On ciągle z nami jest

Agata Jop [email protected]
Pani Wiesława dyżurowała na oddziale neurologicznym, państwo Jabłońscy poszli na spacer w wnuczką, pani Elwira ugotowała obiad - życie musi się toczyć dalej. Już bez Jana Pawła II...

Tę szczególną noc dwuletnia Jagódka spędziła u babci, Jolanty Jabłońskiej. Dziewczynka obudziła się rano, zjadła malinowy kisiel, mandarynkę i kanapkę własnoręcznie posmarowaną masełkiem. Dziadek Ryszard obchodził imieniny. Dziewczynka razem z babcią upiekła dla niego drożdżowe ciasto. Nie wiedziała, dlaczego wszyscy dorośli są tacy smutni.

- Przez ostatnie dni cały czas mieliśmy włączony telewizor - mówi ze łzami w oczach babcia Jolanta. - Zmarł człowiek, który tyle dobrego zrobił dla świata. Nie ma drugiego takiego, który mógłby się z nim równać.
Po godzinie 16.00 Ryszard Jabłoński spodziewał się kilku gości. Justyna, mama Jagódki, miała przyjść po zajęciach na uczelni. Brakowało Bartka, syna, który właśnie wczoraj musiał pojechać do pracy w Holandii.
- Zjemy to ciasto, ale w smutnym nastroju - mówił nam pan Ryszard, siedząc z żoną i wnuczką w parku na opolskim osiedlu ZWM.

Lidia Haras i Franciszek Stamarski spotkali się w tym samym parku po wyjściu z kościoła. Przysiedli w słońcu.
- Papież dał nam ogólnoludzkie przesłanie - dla wierzących i niewierzących - stwierdził pan Franciszek. - Łączył nas wszystkich. W jego śmierci jest taki sens, jak w śmierci Chrystusa. Umierając, jeszcze coś dobrego dla nas robił.
- Ktoś powiedział, że czuje teraz pustkę, a ja myślę, że nic się nie skończyło, że on ciągle z nami jest - uważa Lidia Haras. - A smutek... Czas goi rany, zaciera pamięć, życie toczy się dalej. Jest nas w domu piątka, razem z dziećmi. Trzeba rodzinie ugotować obiad...
Pan Franciszek przez ostatnie dni nagrywał na taśmie wideo telewizyjne relacje o Ojcu Świętym.
- Na wieczną pamiątkę i dla potomnych - wyjaśnił.

Elwira Pampuch przyjechała wczoraj do Opola z Wawelna. Chciała wymienić pieniądze w kantorze w Realu. Hipermarket był zamknięty. Tak samo Tesco. "Szanowni Klienci! Informujemy, że w dniu dzisiejszym z powodu Żałoby Narodowej Media Markt będzie nieczynny" - taką kartkę przywieszono przy wejściu do kolejnego wielkiego sklepu. Rodzina Pampuchów wróciła więc do domu. 12-letni Dawid zdaje we wtorek egzamin szóstoklasistów. Razem z rodzicami i siostrą, 11-letnią Patrycją, oglądał w telewizji relacje w Watykanu. Na niedzielny obiad były kluski śląskie, kotlety schabowe, kaczka i sałatka z czerwonej kapusty.
- To taki dzień, kiedy właściwie nie powinno się wychodzić z domu - powiedział nam w skateparku koło "Okrąglaka" 23-letni Leszek Pawlak.
- Właściwie nie powinno się też jeździć na deskorolkach. Ale ja chciałem tu przyjść, bo jest taki piękny dzień - dodał 11-latek, Kamil Brzoskwinia.Skatepark był wczoraj pełen młodzieży. Chłopcy dyskutowali w pewnym momencie, o której godzinie umarł papież. Kamil był wcześniej na mszy. Leszek sądzi, że mimo wszystko większość ludzi spędzała niedzielę tak, jakby to był normalny dzień.

Starsza pielęgniarka Wiesława Składanek normalnie, o siódmej rano przyszła do pracy, na oddział neurologiczny szpitala przy ul. Wodociągowej. Od piątku miała wolne. Cieszyła się, że mogła być w domu, śledzić kolejne komunikaty. Na oddziale nie byłoby to możliwe.
- Koleżanki z nocnej zmiany dowiedziały się o śmierci papieża, bo usłyszały bicie kościelnych dzwonów - mówi pielęgniarka. - Włączyły radio w gabinecie zabiegowym. Ja w tym momencie robiłam zastrzyk sąsiadce. Zerwałam się, pobiegłam do domu, bo nie chciałam, żeby córka była tam sama. Zadzwonił do mnie syn, który gdzieś sobie łaził wieczorem z kolegami. "Jak się czujesz, mama?" - zapytał. On jest taki "niekościołowy", ale w tym, co się stało, była taka magia.

Niedziela na neurologii: na oddziale 54 pacjentów, przepełnienie, kilka osób leży na korytarzu, 4 pielęgniarki przez 3 poranne godziny myją obłożnie chorych. Po południu odwiedziny rodzin. Wielu pacjentów nie wie, że Ojciec Święty nie żyje, bo przy pewnych schorzeniach do człowieka nie docierają wieści ze świata. Parę osób pytało pielęgniarki o zdrowie papieża. Między innymi pan, który nie bardzo wie, gdzie się znajduje. Wiesława Składanek powiedziała mu prawdę. Pan się rozpłakał.
Julian Maliszewski, profesor, prawnik, filolog, też leżał wczoraj na korytarzu. Przywieźli go w sobotę o godz. 13.40 z podejrzeniem niedotlenienia mózgu. Zanim to się stało, pan Julian oglądał włoską telewizję (zna kilka języków obcych).
- Teraz leżę, czytam, rozmyślam, bo dla Polski kończy się pewna era - powiedział. - Choroba dopadła mnie w nieoczekiwanym momencie. Miałem w najbliższych planach uczestniczenie w konferencji, w seminarium, a tu zawroty głowy, leki trzy razy dziennie, kroplówki. Od poniedziałku będę miał badania.

- Trzeba jakoś żyć dalej - mówiła w parku Jolanta Jabłońska, tuląc do siebie wnuczkę. - To jest nasze małe życie - pokazała na Jagódkę. - Bez niej byłoby jeszcze trudniej.
W opolskim Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym w sobotę i niedzielę urodziło się czworo dzieci: dwóch chłopców i dwie dziewczynki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska