Mniej małżeństw i więcej rozwodów to tendencja ogólnopolska. Na Opolszczyźnie staje się ona jednak szczególnie niepokojąca. Jeszcze 20 lat temu byliśmy na poziomie średniej krajowej - na 1000 osób w wieku co najmniej 15 lat zawieranych było 8,8 małżeństw. W 2011 roku ten wskaźnik wynosił już tylko 5,9 (przy średniej krajowej 6,3) i lokował nasz region na drugim miejscu od końca. Mniej chętni do żeniaczki byli tylko Łodzianie. Na drugim biegunie znaleźli się mieszkańcy Podkarpacia z wynikiem 6,9.
Również w samym Opolu od trzech dekad nasila się awersja do małżeństwa. W 1980 na tysiąc mieszkańców (od 15 lat wzwyż) zawierano 12,2 małżeństwa. W 2011 było ich zaledwie 5,2. Wśród 39 dużych miast jesteśmy na 38. miejscu.
- Bije w nas migracja Opolan - mówi dr hab. Kazimierz Szczygielski, demograf z Politechniki Opolskiej. Odsetek wyjeżdżających za granicę jest na Opolszczyźnie dwa razy większy, niż w innych regionach kraju. Swoje robią też wyjazdy młodych Opolan na studia, co sprawia, że w tradycyjnym dla zawierania małżeństw przedziale wiekowym 20-24 lata, jest ich mniej.
- Ogromnie wzrosły aspiracje edukacyjne, zawodowe i życiowe młodych mieszkańców regionu. Małżeństwo bardzo często postrzegane jest jako przeszkoda w ich realizacji. Odkłada się je na później lub rezygnuje z niego w ogóle - dodaje prof. Marek S. Szczepański, socjolog z Uniwersytetu Opolskiego.
Kolejną przyczyną jest bezrobocie młodych ludzi, także tych po studiach. Bez pracy jest co czwarty posiadacz dyplomu.
- Odpowiedzialny człowiek, który decyduje się na małżeństwo, a w perspektywie na dziecko, musi mieć solidną stałą pracę. Bez zatrudnienia i stałych dochodów to jest niemożliwe. Kolejny problem to brak mieszkań. To, co się buduje jest poza finansowym zasięgiem młodych ludzi - dodaje prof. Szczepański.
- Małżeństwu sprzyja poczucie stabilności. Ciągłe wahadło - raz mam na życie, a raz nie mam - jest zbyt ryzykowne, by młodzi chcieli się pobierać. Dlatego w ramach opolskiej specjalnej strefy demograficznej chcemy stworzyć system bezpiecznej, stabilnej rodziny - podkreśla dr hab. Kazimierz Szczygielski.
Na razie Polacy coraz chętniej żyją na kocią łapę. W ciągu zaledwie dekady ich liczba niemal się podwoiła. W 2002 roku w kohabitacji żyło 396 tysięcy Polaków. W 2011 było to już 780 tysięcy.
Na Opolszczyźnie w 2002 roku w takich związkach żyło 10,8 tys. ludzi, a dwa lata temu już 18,6 tys. Oprócz kohabitacji czy konkubinatu pojawiły się nowe związki np. dinks - od angielskiego double income no kids, czyli podwójny dochód, żadnych dzieci.
Inną formą jest “latowanie" (living apart together) - ludzie są ze sobą, ale mieszkają osobno, często każde u swojej mamusi.
- To wszystko powoduje uwiąd instytucji małżeństwa - mówi prof. Marek Szczepański. - Na dodatek zwiększa się liczba rozwodów. Trzeba pamiętać, że na każdych 100 zawartych dziś małżeństw, 30 się rozpadnie - dodaje.
Opolszczyzna od 20 lat jest w środku rozwodowych statystyk, ale w 1990 było ich u nas 11,1 na 10 tysięcy ludności, a teraz to już 16,8.
Czytaj też**Rozwód po opolsku. Małżonkowie idą na wojnę**
W 2011 Opolanie zawarli 5210 małżeństw, a jednocześnie 1705 związków się rozpadło. Powyżej średniej krajowej mamy rozwodów na wsi. Od transformacji ustrojowej odsetek rozwodzących mieszkańców opolskich wsi wzrósł prawie dwuipółkrotnie (w miastach przyrost tylko o jedną czwartą). Powody wszędzie są takie same - niezgodność charakterów, zdrada i alkoholizm.
- Na Opolszczyźnie dochodzi jeszcze jeden czynnik - rozłąka - podkreśla prof. Marek Szczepański. - Jedno zostaje tu, drugie jest na saksach. Często ci ludzie tworzą alternatywne rodziny i wcześniej czy później dochodzi do rozwodu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?