Opolanka kręci film o generale Dietrichu von Choltitz

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Timo von Choltitz w wywiadzie, który częściowo znajdzie się w filmie, broni - co oczywiste - dobrego imienia ojca.
Timo von Choltitz w wywiadzie, który częściowo znajdzie się w filmie, broni - co oczywiste - dobrego imienia ojca. Archiwum prywatne
Dagmara Spolniak, kręci film o urodzonym w Łące Prudnickiej ostatnim niemieckim komendancie Paryża, który odważył się sprzeciwić Hitlerowi.

Dagmara Spolniak jest doktorem historii i historykiem sztuki, pasjonatką dziejów Śląska Opolskiego i m.in. epoki Napoleona. Współpracuje od lat z TVP Historia. Ma w dorobku wiele programów od felietonów do reportaży i poważnych dokumentów. Niedawno nakręciła właśnie dla tego kanału dokument o historii brudu. Obecnie pracuje nad filmem o generale Dietrichu von Choltitzu (producentem wykonawczym jest Dariusz Kuczera i opolska firma Seabiscuit; koproducentem Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej).

Na ślady generała, ostatniego niemieckiego gubernatora Paryża (nominację odebrał w sierpniu 1944 w słynnym Wilczym Szańcu) natknęła się nieco przypadkiem w internecie. Zainteresował ją tym mocniej, że von Choltiz ma korzenie śląskie, a nawet opolskie. Urodził się w 1894 roku w Łące Prudnickiej. Pradziad generała kupił tamtejszy zamek w połowie XIX stulecia. Choltitzowie byli spokrewnieni z Odrowążami. Prawdopodobnie dzięki temu pokrewieństwu herb von Choltitzów można znaleźć na Wawelu.

Rodzina miała korzenie śląskie i europejskie jednocześnie. Jeden z przodków generała był gubernatorem we Lwowie, a także szefem policji w Wiedniu, gdzie współpracował z austriackim ministrem spraw zagranicznych Metternichem. Śląska gałąź rodu była związana m.in. z rejonem Głubczyc i Opawy.

- Zależy mi na tym, aby dzięki temu filmowi Paryż mrugnął do Łąki Prudnickiej - mówi Dagmara Spolniak. - Kibicuję obecnym właścicielom pałacu, w którym Choltitz się urodził i mam nadzieję, że Łąka Prudnicka zostanie w pamięci widzów jako coś więcej niż łąka.
Autorka filmu przyznaje, że niełatwo było pozyskać zainteresowanie Choltitzem na Śląsku Opolskim. Boje o film prowadziła przez kilka lat. Natomiast pomysł został przyjęty z aprobatą, a nawet z entuzjazmem w TVP Historia. Droga do powstania filmu została tym samym otwarta. Wszystko wskazuje na to, że jesienią - we wrześniu lub październiku 2015 roku - zostanie on pokazany w TVP Historia.

Nie ma wątpliwości, że jego bohater, Dietrich von Choltitz, przeszedł do historii jako ten, kto nie wysadził i nie podpalił Paryża choć mógł to zrobić. A nawet otrzymał wyraźny rozkaz Hitlera, by to uczynić.

- Jestem jednak daleka od tego, by tworzyć jednostronną apologetykę Choltitza - przyznaje Dagmara Spolniak. - Mam świadomość, że był postacią niejednoznaczną i motywy jego postępowania trudno dziś do końca odsłonić. Jedno nie budzi wątpliwości. Gdyby wykonał rozkaz, nie byłoby dziś pewnie grobu Napoleona w Kościele Inwalidów, Łuku Tryumfalnego, Montmartre'u, Wersalu, mostów na Sekwanie i wielu innych miejsc, z którymi kojarzymy stolicę Francji.

To, iż von Choltitz odważył się powiedzieć “nie" Fuehrerowi, samo w sobie było aktem odwagi tym większym, że ów wódz był szaleńcem, a im bliżej było końca wojny, tym bardziej nieracjonalnie się zachowywał. Generał, doświadczony żołnierz, który był zawodowym oficerem już w pierwszej wojnie światowej, bił się w kampanii 1939 roku w Polsce w bitwie nad Bzurą i dotarł z armią niemiecką aż w okolice Sewastopola, nie miał prawdopodobnie złudzeń co do losów wojny. Być może o tyle łatwiej na pytanie: "Czy Paryż płonie?" zadane mu telefonicznie nie tylko przez generała Alfreda Jodla (był jednym z tych, którzy podpisali się później pod aktem kapitulacji Niemiec),ale i przez samego Hitlera zdecydował się odpowiedzieć przecząco. Owo pytanie: "Czy Paryż płonie?" stało się zresztą już po śmierci generała (zmarł w Baden-Baden w 1966 roku) tytułem poświęconego mu filmu fabularnego.
Pani Dagmara Spolniak przyznaje, że niełatwo jednoznacznie opisać i osądzić po latach motywy jego postępowania. Czy kierował się miłością do Paryża? Być może, ale to o tyle wątpliwe, że poznał stolicę Francji bliżej dopiero jako jej gubernator. Wcześniej był tam jedynie przez kilka tygodni 1942 roku na wojskowym kursie. Bardziej prawdopodobne jest, że podjął swego rodzaju grę o życie miasta i własne życie ze zwierzchnikami i z aliantami jednocześnie; przypierany do muru przez obie strony.

Naziści wydali na niego zaocznie wyrok śmierci, który nie został wykonany tylko dlatego, że Choltitz znajdował się już w alianckiej niewoli. Alianci też grozili mu śmiercią przez powieszenie, gdyby posłuchał rozkazu i zgotował Paryżowi piekło podobne do tego, które dotknęło Warszawę. W zamian za ocalenie miasta mógł liczyć nie tylko na darowanie życia, ale i na honorowe warunki w czasie pobytu w niewoli. Zdecydował się właśnie na takie rozwiązanie. Von Choltitz prowadził negocjacje z aliantami, m.in. korzystając z pośrednictwa szwedzkiego konsula Raoula Nordlinga.

Przeżył wojnę i przez kolejne dwie dekady mieszkał w Niemczech, ale był i pozostał postacią kontrowersyjną. W swojej ojczyźnie uważano go za zdrajcę dotkniętego wraz z rodziną ostracyzmem, zwłaszcza w środowisku byłych oficerów. We Francji doczekał się wprawdzie Legii Honorowej, ale do dziś nie ma w Paryżu nie tylko znaczącego placu czy ulicy, ale nawet najmniejszego zaułka noszącego jego imię. Jednocześnie przywołuje się go dziś jako prekursora i w pewnym sensie symbol niemiecko-francuskiego pojednania.
Także z okresem powojennym związane są oskarżenia von Choltiza - przez jednego z niemieckich historyków - o rozstrzeliwanie Żydów pod Sewastopolem. Temu zarzutowi zaprzeczał, ratując tym samym dobre imię generała, sam tropiciel hitlerowskich zbrodniarzy wojennych Szymon Wiesenthal.

By stworzyć możliwie pełny obraz poczynań i motywacji generała Dagmara Spolniak dotarła m.in. do jego syna. Timo von Choltitz, niegdyś dziennikarz i specjalista Public Relations, dziś emeryt przyjął z radością fakt, że ktoś w Polsce chce robić film o jego ojcu i doceniał inicjatywę, ale nie wróżył autorce powodzenia. Po dwóch latach zdecydował się usiąść przed kamerą i opowiedzieć o ojcu. Fragmenty kilkugodzinnego wywiadu przeprowadzonego w Baden-Baden znajdą się w filmie.

- Trudno uznać jego oceny za bezstronne i obiektywne - przyznaje Dagmara Spolniak. - Timo von Choltitz, co oczywiste, broni dobrego imienia ojca. Podkreślał, że generał szczerze Hitlera nienawidził.

Prace nad filmem są mocno zaawansowane. Jego autorzy wrócili z Paryża, gdzie filmowali między innymi te miejsca, które są dziś wizytówką miasta, a które ocalały dzięki temu, że von Choltitz odważył się powiedzieć Hitlerowi stanowcze nie. Fabularyzowane zdjęcia do filmu powstały w opolskiej “Villa Park", która wcieliła się w rolę paryskiego hotelu “Le Meurice".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska