, dobiegają końca rokowania w Kluczborku.
- W Opolu sprawę likwidacji chcemy zakończyć do końca roku, tak, by od nowego roku już nowa jednostka mogła podpisywać kontrakty z kasą chorych i je realizować - mówi likwidator.
Dzisiaj odbędą się kolejne rokowania w tej sprawie. Po raz kolejny stanie do nich tylko jeden oferent, czyli Spółka Partnerska Lekarzy z przychodni OLK-a.
- Spółka lekarska przez cały czas donosi nam nowe dokumenty, a tak naprawdę do tej pory nie przedstawiła konkretnej oferty przejęcia przychodni. Między innymi dlatego tak długo trwa prywatyzacja OLK-i - mówi Violetta Ruszczewska, rzecznik prasowy Urzędu Marszałkowskiego.
Policja prowadzi dochodzenie w sprawie działania na szkodę przychodni OLK-a przez likwidatora. Zawiadomienie o przestępstwie wnieśli członkowie Spółki Partnerskiej Lekarzy.