Opaski dla chorych, czyli pic na wodę

Redakcja
- Z tą opaską czuję się jak niemowlę na porodówce - mówi Danuta Trzaskowska, pacjentka kardiologii opolskiego WCM.
- Z tą opaską czuję się jak niemowlę na porodówce - mówi Danuta Trzaskowska, pacjentka kardiologii opolskiego WCM. Paweł Stauffer
Co z tego, że każdy pacjent w szpitalu dostaje elektroniczny identyfikator, skoro lekarz czy pielęgniarka nie mogą go odczytać. Bo nie mają skanera.

W nyskim szpitalu zniknęły z łóżek papierowe karty chorych, z których można było odczytać imię i nazwisko pacjenta, jaką miał temperaturę oraz inne dane. Teraz każdy pacjent trafiający tu na leczenie dostaje tylko opaskę na rękę, na której jest zapisana jedynie jego data urodzenia oraz pierwsze litery imienia i nazwiska.

- Wcześniej, w czasie porannej i wieczornej wizyty, wystarczył rzut oka na kartę, żeby wiedzieć, o kogo chodzi, czy pacjent miał gorączkę i jak wysoką, a teraz muszę najpierw się upewnić, czy ta osoba na łóżku to faktycznie jest Jan Kowalski - podkreśla dr Dariusz Polaczkiewicz, ordynator oddziału laryngologii Szpitala Miejskiego w Nysie. - Bo choć ma on opaskę na ręce, to i tak nie mam jak jej odczytać. Musi mi wystarczyć dotychczasowy, prosty sposób. Pielęgniarki przygotowują dane o pacjentach na papierze w swojej dyżurce, a ja wertuję potem te karteluszki w trakcie wizyt i znajduję potrzebne dane. Wiem, że we Włoszech karty gorączkowe przy łóżkach nadal obowiązują i nikt się nowymi przepisami nie przejmuje.

Obowiązek oznaczania elektronicznymi opaskami wszystkich pacjentów trafiających do szpitali wynika z rozporządzenia ministra zdrowia, które weszło w życie 1 stycznia br. Miała to być pierwsza część ważnego procesu, a kolejną - zapewnienie urządzeń oraz systemu do odczytu i przekazywania informacji zapisanych w kodzie kreskowym. To podobno wymóg unijny.

Czytaj też**eWUŚ już działa. Pacjenci chwalą nowy system**

Na opaskach jednak na razie się skończyło, gdyż polskich szpitali nie stać na zakup potrzebnych urządzeń. Średniej klasy czytnik kosztuje około 600-700 zł.

- Dlatego na razie kupiliśmy skanery tylko na blok operacyjny i oddział ratunkowy - mówi Zbigniew Skowroński, zastępca dyrektora WCM w Opolu ds. eksploatacyjno-technicznych. - W szpitalu mamy 16 oddziałów, gdyby zaopatrzyć w tablety wszystkich lekarzy i przynajmniej część pielęgniarek, wyszłaby niesamowita kwota.
Z rozporządzenia ministra zdrowia wynika tylko, że dane pacjenta mają być zakodowane. Ale po co, skoro nie ma obowiązku ich odkodowania?

Obecnie w WCM na opasce umieszcza się w sposób czytelny imię i nazwisko tylko w przypadku dziecka do 6 lat.

- Z tego zwyczaju nikt nie zrezygnuje, bo mały pacjent często nie umie odpowiedzieć, jak się nazywa - tłumaczy Zbigniew Skowroński. - A skoro nie ma jeszcze wszędzie czytników, to nikt nie będzie ryzykować.

Identyfikatory miały ułatwić przepływ informacji o pacjentach, usprawnić leczenie, zapobiec pomyleniu chorych i jednocześnie zapewnić im pełną dyskrecję. Zamysł był dobry, ale zdaniem dyrektorów szpitali i lekarzy, na razie nie wypalił.

- Co to za ochrona danych, skoro trzech pacjentów leży na tej samej sali i każdy wie, co komu dolega i jak się nazywa, bo tego nie da się ukryć - mówią zgodnie.

Szpitale zostały też narażone na dodatkowe koszty w sytuacji, gdy muszą się utrzymywać tylko z kontraktów z NFZ. Zakładanie kodowanych opasek ma bowiem sens tylko wtedy, jeśli lekarz czy pielęgniarka będą mogli odczytać z nich dane przy łóżku pacjenta. Muszą więc mieć możliwość wejścia do systemu informatycznego, do czego potrzebne są tablety.

- My na razie nie mamy nawet opasek, dopiero zamówiliśmy dwa nowe urządzenia do ich drukowania, na izby przyjęć w Kup i w Pokoju - tłumaczy Mirosław Wójciak, dyrektor obu szpitali. - Jedna drukarka to koszt około 2 tys. zł. Niestety, stare się nie nadawały, gdyż nie współpracowały z systemem "ruchu chorych". Jeśli chodzi o czytniki, to sami ich nie kupimy. Zamierzamy złożyć w urzędzie marszałkowskim wniosek o pieniądze z unijnych funduszy na rozbudowę systemu informatycznego. Może wtedy z tych pieniędzy zostanie coś na tablety, o ile wniosek przejdzie...

Ministerstwo Zdrowia zagroziło, że szpitale, które od stycznia br. nie wprowadzą opasek identyfikacyjnych, zostaną wykreślone z rejestru wykonawców usług medycznych. - My się aż tak drastycznych sankcji nie obawiamy - dodaje dyr. Wójciak. - Opaski będą u nas jeszcze w styczniu. To byłoby dziwne, gdyby szpital o takiej tradycji tylko z powodu identyfikatorów przestać istnieć.

Zdaniem dyrektorów szpitali i lekarzy nowe rozporządzenie ministra zostało wprowadzone zbyt pochopnie i jest niedopracowane. Jaki jest bowiem sens zakładania pacjentom opasek, skoro w praktyce są nieprzydatne?

- Lekarz i tak w trakcie wizyty musi z pacjentem porozmawiać, zapytać go, jak się czuje - uważa dr Dariusz Polaczkiewicz z nyskiego szpitala. - Zachowanie pełnej dyskrecji byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby każdy pacjent miał do dyspozycji izolatkę.

Pacjenci, którzy są razem na sali wiedzą dużo o sobie: jak się nazywają, jaki kogo czeka zabieg, kto kogo odwiedza. To jest normalne i tego się nie da uniknąć.
- Prawo chorego do ochrony jego danych osobowych zostało w Polsce jednak doprowadzone do absurdu - uważają dyrektorzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska