Andrzej Potocki, polityk byłej już Unii Wolności, jedzie do Iraku, by służyć radami naszemu tam wojsku. Okrutnie jestem ciekaw, jakie działania zaleci naszej armii. Grubą kreskę w odniesieniu do Saddama i jego popleczników z BAAS? Transformację polegającą na zamianie władzy politycznej na gospodarcze wpływy? Prawicowość polegającą na windowaniu akcyz, podatków i manifestacyjne poparcie dla radykalnego muzułmanizmu?
W "Polsce Zbrojnej" Potocki z dezynwolturą wyjaśnia, że ma akurat trochę wolnego czasu, zatem nie widzi powodu, by nie zająć się sprawami Iraku. Poprosili go, to jedzie. Powiedzieli, żeby doradzał, to doradzał będzie. Daleki jestem od zaglądania komukolwiek do kieszeni, ale chciałbym wiedzieć, czy każdy, kto ma trochę wolnego czasu, komu się nic nie udało w życiu publicznym i politycznym, też będzie miał okazję otrzymania oferty wyjazdu do Iraku. Jestem tyleż wrednie, co cholernie ciekaw. Gdyby tak miało być w istocie, to problem bezrobocia wydaje się rozwiązany. Na południu naszego regionu jest sporo ludzi, którzy już w drugim pokoleniu nie mają wiele do roboty, a wiedzą mimo to, że sadzi się zielonym do góry, że k...wa k...wie łba nie urwie, słowem orientują się w czasie i przestrzeni, czyli są gotowi zmagać się z wyzwaniami współczesności i gospodarki niby-wolnorynkowej.
Robi w Polsce karierę termin "grupa trzymająca władzę" (GTW). Wszyscy go używają, choć nikt nie wie, co konkretnie oznacza. Podobnie jest ze "społeczną nauką Kościoła" i "społeczną gospodarką wolnorynkową". Teraz wyjaśnię, co oznacza zwrot dotyczący grupy.
Otóż oznacza on, że gdy ktoś raz wejdzie w strukturę władzy, członkowie tej struktury nie pozwolą mu zginąć. Owszem, pokonają go w wyborach, owszem - sflekują publicystycznie, ale nigdy nie dobiją do końca. "Grupa trzymająca władzę" to ekipa, która od prawie czternastu lat bawi się w rządzenie Polską, udatnie udając, że co cztery lata poddaje się werdyktom wyborców.
GTW to najogólniej mówiąc, wczorajsi władcy, dzisiejsi opozycjoniści, jutrzejsi rządcy.
Do tej ekipy dostać się nie sposób. Ich wyizolowania strzeże ordynacja wyborcza, która każdej istniejącej partii w Polsce nadaje charakter leninowski, co oznacza, że w każdej z nich, wewnętrzne biuro polityczne ustala, kto ma realne szanse dostania się do parlamentu, a kto nie. Późniejsze zaś podporządkowanie deputowanego instrukcjom tegoż biura jest czymś oczywistym. Zdanie wyborców nie ma tu żadnego znaczenia.
Wracając do Potockiego. W normalnej demokracji ktoś, kto nie odniósł żadnego sukcesu politycznego idzie na margines. Przebiegłość GTW każe jej jednak nie skazywać żadnego kumpla na wieczną poniewierkę. Bo może wróci, może coś obejmie, może od jego decyzji zależeć będą losy nasze i naszych kumpli.
Że ktoś nie ma kompetencji?
Cóż to za problem w kraju, gdzie aby otrzymać prawo jazdy, trzeba się wykazać wykształceniem przynajmniej podstawowym, zaś by stanowić prawa, można być nawet zwykłym debilem?
Oni
Mirosław Olszewski
Do rządzenia Polską nie trzeba formalnego wykształcenia ani kompetencji. Trzeba natomiast być w "grupie trzymającej władzę".