Opolanie w Indiach. Mistycyzmu nie znaleźliśmy

Katarzyna Kownacka
Europejczyków fascynuje duchowość Indii. My jej nie doświadczyliśmy. Zauważyliśmy za to, że Hindusi są materialistami - mówią opolanie, którzy zjechali ten kraj.

Ubikacja dla turysty kosztuje 10 rupii, dla miejscowych - jedną. Wejście do Tadż Mahal, słynnej świątyni miłości, dla przyjezdnych to koszt 750 rupii, dla Hindusów - 50. Tak samo jest z posiłkami czy noclegami. Dysproporcje w cenach dla "swoich" i "obcych" są ogromne - kwitują opolscy globtroterzy. Renata Płużek, Łukasz Kustrzyński, Radosław Święs, Łukasz Szmidt, Piotr Siczek i Anisa Raik podróżowali po północnych Indiach przez 5 tygodni.

- W którejś z kawiarń po drodze kawa była po 20 rupii - opowiada Łukasz Schmidt. - Kiedy ją zamówiłem, kelner zebrał karty i poprawił cenę korektorem na 40 rupii. Tyle zażądał ode mnie, kiedy poprosiłem o rachunek. Jak się próbowałem wykłócać, pokazał mi kartę z nowymi cenami…

Pierwsza zasada: targuj się

- Upatrzyłem sobie zegarek - opowiada też opolanin. - Kosztował 1200 rupii, czyli około 25 dolarów. Próbowałem zbijać cenę, ale się nie udało. Następnego dnia w tym samym sklepie ten sam zegarek u innego sprzedawcy kosztował 500 rupii!

Renata Płużek: - Jeśli chodzi o pieniądze, to zasada numer jeden w Indiach brzmi: targować się. Każdą cenę można zbić o połowę, a i tak zapewne realna wartość usługi czy towaru to jedna czwarta kwoty.

- Mój brat był kilka razy na południu Indii w aśramach - uprawiał jogę, medytował - mówi Łukasz Kustrzyński. - Mówił, że duchowo się odradza. Ja tego nie doświadczyłem. Może właśnie dlatego, że Hindusi, których spotkaliśmy, byli wielkimi materialistami. Cały czas kombinowali, jak zedrzeć z turysty. Przekonałem się za to, jak bardzo żyjemy ponad stan. Po takiej podróży i oglądaniu skrajnej nędzy wiem, że z dwiema koszulami, trzema parami majtek i jedną butów też da się żyć.

Opolanie po północnych Indiach podróżowali w środku naszego lata. - Zaryzykowaliśmy, bo jest tam wtedy pora deszczowa, a w związku z tym znacznie taniej - mówią. -I wygraliśmy. Podczas pięciotygodniowego wyjazdu deszczu mieliśmy bodaj dwa dni. A koszt zmieścił się w 4 tysiącach złotych z dolotem. Bilet samolotem do Delhi udało się nam dostać za 1800 złotych.

- Z tym, że była to typowo backpackerska wyprawa - zaznacza Renata Płużek. - Plecaki pakowaliśmy tak, by nie ważyły więcej niż 9-10 kilogramów. Wzięliśmy niewiele szybkoschnących rzeczy. No, a przede wszystkim trzymaliśmy się zasady: zwiedzić maksymalnie dużo za minimalną kwotę.
Sacrum i profanum

Plan się powiódł. Opolanie byli m.in. w mieście Amritsar w stanie Pendżab, gdzie znajduje się Złota Świątynia, najważniejsze miejsce dla Sikhów. Sikhizm to religia praktykowana właśnie głównie w Pendżabie, określana jako połączenie islamu i hinduizmu. Ortodoksyjnych sikhów łatwo poznać - chodzą z mieczami u boku. W Złotej Świątyni, ze wszystkich stron otoczonej wodą, która podobno ma właściwości lecznicze, znajduje się święta księga tej religii.
Zwiedzili także Waranasi - święte miasto Hindusów, położone nad Gangesem, w którym codziennie tysiące ludzi dokonuje rytualnych kąpieli, by oczyścić się duchowo. Najbardziej charakterystyczne dla miasta są ghaty - schody ciągnące się wzdłuż Gangesu. Służą nie tylko spacerom i pielgrzymkom. Ustawia się też na nich stosy i pali zmarłych. - Ze trzy godziny obserwowaliśmy jedno z takich miejsc kremacji - opowiada Renata Płużek. - Stosów było z dziesięć, ciała zmarłych na nich układano albo po prostu rzucano. Obok rodziny czekały na kremację, jakaś krowa sikała do kanału. Toczyło się życie. Sacrum mieszało się z profanum. To było jedno z najbardziej egzystencjalnych doświadczeń w moim życiu.

Od miłości do rozkoszy
Backpackerzy byli też w Jaipurze, stolicy Radżasthanu, gdzie jest pałac-forteca o nazwie Fort Bursztynowy; w Agrze, gdzie znajduje się Tadż Mahal, i w Kajuraho - miejscowości, w której jest zespół świątyń z IX-XII wieku. Zasłynęły zdobieniami - płaskorzeźbami ze śmiałymi scenami erotycznymi. Nazywa się je Kamasutrą w kamieniu albo podręcznikiem rozkoszy. - Ale opowieści o tym, jak bardzo są szokujące albo gorszące, to lekka przesada. W końcu seks jest rzeczą normalną i przyjemną - wzrusza ramionami Radosław Święs. - W każdym razie z wypiekami na twarzy się tam nie chodzi.

Ostatni tydzień wyjazdu opolanie spędzili typowo wypoczynkowo - na wyspie Diu, malowniczym miejscu, które było kolonią portugalską. - Tam mieliśmy relaks i wreszcie jedliśmy smacznie, bo codzienne, tanie hinduskie jedzenie wcale nie jest tak rewelacyjne - opowiadali. - Mięso tam to rarytas, za to do wszystkiego, łącznie z herbatą, dodają masalę - najpopularniejszą przyprawę.

Kaszmir jak z bajki
W niemal luksusowych warunkach udało im się zamieszkać w Kaszmirze, gdzie dociera niewielu turystów. Traktowany jest jako zbyt niebezpieczny. Władze oraz przewodniki odradzają podróże tam. - Bo w tym rejonie ciągle toczy się wojna miedzy Indiami i Pakistanem, dla których Kaszmir to sporne terytorium - opowiadają opolanie. - Żadne ubezpieczenie nie obejmuje tego miejsca. Na miejscu jest niby spokój, ale cały czas coś wisi w powietrzu. I widać sporo wojska. Kiedy wyjeżdżaliśmy już z Indii do Polski, na lotnisku usłyszeliśmy informacje o kolejnej potyczce, w której w Kaszmirze właśnie zginęło kilku hinduskich żołnierzy.

Trafili w miejsce kipiące egzotyczną zielenią, otoczone górami. - Tam jest jak w Szwajcarii - mówi Radosław Święs. - Kiedy ucichną strzały, Kaszmir może się stać wielką turystyczną atrakcją.
- Przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania - zachwyca się Renata Płużek. - Mieliśmy tam być dzień, a zostaliśmy trzy. Wynajęliśmy starą, drewnianą, stylizowaną na kolonialną łódź. Do tego była mała łódka, którą mogliśmy się poruszać, bo dookoła było jezioro Dal porośnięte pięknymi liliami wodnymi i kwiatami lotosu. No i udało nam się znacznie zbić cenę wynajmu…
Piękne widoki, najsmaczniejsza zielona herbata z cynamonem i… spore ilości rosnącego wokół haszyszu - to też wspomnienia z Kaszmiru. - Miejscowi sklepikarze, którzy swoje centra handlowe mają na łódkach, pod drugim dnem chowają ten specjał - śmieje się Radosław Święs. - Zapytałem naszego gospodarza, czy uprawianie haszyszu jest u nich dozwolone. Powiedział, że nie, ale nie można sobie z tym poradzić. I dodał: idź do miasteczka i zobacz, czym jest obrośnięty posterunek policji…

Garść rad, jakie dla turystów mają opolscy globtroterzy?
- Podróżować koleją - mówi Renata Płużek. - To śmiesznie tani środek transportu. Odległość 1300 km przemierzyliśmy za kilkanaście złotych. Ale podróż trzeba rezerwować dwa, trzy dni wcześniej. Jeśli latać, to tanimi liniami typu King Fisher czy Air Asia. Cena lotu w kraju - już od 200-300 złotych. Trzeba też zabrać ze sobą mokre chusteczki, kremy z filtrami i tampony. Tam ich nie ma. A kto chce sobie zaoszczędzić permanentnej biegunki, powinien brać probiotyk. Najlepiej zacząć trzy dni przed wyjazdem. Praktykowałam to już w innych egzotycznych regionach świata. Szkoda czasu na takie przygody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska