Opolanie polują na pokemony. Gra Pokemon Go wyciągnęła ich z domów

Redakcja
Spotkanie na lurowaniu na „górce śmierci” w Opolu. Pokemony łapało około pół setki opolan.
Spotkanie na lurowaniu na „górce śmierci” w Opolu. Pokemony łapało około pół setki opolan. Sławomir Mielnik (o)
Spotkajmy się na potrójnym lurze – proponuje Dawid. Nie wiesz, co to lur? To znaczy, że nie grasz w Pokemon Go. Dziwne, bo to hit także w Opolu – na lur na „górce śmierci” przyszło pół setki ludzi! Łapali pokemony.

Propozycję spotkania na potrójnym lurze Dawid obwieścił też na fejsbuko­wej grupie Pokemon Go Opole. Nie masz zielonego pojęcia, co to lur i lurowanie? Ja też nie miałam, do minionego wtorku.

No więc wyobraź sobie grupkę około pięćdziesięciu osób, bo tyle zareagowało na wezwanie Dawida (owszem, dodał też, że będzie na tym lurze dziennikarz nto). Siedzą w okolicach na trawie i delikatnie uderzają palcami w ekrany telefonów. Niektórzy przyszli z psami, bo pokemony to obecnie najlepsi przyjaciele domowych czworonogów, które trzeba wyprowadzać.

Owe pół setki osób to łowcy stworków kojarzonych do tej pory głównie z filmami i animami sprzed 20 lat. Teraz te wirtualne potworki zamieszkują świat, Polskę, Opole, a na dawnym osiedlu ZWM jest ich sporo, szczególnie w okolicach „górki śmierci”. Bo tu są lury. Lury zaś to przedmioty służące do zwabiania potworków. Tak jak w prawdziwych łowach czy wędkowaniu nęci się zwierzynę i ryby, tak w tej grze nęci się wirtualnymi lurami pokemony.

Gra oficjalnie jest w Polsce od tygodnia (nieoficjalnie od dwóch-trzech). Gra się w nią indywidualnie, ale coraz częściej dochodzi do takiego wspólnego lurowania. Kilka dni temu gracze lurowali też – w sile 30 osób – nocą, w centrum Opola. Zaczęli o 21.00, skończyli o 3.00. Łowy były owocne. – Na tych nocnych łowach level skoczył mi o dwa poziomy! – cieszy się Weronika.

Level, czyli poziom. Im wyższy poziom, tym lepszym jesteś trenerem pokomenów. Ale żeby awansować, trzeba się ruszyć. Wziąć komórkę w garść (a jak masz psa – to i jego), włączyć aplikację z grą, włączyć kamerkę oraz mapy Google – i spacerować, spacerować, spacerować.

Podczas spaceru patrzysz w ekran komórki i widzisz świat dokładnie taki, jaki jest – z tą jednak różnicą, że żyją w nim pokemony. Gdy są w twoim zasięgu, telefon wibruje, a ty zaczynasz łowy.

– Ważne, że tu nie ma agresji. Nie zabijamy pokemonów, tylko łowimy je w takie kuliste „domki” – dodaje prof. Krystyna Słodczyk z Opola. Też gra, podkreśla, że fenomen tej gry polega m.in. na tym, że łączy pokolenia.
Poza tym – nakazuje być fit.

I jeszcze działa jak przewodnik turystyczny po najbliższej okolicy.
Oczywiście nie brakuje też elementów grozy: plotka mówi, że jeden z graczy zapatrzony w ekran telefonu spadł z mostu.
Wszystko to sprawia, że Pokemon Go to hit ostatnich dni na świecie, w Polsce i w Opolu. Nie było jeszcze gry komputerowej, która sprawiła, że ludzie tak licznie wyszli dla niej na ulice czy do parków.

Skwer pod Miejską Biblioteką Publiczną w Opolu. Gdy patrzymy na ekran smart­fona, widzimy wszystko realne: chodnik, drzewa, trawę, murek. Tylko na tym murku jest coś niezwykłego – to jakiś mutant, ni to ptak, ni to robot. Nazywany jest gołąbkiem, bo faktycznie, jak mu się przyjrzeć – przypomina tego ptaszka. Stoi, potem podskakuje, trzepie zalotnie piórkami i łypie oczkiem. Fajny jest!

– On akurat jest dość pospolity, ale wezmę go do kolekcji – mówi Magdalena Kurowska z Opola i naciska czerwoną kulkę na ekranie telefonu, którą celuje w gołąbka. Ma go!

– Chodźmy na drugą stronę ulicy, tam jest takie miejsce w tej grze, które przyciąga pokemony – mówi Magda. Podchodzimy wpatrzeni w telefon. Faktycznie, są, i to dwa: puchate, fioletowe, okrągłe. – Tych nie znam! – mówi Magda. – I są pełne energii!

Jednego łapie do kulki bez problemu. Z drugim trzeba się trochę namęczyć. Niepotrzebnie rozmawiamy i – łobuz – wykorzystuje chwilę nieuwagi, znika z ekranu. Po minucie znów się pojawia i ostatecznie ląduje w kolekcji Magdy.
Jeśli widzisz na ulicy czy w parku człowieka, który wolno maszeruje wpatrzony w ekran telefonu, czasem zawraca i kręci się w jednym miejscu – to może być łowca pokemonów.

Marcin zgarnął Alectabuzza, idąc do dziewczyny. Na wysokości pływalni Akwarium w Opolu jego telefon zaczął wibrować. W miejscu dość tajemniczym, bo obok wejścia do… schronu. Tuż obok pływalni, w małym parku, znajduje się bowiem relikt z czasów zimnej wojny – schron. Tam właśnie stał „alect”.

– Telefon zaczął wibrować, spojrzałem na ekran i namierzyłem kolesia. Lekki ruch palcem po ekranie i – bam! – mam go w kulce – opowiada Marcin.
– Gram od niemal dwóch tygodni, a najciekawszy pokemon u mnie to Hypno 1014cp, jakieś ciekawsze pokemony można złapać np. przy „okrąglaku”, wczoraj tam miałem Growithe i Electabau – mówi Dawid, którego zaczepiam na fejsbukowej grupie Pokemon Go Opole. – Nie czekałem na polskie Pokemon Go. Po co? Serwery i apki nie znają granic.
– Też nie czekałam, 2-3 dni po światowej premierze miałam na swoim telefonie pokebole (kulki) czekające na nowe pokemony – stwierdza Magdalena Kurowska, która nawet opisała już pokemony na swym blogu.

Zresztą polska wersja jest krytykowana – bo niedopracowana, bardziej beta niż ostateczna. Tak przynajmniej mówią fachowcy.

To nieprawda, że w Pokemon Go grają tylko studenci czy szkolna młodzież, bo to czas wakacji, więc mają teraz dużo wolnego czasu. Maciej Czarniawski (pracuje w branży IT) w tygodniu, łowiąc pokemony, przechodzi ponad 80 kilometrów i jest na… 21. levelu (poziomie).

Zgubił już kilka kilo i ma coraz lepszą kondycję! Pierwszego stwora złapał, gdy wyszedł z biura. Od tego czasu przestał dojeżdżać do pracy miejską komunikacją, tylko idzie spacerkiem. Przystaje, namierza, łowi...

– Tak, to już pewnego rodzaju uzależnienie – przyznaje z uśmiechem. – Ale przynajmniej zdrowe, bo wcześniej po pracy jechałem do domu i tam się zamykałem. Teraz chodzę, odkrywam ulice, detale architektoniczne kamienic, uroki parków!
Magda zaś, choć od wielu lat mieszka w Opolu i – jak sądziła – zna miasto dobrze, dopiero teraz zrozumiała, że się myliła. – Czy pani wie, że na rogu ulic Plebiscytowej i Ozimskiej jest pomnik? - pyta. - Nie wie pani. Ja też nie wiedziałam, dopóki, nie po­szłam tam za jednym z pokemonów!

To nie gra, to zjawisko społeczne, komentowane przez socjologów i psychologów. Wielbiciele gry zwracają uwagę, że pozwala ona na realizację lub powstanie trzech pasji: – Do gier komputerowych, do bycia fit, do poznawania uroków najbliższej okolicy, jej zabytków, terenów rekreacyjnych – mówi Maciej. Nie sprawi sobie psa, bo ukochana ma alergię. A szkoda – bo psy właścicieli z polskich miast chyba sporo zawdzięczają pokemonom: wreszcie chodzą z nimi na częste i długie spacery.

– W Stanach Zjednoczonych modę na Pokemon Go wykorzystano w ten sposób, że w schroniskach dla zwierząt udostępniane są graczom tamtejsze psy. Idą z graczem do parku na łowy – podpowiada polskim właścicielom schronisk Marcin.
Pies obwąchuje krzaczki, a wyprowadzający go poluje w tym czasie na wirtualne stworzenia. Tymczasem po internecie krąży zdjęcie puchatego młodego psiaka, który leży na dywanie, wyraźnie wycieńczony jakimś wysiłkiem fizycznym. Z jego głowy wychodzi dymek z taką oto psią refleksją: „To już dzisiaj piąty spacer! Ileż można? I do licha, CO TO SĄ TE POKEMONY???”.

Dr Krystyna Słodczyk, opolska ekolożka, też gra. – Jestem zachwycona – mówi. – Gra wyciąga masy ludzi z domu. W parkach, w poszukiwaniu pokemonów spotykam się z innymi ludźmi, młodymi. Wymieniamy się doświadczeniami, uczymy nawzajem, jakiej techniki użyć, by rzut ballem był skuteczny… Ta gra nie tylko sprawiła, że ludzie, szczególnie ci wcześniej przyspawani do foteli przed kompami, wylegli na dwór. Ona także łączy pokolenia! I wbrew pozorom ta gra nie ma w sobie agresji. Bo rzucając kulką w pokemona, robię to nie po to, aby go zabić, ale aby go zamknąć w domku, dołączyć do kolekcji.
A potem stworki się doładowuje (im więcej chodzisz, tym więcej twój stworek ma energii), dokarmia się je, szkoli, aby brały udział w pojedynkach. Jeśli w pojedynku będą ranne – można je leczyć.

– Jeśli mam paru przedstawicieli danego gatunku, to mogę niektóre z nich oddać tzw. Profesorowi, w zamian dostanę cukierki, którymi karmię inne pokemony – wyjaśnia Magda.

A, i jeszcze można wykluwać stworki z jajek. Tylko że aby to zrobić, również trzeba sporo maszerować.
I w tej grze trzeba chodzić, ale nie można iść na skróty – na przykład wsiąść w auto i wygodnie w nim rozpartym jeździć po okolicy oraz nabijać kilometry, od których będą puchły energią nasze pokemony i jajka. Nic z tych rzeczy. Aplikacja nie działa, jeśli ktoś porusza się z prędkością powyżej 20 km/godz. Można więc ewentualnie jeździć rowerkiem (a to przecież służy zdrowiu), a i to nie za szybko.

– Raz miałam pokemona w aucie – opowiada Magda. – To było na postoju przed czerwonymi światłami. Czekamy w korku, a tu mój telefon wibruje. Patrzę na monitor, a obok mam pokemona! Złapałam go, ale na szczęście byłam pasażerką.

Sama nazwa pokemon brzmi znajomo. Kto z nas, dzieciatych już, nie widział animowanych filmików o tym tytule? Pokemony to gry, ale po sukcesie pierwszych z nich, jakieś 20 lat temu, stały się też żelaznymi elementami anime, mang oraz wszelkich japońskich kreskówek.

Wielu z nas stało się ich fanami. Pokemony strzelały, jarzyły się, ewoluowały, pluły energią, miotały błyskawicami. Zabijały i były zabijane. Zmartwychwstawały. Każdy miał swoją nazwę i miłośników, ale kultowy był Pikachu. Ekran telewizora czy kinowy podczas wyświetlanych akcji z poke­monami aż trząsł się od energii. Szybko okazało się, że niektóre dzieci w czasie seansów filmowych były tak intensywnie atakowane bodźcami wizualnymi i dźwiękowymi, że dostawały ataku epilepsji…

Od tamtych czasów (a były to lata 90.) pokemony żyły sobie własnym życiem, co rusz reaktywowane w jakimś filmiku lub grze, ale dopiero teraz nadszedł ich wielki come­back. Czytamy o nich nie tylko w branżowych pismach i na portalach, ale w codziennych gazetach, słyszymy o nich w telewizyjnych wiadomościach i to w głównych wydaniach (tyle że po temacie podwyżek dla parlamentarzystów i członków polskiego rządu).

Są tematem numer jeden i to nie dlatego, że mamy wakacje, a więc sezon ogórkowy w dziennikarskich tematach. Nie – bo tego sezonu nie ma. Pokemony Go są po prostu nowym bardzo ważnym zjawiskiem w życiu człowieka XXI wieku. Same sobie są sensacją, zresztą nie tylko z uwagi na masowy charakter tej gry, wręcz inwazję pokemonów na całym świecie.
Najpierw sensacyjne newsy przychodziły z zagranicy, głównie z USA: 19-letnia Shayla Wiggins, szukając pokemonów w okolicach swojego domu, odkryła pływające w rzece zwłoki. Cud, że jej samej nic się nie stało, celem złapania pokemona przeskakiwała bowiem przez wysoki płot.

17-letni Marcus Jackson, mieszkaniec Chicago, miał mniej szczęścia, choć trudno powiedzieć żeby sam nie był sobie winien. Polując na pokemony wszedł „niechcący” do dzielnicy uważanej za niebezpieczną. Młodzieniec z iPhonem zwrócił uwagę rabusia, który najpierw dźgnął go nożem, a później ukradł telefon.

21-latek z USA przeciął sobie rękę, jadąc na deskorolce – oczywiście był wpatrzony w telefon i szukał pokemonów.

22-letni Kyrie Tompkins potknął się na chodniku i skręcił sobie kostkę.

23 letnia Lindsay Plunkett poślizgnęła się w deszczu na schodku w muzeum – jest poobijana.

A, była jeszcze informacja o chłopcu, który zaaferowany grą spadł z mostu i zabił się. Ale szybko zniknęła z internetowych serwisów informacyjnych, może to była już kaczka dziennikarska?

Oczywiście pojawiły się szybko głosy oburzenia: człowiek biega po mieście za wirtualnymi stworami i im poświęca czas, zamiast zrobić coś użytecznego. Jest przy tym tak zaopatrzony w ekran swego smartfona, że nie zauważa nawet, iż wpada pod ciężarówkę.

– Ta gra nie jest zła – mówi psycholog Magdalena Muszko z Opola. – Po prostu jak każda masowa moda obnaża nasze słabe strony: łatwość ulegania technicznym nowinkom, przenoszenia się w wirtualną rzeczywistość i budowanie w niej więzi emocjonalnych. Czy Pokemon Go stanowi zagrożenie dla naszego życia i zdrowia? Cóż, przecież pod ciężarówkę można też wpaść, idąc ulicą i pisząc esemesy lub obserwując fejsbukowy profil.

Nie tylko uganiając się za pokemonami, można wejść w niebezpieczne rewiry albo się po­tknąć. O wiele gorszy jest dla mnie widok kierowcy, który jadąc samochodem, esemesuje lub rozmawia przez komórkę. Grając w stare, dobre harcerskie podchody, też można natrafić na jakieś szczątki, nieprzyjemne znaleziska. Po prostu w każdej dziedzinie niezbędny jest rozsądek.

Owszem, czasem lokalizacja stworów budzi zastrzeżenia. Zrozumiałe jest oburzenie przedstawicieli miejsc w rodzaju muzeum w Oświęcimiu czy Muzeum Holocaustu w Nowym Jorku, gdzie w ślad za pojawiającymi się tam stworami ruszyli gracze – często przypadkowi i mający historię w nosie. Pewne zdumienie budzi też fakt, że wirtualne istnienia można też upolować w kościołach. Jednego z nich, podczas mszy, złowiono w katedrze opolskiej. Jeśli spojrzeć na mapę Opolszczyzny, na której gracze zaznaczają miejsca, gdzie upolowali jakieś „poke”, faktycznie sporo jest tam obiektów parafialnych, w sąsiedztwie kościołów sytuowane są też tzw. gymy, miejsca spotkań pojedynkujących się pokemonów. Jedno z nich jest na przykład koło parafii bł. Czesława w Opolu.

Z drugiej strony, zatrzęsienie tych istot jest w okolicach Elektrowni Opole w Brzeziu (tak przynajmniej wynika z map). Chyba budowniczowie kolejnych bloków lubią tę zabawę...

– Miejsca, gdzie można spotkać poke­mony, generowane są losowo – mówi Maciej Czarniawski. – Poza tym gra oparta jest na schemacie innej gry, Igress, której akcja też toczy się w świecie rzeczywistym z wykorzystaniem podkładów map Google, na której umieszczano wirtualne obiekty. Teraz lokalizację tych obiektów wykorzystuje się w Pokemon Go. Gra jest tak napisana, aby obiektów oraz samych bohaterów gry było najwięcej w miejscach publicznych, takich jak deptaki, parki, obiekty sportowe oraz tam, gdzie stwierdzono najczęstsze lokowanie się użytkowników telefonów do sieci.

Firma, która wypuściła Pokemon Go, odnotowuje rekordowe zyski, portale biznesowe donoszą, że w ciągu kilku giełdowych sesji akcje wzrosły o 100 procent. Sama aplikacja jest wprawdzie darmowa, ale wszelkie powiązane z nią gadżety już nie. No i o poke­monach mówi się teraz wszędzie i przy każdej okazji, ostatnio dyrekcja Okęcia wydała komunikat, że stworki pojawiły się w terminalach i uprasza się graczy o zachowanie rozsądku i niezapuszczanie się podczas łowów w miejsca, gdzie wstęp jest wzbroniony.

Gracze też już zaczynają zarabiać – podłamują się innym, by na ich konto łowić stworki, albo sprzedają własne konta innym, którzy chcą się pochwalić rekordowymi kolekcjami.

- To już oczywiście jest wypaczenie, a nie prawdziwa gra – zastrzega Maciej.
Pojawiły się też oferty pracy, i to w Opolu. „Zawsze czułeś, że będzie Ci dane zostać najlepszym na świecie trenerem Pokemon? Jesteś pełnoletni i masz trochę czasu wolnego? Chcesz zarobić prawdziwe pieniądze, które później możesz wymienić na Pokecoiny w grze? Aplikuj do pracy i pomóż nam złapać wszystkie 150 Pokemonów” – brzmi anons rozsyłany przez jedną z firm rekrutacyjnych.

Wymagana jest dyspozycyjność, znajomość aplikacji mobilnej Pokemon Go, gotowość do pracy w terenie, pozytywne nastawienie i chęć dobrej zabawy. W zamian można liczyć na wynagrodzenie w wysokości 10 zł netto za godzinę na umowę-zlecenie, telefon służbowy z zainstalowaną aplikacją, odzież sportową, wyżywienie…

Opolskie bary, sklepy, restauracje dla młodych marzą o tym, aby w ich lokalizacji były lury i pojawiały się pokemony, a jeśli tak się stanie – natychmiast chwalą się tym w internecie.
Jedno jest pewne: lato 2016 stoi pod znakiem pokemonów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska