Opolanie piją do upadłego

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
sxc.hu
Liczba spożywanego alkoholu rośnie w zastraszającym tempie. Rocznie wypijamyaż 9,25 litra spirytusu na głowę, wliczającw to małe dzieci i starców - to o 40 proc. więcejniż jeszcze w latach 90. Opolan na tle kraju wyróżnia tzw. europijaństwo, czyli popadanie w alkoholizm w trakcie wyjazdów do pracy za granicę.

Pijany rekordzista, który trafił do izby wytrzeźwień w Opolu, miał 4,18 promila. Zgarnęli go policjanci z drogówki za jazdę na rowerze. Pracownicy izby, którzy zbadali go alkomatem, nie mogli uwierzyć w wynik, który wyświetlił się na ekranie. Tym bardziej, że mężczyzna stał na nogach o własnych siłach.

- Teoretycznie po takiej dawce alkoholu ten człowiek powinien już nie żyć - mówi nam Tomasz, wieloletni pracownik izby wytrzeźwień. - Ale ja już w te przeliczniki nie wierzę. Mieliśmy tutaj wielu ludzi, którzy mieli w sobie około 4 promili. Niektórzy z nich wcale nie wyglądali na pijanych.

Elżbieta Urzędowska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Osobom Bezdomnym i Uzależnionym, której podlega izba wytrzeźwień, przyznaje, że trafiają tutaj wszyscy - niezależnie od wieku, płci i wykonywanego zawodu.

- Gościmy domowych awanturników, pracowników fizycznych, bezdomnych, ale także biznesmenów, a nawet osoby duchowne - przyznaje Urzędowska. - Zdarzają się także pijani nastolatkowie. Najmłodszy z nich miał zaledwie 15 lat.

Zgodnie z przepisami o umieszczeniu pijanego w izbie wytrzeźwień decydują policjanci i strażnicy miejscy. Z każdym zatrzymanym wiąże się inna historia.

Od wódki rozum krótki

Pijany ksiądz został zatrzymany, bo awanturował się w pociągu. Konduktor w końcu nie wytrzymał i wezwał policję, która zgarnęła go na najbliższej stacji. Natomiast w Strzelcach Opolskich 25-letni kierowca, mając 2,6 promila, doprowadził do wypadku samochodowego. W tym przypadku ze względu na charakter przestępstwa trafił prosto za kraty.

- Alkohol odbiera ludziom rozum... - uważa jeden ze strzeleckich policjantów, który woli zachować anonimowość. - Kolejne przykłady? Dwójka mieszkańców gminy Leśnica nie tak dawno znalazła pocisk z czasów II wojny światowej. Po wypiciu kilku głębszych uznali, że rozbroją go na własną rękę, a metal sprzedadzą w skupie złomu. Do rozcięcia pocisku użyli szlifierki. Prace nie trwały długo, bo chwilę później rozgrzana tarcza szlifierki doprowadziła do eksplozji. Wybuch był tak silny, że jeden z metalowych fragmentów amputował stopę jednemu z nich.

Z kolei mieszkaniec jednej z podstrzeleckich wsi pod wpływem mieszanki alkoholu z dopalaczami podpalił kamienicę, w której mieszkał. Pozostali lokatorzy, którzy uciekli przed pożarem na zewnątrz, widzieli sprawcę, jak kompletnie nagi biegał wokół budynku.

- Podejrzewaliśmy u niego chorobę psychiczną - dodaje funkcjonariusz. - Później wyszło na jaw, że główną przyczyną jego nietypowych zachowań był po prostu alkohol, z którym miał styczność od podstawówki. Kiedyś skrajna głupota po wódce robiła na mnie wrażenie, ale z czasem się przyzwyczaiłem i takie wybryki przestały mnie dziwić.

Pijemy od najmłodszych lat

Z danych agencji badawczej TNS Polska wynika, że alkohol pije z różną częstotliwością aż 89 proc. mężczyzn i 80 proc. kobiet.

Wśród pijących największą grupę stanowią osoby w wieku 18-24 lat. Tylko 6 proc. z nich deklaruje abstynencję.

Z 19-letnim Maćkiem umawiamy się na spotkanie w klubie AA w Strzelcach Opolskich. Zgodził się opowiedzieć o tym, jak pije dzisiejsza młodzież pod warunkiem, że nie podamy jego nazwiska i szkoły, w której się uczy. On sam jest zdiagnozowanym alkoholikiem, o czym jego koledzy jeszcze nie wiedzą.

To, że Maciek wpadł w nałóg, uświadomił mu dopiero terapeuta. Wcześniej uwagę na ilość wypijanych trunków zwróciła matka. Prosiła, żeby odstawił alkohol i zmienił towarzystwo, ale on nie chciał jej słuchać. Pukał się po głowie i odpowiadał jej, że jest przewrażliwiona. Tymczasem imprezy, na które wychodził Maciek, przedłużały się coraz bardziej. Potrafił pić w ciągu, który trwał 3-4 dni, czasem tydzień. Trzy tygodnie temu mama oznajmiła mu w końcu: "Pakuj się i spieprzaj z domu!".

- To był dla mnie szok, myślałem, że żartuje - przyznaje Maciek. -. Dziś wiem, że dobrze zrobiła, bo to był chyba ostatni moment, żeby przerwać picie.

Maciek twierdzi, że pod względem ilości wypijanego alkoholu nie wyróżnia się specjalnie wśród swoich kolegów.

- Piją prawie wszyscy z klasy - przyznaje. - Większość imprez zaczyna się w piątki, a standard to kilka piw i butelka wódki na głowę. Pije się w różnych miejscach: na domówkach, w barach, dyskotekach. Mi było wszystko jedno gdzie, byle się upodlić tak, żeby się urwał film. Jak trafiła się "grubsza" ekipa, to jechaliśmy się pobawić do Kędzierzyna-Koźla. Tam zawsze znalazł się jakiś nocleg. Rano piwo na kaca, kolejna impreza i tak w kółko aż do poniedziałku, a czasami wtorku.

Gdy weekendowe wypady przestały Maćkowi wystarczać, zaczął zabierać ze sobą wódkę do szkoły. Alkohol wypijał z kolegami w szkolnej toalecie.

- Kilka razy nas przyłapali, ale nauczyciele nic nam nie zrobili - dodaje Maciek. - Skonfiskowali wódkę i na tym się skończyło.

Panie, zrób pan coś z nią!

Bogdan Sekuła, terapeuta ds. uzależnień oraz pracownik oddziału detoksykacji szpitala psychiatrycznego w Toszku (woj. śląskie), przyznaje, że rośnie właśnie pokolenie, które nie wyobraża sobie życia bez alkoholu.

- Dwójka przedszkolaków zapytała mnie niedawno, czy ich sylwester się liczył, bo rodzice nie mieli w domu szampana i nie było czym wznieść toastu - mówi Sekuła. - To z pozoru niewinne pytanie zdradza, że w niektórych domach panuje wręcz kult alkoholu. Skoro go nie ma, to nie ma też imprezy. Tak wychowujemy własne dzieci.

Skutki takiego wychowania? Kilka tygodni temu do Bogdana zgłosił się jeden z biznesmenów, który prowadzi pod Strzelcami firmę budowlaną. Przywlókł ze sobą 16-letnią córkę.

- Panie zrób pan coś z nią, bo już trzeci raz mi ją policja przywiozła. Była nawalona w sztok i nie wiadomo, co robiła! - denerwował się ojciec.

Po przeprowadzeniu wywiadu okazało się, że tatuś też za kołnierz nie wylewa. Choć wielokrotnie tłumaczył córce, że picie jest "be", to jego słowa niewiele znaczyły, bo gdy kończył swoje wywody, otwierał czteropak z piwem, żeby zrelaksować się przed telewizorem po ciężkim dniu pracy.

- W narodzie tkwi też nawyk gloryfikowania alkoholu i mówienia o nim z przymrużeniem oka - uważa Teresa Sekuła, kierownik strzeleckiego klubu AA, a prywatnie żona Bogdana. - Imponuje nam, gdy ktoś potrafi wypić butelkę wódki i jeszcze stoi. Mówimy wtedy "ten to ma mocną głowę". Na zabawach organizujemy konkursy, w których główną atrakcją jest wódka, a po nich opowiadamy, kto ile zwymiotował. Reklamy przekonują nas w międzyczasie, że jeśli chcesz być silny jak żubr albo harnaś, to koniecznie musisz pić piwo. To wszystko sprawia, że pijemy coraz częściej i coraz więcej.

Pijemy coraz więcej

Obserwacje terapeutów potwierdzają statystyki. Według najnowszych danych GUS-u w ciągu roku wypijamy aż 9,25 litra czystego alkoholu w różnej postaci. Gdyby przeliczyć to na jeden rodzaj trunku, oznaczałoby to, że opróżniamy rocznie ok. 460 dużych piw albo 130 butelek wina, albo 50 butelek wódki. Co ciekawe statystyki uwzględniają tylko legalnie zakupiony alkohol na terenie kraju. Nie biorą pod uwagę np. bimbru pędzonego w piwnicach albo alkoholu kupionego w Czechach.

Według GUS-u pijemy obecnie o 40 proc. więcej niż w latach 90. Dla przykładu w 1993 roku wlewaliśmy w siebie "tylko" 6,52 litra czystego alkoholu. Co ciekawe, statystycznie pijemy nawet więcej niż w czasach "komuny", gdy spożywanie alkoholu w zakładach pracy było powszechne.

- To dlatego, że poza wódką, która kiedyś była masowo spożywana, dziś pijemy dużo więcej piwa i wina - tłumaczy Krzysztof Brzózka, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. - Ponadto społeczeństwo może sobie pozwolić na zakup większej ilości alkoholu. Dla przykładu w 2001 roku za średnią pensję mogliśmy kupić 88 butelek wódki. Obecnie to około 174 butelek.

Według agencji badawczej TNS Polska częściej po alkohol sięgają osoby z wyższym wykształceniem niż ze średnim. Nie ma jednak większego znaczenia, czy mieszkają w mieście, czy na wsi. Najczęściej pijemy we własnych domach, u znajomych oraz w pubach i w restauracjach. Aż 65 proc. osób deklaruje, że pije dla relaksu, 15 proc. - żeby dotrzymać towarzystwa znajomym, 10 proc. z okazji urodzin, a 6 proc. w święta.

- Co prawda pijemy mniej niż Czesi, ale jednorazowo potrafimy wlać w siebie znacznie więcej alkoholu - zauważa Brzózka. - Mówiąc wprost: w Polsce pije się rzadziej, ale do upadłego.

Agencja TNS podaje, że nieco powyżej średniej krajowej piją mieszkańcy północy Polski oraz województw: dolnośląskiego, małopolskiego i opolskiego, ale nie precyzuje, jak duże są różnice.

Europijaństwo

Księdza Marcina Marsollka, który kieruje Wojewódzkim Ośrodkiem Terapii Uzależnień, nie dziwi, że Opolanie piją więcej niż sąsiedzi.

- Żeby się o tym przekonać wcale nie trzeba badań - mówi. - Wystarczy przejść się w niedzielny wieczór na którąś ze stacji benzynowych, gdzie czekają busy przygotowane do wyjazdu na Zachód. W czasie, gdy kierowcy tankują auta, pasażerowie kupują wódkę, żeby trasa szybko zleciała.

W slangu osób jeżdżących za granicę takie "upodlenie" się w busie nazywane jest "teleportacją". Chodzi o to, żeby się upić, zasnąć i obudzić dopiero na miejscu.

- Ludzie, którzy przebywają za granicą, wypijają ogromne ilości alkoholu także wieczorami po pracy - dodaje ks. Marsollek. - Wracają do pustych domów, nie mają co zrobić z czasem, więc sięgają po piwo, wódkę lub marihuanę. Wiele z tych osób po latach trafia do nas na terapię. Często decydują się na leczenie dopiero wtedy, gdy relacje z rodziną kompletnie się już rozpadły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska